Prolog

112 9 0
                                    

Skąpane w światłach opustoszałe z powodu późnej godziny miasto wydawało się senne i spokojne, jednak do czasu. Około północy dało się słyszeć huk, jaki powstaje przy użyciu broni palnej. Ci którzy wciąż włóczyli się po mieście ze zdziwieniem patrzyli w stronę, z której dochodził hałas. Niektórzy jednak, przyzwyczajeni już do tego, szli obojętnie dalej, nie zwracając najmniejszej uwagi na głośny dźwięk słyszalny w dali. Niektórzy niemal z przerażeniem patrzyli na migające w oddali czerwono-niebieskie światła. Coraz częstsze wystrzały z pistoletu, dobiegające z oddali co jakiś czas krzyki, wszystko to sprawiało, iż ludzie zaczęli zachodzić w głowe co tam się właściwie dzieje. Ich wątpliwości rozwiał dopiero czarny furgon, który zmierzał z dużą prędkością w kierunku miejsca, w którym była największa ilość świateł.

Młody policjant trzymając broń gotową do strzału przed sobą szedł pewnie w głąb długiej alejki między blokami mieszkalnymi. W pewnym momencie zatrzymał się i zaczął gorączkowo rozglądać we wszystkie strony. Stracił z pola widzenia, widzianych przez niego do tej pory tropionych. Po chwili jednak słyszalne coraz głośniej kroki uświadomiły mundurowego, że to co tropił zmierza w jego stronę z dużą prędkością. Szponiasta dłoń wystrzeliła nagle z ciemności w stronę policjanta, chcąc poderżnąć mu gardło, nim jednak dotarła do gardzieli człowieka ten został odepchnięty na bok. Wyposażona w czarne szpony ręka zatrzymała się nagle, gdy na jego nadgarstku zacisnęła się inna, nieco większa pazurzasta dłoń. Siedzący na ziemi policjant w niemym szoku obserwował rozwój sytuacji, a gdy tylko dobiegł do niego gardłowy warkot postarał się podnieść i jak najszybciej wycofać z miejsca zdarzenia. Wysoki mężczyzna o czarnych włosach, przyodziany w charakterystyczny czarny strój z niebieskimi oznaczeniami na rękawach, zacisnął wyposażoną w pazury dłoń mocniej na nadgarstku, jak się okazało, młodego chłopaka, który usiłował zapolować na policjanta.

- Cholerni zdrajcy. - Warknął chłopak.

W odpowiedzi usłyszał jedynie głośne warknięcie, a po chwili jego ręka została wykręcona i szarpnięta w górę. Niedoszły łowca krzyknął z bólu, gdy usłyszał chrupnięcie. Starszy mężczyzna pchnął chłopaka na ścianę, przez co ten upadł i chwycił się natychmiast za złamaną najwyraźniej kończynę.

- Za kilka godzin kość się zrośnie, ale przez ten czas najpewniej zdążysz się przekonać, co się dzieje z takimi jak ty. - Sarknął czarnowłosy mężczyzna.

Chłopak zamierzał już obrzucić starszego wilka falą obelg, gdy kątem oka dostrzegł czyjąś sylwetkę na siatce za jego plecami. Nastolatek popatrzył z drwiną na swojego oprawcę, ten nie spodziewając się niczego warknął.

- Gdybym był tobą uważałbym na to, co mam za plecami. - Wymamrotał chłopak, za nim ponownie skrzywił się z bólu.

Za nim do bruneta dotarło znaczenie słów młodziaka postać siedząca na prawie dwumetrowej siatce, zdążyła już z niej zeskoczyć, zmieniając przy tym postać, z ludzkiej na wilczą. Mężczyzna odwrócił się, gdy usłyszał za sobą warczenie, szaro-rudy wilk już szykował się do skoku. Ogromny czworonóg po chwili skoczył wprost na starszego zmiennokształtnego, ten jednak zdołał się pochylić. Zwierzę przeturlało się kawałek, jednak szybko podniosło się z ziemi i spróbowało ponownie zaatakować. Psowaty zszedł w dół na łapach, szykując się do skoku, ale gdy tylko miał już poszybować w stronę mężczyzny, który stał teraz kawałek przed nim gotowy do ewentualnej obrony został kopnięty w pysk na tyle mocno, by uderzyć w pobliską ścianę i pozbyć się jednego z obnażonych w tamtej chwili kłów. Psowaty zaskomlał z bólu, by potem warknąć donośnie oraz odwrócić łeb w stronę tego, kto przywitał go mocnym kopnięciem. Przed wilkiem stała młoda kobieta o ciemnych, prawie czarnych włosach oraz błyszczących żółtych oczach. Szary wilk zbierał się już do ataku, gdy z oddali padł strzał, po chwili olbrzymi zwierz padł jak długi na ziemię.

- Na przyszłość bądź ostrożniejszy. - Rzuciła kobieta przez ramię do stojącego za nią mężczyzny.

- Nie mam oczu dookoła głowy. - Odgryzł się mężczyzna, po czym podszedł do powalonego wcześniej chłopaka.

Nastolatek pomimo złamanej kończyny zaczął się szarpać, gdy tylko starszy wilk schował szpony i zaczął podnosić go z ziemi. Wtedy właśnie kolejna fala bólu dotarła do chłopaka ze zdwojoną siłą.

- Przestań się szarpać, inaczej połamie ci drugą rękę. - Warknął do niego mężczyzna.

Młody wilk nie zwrócił uwagi na groźbę i w dalszym ciągu starał się uwolnić z uścisku. Mężczyzna warknął i ścisnął mocniej rękę chłopaka, prowadząc go w kierunku wyjścia z zaułku. Kobieta, która kopnęła drugiego wilka w pysk spojrzała w stronę wyposażonego w broń palną mężczyzny, który wszedł do zaułka.

- Dobra robota Darren. - Zwróciła się do strzelca.

- Ledwo udało mi się go trafić przez to, co działo się przy ulicy.

- Dużo ich było?

- Sporo - mruknął mężczyzna w odpowiedzi. - większość nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat.

- Jasna Cholera. Trzeba w końcu wyłapać tych pomyleńców, jeśli werbują już tak młode osoby, to coś musi być naprawdę na rzeczy. - Rzekła kobieta.

- Albo to akt desperacji. - Sapnął Darren, wzruszając ramionami.

Kobieta zerknęła na niego tylko, po czym ruszyła w stronę ulicy, na której stały dwa czarne vany oraz radiowóz. Z oddali widziała jak do jednego z furgonów wpychani są młodzi ludzie schwytani w trakcie obławy. Kobieta pokręciła głową i westchnęła głośno. Po chwili podeszła do mężczyzny, którego wcześniej uratowała.

- Porozmawiamy sobie w domu. - Mruknęła i ruszyła dalej przed siebie w kierunku drugiego czarnego vana.

Czarnowłosy popatrzył w ślad za nią i uniósł brew jednocześnie rozbawiony, jak i zdziwiony.

Kilka godzin później para łowców wróciła już do swojego mieszkania, gdzie oboje po szybkim doprowadzeniu się do porządku udali się do sypialni. Mężczyzna popatrzył na swoją partnerkę, która po dłuższej chwili lustrowania go wzrokiem pchnęła go mocno, przez co ten upadł na łóżko plecami. Ciemne włosy kobiety opadły na jej lewe ramie i połaskotały nieco leżącego na łóżku mężczyznę, gdy usiadła na nim okrakiem.

- Jesteś idiotą Kane. - Mruknęła kobieta.

- Chodzi o te akcje z miasta?

- Gdyby nie ja ten pchlarz dorwałby ci się do gardła. - Mruknęła ponownie brązowowłosa, marszcząc nieco brwi.

- Nic nie poradzę, że jestem nieostrożny i lubię pakować tyłek w kłopoty. - Mruknął Kane, a na jego twarz wkradł się szelmowski uśmieszek.

- Z których potem jestem wręcz zmuszona cię wyciągać.

Mężczyzna nie odezwał się już ani słowem, zamiast tego patrzył na siedzącą na nim kobietę, wpatrując się w jej bursztynowe oczy, wciąż z szelmowskim uśmiechem, zdobiącym jego twarz. Kobieta prychnęła cicho i zsunęła się z mężczyzny, opadając obok niego na materac łóżka. Nagle wzrok wilczycy padł na jedną ze ścian, by zaledwie ułamek sekund później paść na przeciwległą ścianę sypialni. Kane widząc to przysunął się bliżej partnerki i objął ją, na co ta wtuliła się w niego i zamknęła oczy.

- Jeszcze trochę i się stąd wyniesiemy, gdzieś, gdzie będzie dużo otwartej przestrzeni. - Wyszeptał Kane.

Brunetka zerknęła jeszcze na partnera za nim bijące od niego ciepło i spokojne bicie jego serca sprawiły, iż wpadła w objęcia Morfeusza.

Projekt W.I.L.KOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz