Rozdział 2

42 5 8
                                    

Po wyczerpującym dniu w końcu udałem się do domu dotknąłem klamki po czym otworzyłem drzwi, następnie wszedłem do domu. Zmęczony udałem się na górę po schodach do pokoju wziołem moją piżamę, następnie poszedłem do łazienki się przebrać i natychmiast po wyjściu skierowałem się w stronę łóżka. Położyłem się owinąłem kocem i usiłowałem zasnąć. Kiedy otworzyłem oczy byłem w lesie, wstałem gwałotnie otrzepując się z liści nagle poczułem nie wyobrażalny ból na moim barku. Zobaczyłem że zostałem postrzelony z kuszy i strzała pozostała na moim barku wraz z bólem i krwią. Chciałem wyciągnąć strzałę jednak zauważyłem że w drzewie obok również jest strzała, świeża. Zrobiło mi się nie dobrze kiedy przypomniało mi się o czym gadałem z Masonem i Coreyem "łowca w Beacon Hills który wysłał bezbronne wilkołaki które ledwo uszły z życiem do szpitala". Kiedy tak sobie myśłalem, z prędkością światła w moim kierunku przyleciała wystżelona przedtem strzała. Poczułem ból w udzie zacząłem się gwałtownie rozglądać i dysząc ciężko, kiedy usłyszałem przeładowanie kuszy zacząłem uciekać między drzewa. Starałem się go zgubić co chwilę się rozglądałem żeby sprawdzić czy napastnik nie biegnie za mną w głębi duszy wiedziałem że pomimo że go nie widzię i tak chowa się gdzieś w okolicy drzew czychajac na mnie. Kiedy stanąłem by wziąść oddech prawie od razu znowu pobiegłem jednak nadepnąłem na coś w rodzaju sznurka który strącił  mnie z równowagi kiedy się otrząsnąłem zwisalem do góry nogami a zza drzew było słychać zły chichot który nie wskazywał na nic dobrego. Wyłonią się postać z czymś  w ręce chyba ze strzała  i z uśmiechem

- no i gdzie ta agresywna beta wielkiego Scotta McCalla? Powiedział nieznany chłopak z nutą śmiechu w głosię.

- czego ode mnie chcesz? Zapytałem z lekkim rozdrażnieniem zaciskając zęby i marząc żeby sznurek się rozluźnił żeby mógł skoczyć na prześladowce i wbić w niego ostre kły.

- Cóż.. Jesteś wilkołakiem ludzie w Beacon
Hills nie potrzebują tego typu stworzeni tutaj, ludzie chcą się czuć bezpiecznie a nie na każdym kroku bać się że ktoś a raczej coś z pazurami, kłami i świeconcymi oczami rzuć się na ciebie. Zakończył z zadowaloniwm w głosie

- tylko na ciebie! Wykrzyknąłem mu prosto w twarz natomiast wysunęły mi się kły i zacisnąłem je w pogróżce

- Poza tym. Zaczął nieznany łowca-lubię patrzeć jak ktoś, coś cierpi. Powiedział to po czym skierował przedmiot w ręce prosto w mój brzuch, śmiejąc się przy tym.

Warknąłem z bólu a potem zauważyłem, że krzewy się ruszają z nich wyłonił się mężczyzna z wysuniętymi pazurami, kłami i święcącymi na złoto oczami,

-UWAŻAJ, ZA TOBĄ. Krzyknąłem do chłopca który stał przede mną . Ale bez skutku.

brunet wbiegł na napastnika wbił mu pazury w plecy było widać je wysunięte z brzucha a z ust chłopaka wypływała czerwona ciecz. Mężczyzna schował pazury i kły następnie zgasił złote ślepia po czym powiedział

- cześć Liam

Zamarłem tego głosu, zielonych oczu i brązowych włosów nie dało się zapomnieć.

- Cześć Theo... Powiedziałem cicho

Nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału ale mam nadzieję że się wam spodoba, postaram się to rozkręcić nie jestem dobra w robieniu wstępu 😀🤟🏼

Przywiązanie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz