****
Wenecja wiosną jest cudowna. Jednak lato tutaj jest o wiele piękniejsze. Mimo że jest kwiecień, to jednak nie można pogardzić pogodą. Jest nie za ciepło, nie za zimno. Wręcz idealnie.
Siedzieliśmy już na białym puszystym kocyku, obok nas walały się owoce, ciasteczka i inne rzeczy. Widok był piękny. Morze non stop dawało o sobie znać, uderzając o skały. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. To mnie uspokajało. Potrafiłam się dzięki temu wyrwać od tej całej rzeczywistości i mimo tego że od środka mnie zżera strach, strach że w każdej chwili mogłabym się utopić, albo mogłoby mnie coś złapać, to tak czy siak uwielbiałam to. Uwielbiałam ten strach, to uczucie.
- Niedługo będą moje urodziny - odparłam przerywając ciszę
- O to fajnie. Kiedy dokładnie? - zapytał. Nie rozumiem po co to powiedziałam, może chciałam wybrnąć z sytuacji która miała kilka godzin temu miejsce? Sądziłam że pewnie zacząłby mnie wypytywać
- 5 czerwca
- Będziemy świętować! - odparł zadowolony. Spuściłam głowę przypominając sobie pewną rzecz, a raczej myśl której miałam się trzymać. - Co się stało? - zapytał. Biłam się z myślami czy mu o tym powiedzieć czy nie?
- Pamiętasz ten dzień, dzień w którym pierwszy raz się poznaliśmy? - lekko przytaknął, mogłam dostrzec na jego twarzy smutek. On tak jak i ja raczej nie przepadamy za tym dniem - no więc... miałam kilka razy myśl aby to zrobić... ale tego nie robiłam. Chciałam poczekać do moich urodzin bo pomyślałam że skoro moja mama zesłała mnie na ten świat akurat tego dnia to czemu by go nie zakończyć akurat wtedy? - prychnęłam - Czekałam, próbowałam zniszczyć się jeszcze bardziej psychicznie aby tylko się nie wahać i naprawdę wszystko byłoby dobrze chyba, chyba byłoby dobrze, gdyby nie... gdyby nie to co zobaczyłam... to było okropne...- łzy napłynęły mi do oczu a potem wyznaczały ścieżkę po moim policzku. Czułam się źle na to wspomnienie. Było okropne i takie bezduszne...
- Co zobaczyłaś? - zapytał. Przetarł kciukiem samotną łzę a moje ciało momentalnie przeszedł dreszcz.
- Widziałam... zobaczyłam moją macochę leżącą na podłodze. Wokół niej lała się krew, oczy wyrażały pustkę a ciało samotność. Była taka niewinna, taka bezbronna. On ją zabił Kiran. Zabił... - odparłam z gulą w gardle - i wiesz co? nie żałował, widziałam to. Widziałam to w jego oczach. Patrzył na nią. Patrzył jak umiera, napawał się tym, jak by to mu dawało siłę. To okropny człowiek. Jest mi tak bardzo przykro że on taki jest. Nigdy mnie nie kochał, nie pomagał, nie troszczył się. Był dla mnie nikim. Był bezdusznym człowiekiem, który napawa się śmiercią bliskich osób. Najpierw moja mama, teraz macocha i co jeszcze zrobił? kogo jeszcze zabił? Kogo jeszcze zabije? - byłam na skraju przepaści.
- Wiem że ostatnio nie dałaś rady mi o tym powiedzieć - odparł niepewnie - ale co się stało z twoją mamą - zapytał niemal niesłyszalnie.
- Ona popełniła... samobójstwo - westchnęłam spuszczając przy tym głowę. Było mi ciężko. Ale ufałam mu, jestem w stanie mu teraz o wszystkim powiedzieć, bo wiem że może to mi ułatwi bądź pomoże - płakałam, ojciec mnie uderzył. Nie wiedziałam co zrobić. Pobiegłam do mamy a gdy otworzyłam drzwi przed oczami ukazała mi się ona... wisząca na lince, oddychająca, lecz zbliżająca się do końca... robiłam wszystko co w mojej mocy. Chciałam ją uratować... próbowałam. Wołałam ojca i gdy tylko się zjawił... - płakałam a raczej ryczałam. Gdy tylko to do mnie wraca to nie umiem się powstrzymać, nie umiem być twarda. Nigdy nie umiałam - on nic nie zrobił Kiran nic nie zrobił... - powiedziałam płaczliwie.
![](https://img.wattpad.com/cover/297227968-288-k829728.jpg)
CZYTASZ
French Lavender
Novela Juvenil~ Moje French Lavender płonęło, a wraz z nim cała moja dusza. Zapach pięknych kwiatów lawendowych unoszący się po ciemnym pokoju, palce poparzone od płomienia. Czyż ten ból nie jest przyjemny? ~ Maeve dziewczyna z bogatego domu, pewnie tak jak ludzi...