ROZDZIAŁ XXI

12.7K 644 12
                                    

-Betty,może powinnaś dać im szansę-powiedziała Olivia,serdeczna przyjaciółka i sąsiadka rodziny Terrych,siedząc na ławce i obserwowała radosną parę zabawiającą wspólnie dziecko.
Widok był słodki.John trzymał za rączki córeczkę,a Suzy biegała wokół,powodując głośny śmiech dziecka.
Betty przechyliła głowę.
-Mam na względzie tylko i wyłącznie dobro Suzy-westchnęła-Ona jest młoda,naiwna...
-Myślisz,że ten przemiły mężczyzna chce ją w jakiś sposób wykorzystać?-towarzyszka pani Terry pokiwała z niedowierzaniem głową-Nie sądzę.
-Po prostu uważam,że Suzy powinna iść na studia i zdobyć wykształcenie.
-Ale czy on jej na to nie pozwala?
-Tutaj wcale nie chodzi o jego pozwolenie,ale o to,że on ma dziecko,które zamierza wychowywać razem z moją córką.
-Chyba jesteś do niego zbyt wrogo nastawiona,Betty-westchnęła Olivia-Przecież na pierwszy rzut oka widać,że są w sobie po uszy zakochani!
-Nie jestem wrogo nastawiona.Nawet go polubiłam.Jest uprzejmy,kulturalny i...
-I dobrze ustawiony-kobieta uniosła palec do góry-Zapewni Suzanne utrzymanie,o to napewno nie musisz się martwić.
-Wiem,ale...martwię się raczej o jej szczęście.
-O szczęście?-prychnęła Olivia-Szczęście to ona już ma i to ogromne.Zostaje Ci tylko pobłogosławić tej parce,moja droga!
-Myślisz?
-No jasne!Skoro Suzy tego chce...Najwyżej się sparzy,błędów się w życiu nie uniknie.
Betty jeszcze raz przyjrzała się uważnie swojej córce.
Jeszcze nie tak dawno uczyła ją chodzić i mówić pierwsze słowa,czytała bajki i całowała na dobranoc,a teraz?
Teraz Suzy była już dorosła i samodzielnie podejmowała decyzje.Betty doskonale o tym wiedziała i szczerze mówiąc trochę ją to bolało.Miała przecież tylko ją i za nic w świecie nie chciała jej stracić.
-Mamo,idziemy z Johnem na spacer-poinformowała kobietę Sue i pomogła mężczyźnie umieścić małą Sophie w wózku.
Wyszli z posesji i tyle ich Betty widziała.
Spacerowali powoli,ciesząc się urokami lata.Niebo było bezchmurne,a słońce świeciło beztrosko.
Suzanne poprosiła Johna,by na moment zboczyli z drogi i przeszli obok kościoła,wchodząc na teren zadbanego cmentarza.

Wcześniej odwiedzała tatę przynajmniej dwa razy w tygodniu.
Jego grób znajdował się w ustronnym miejscu i dziewczyna lubiła siedzieć na małej ławeczce i najzwyczajniej w świecie do niego mówić.Zwierzała mu się ze swoich kłopotów,opowiadała o sukcesach albo o zwykłych błahostkach.
Lubiła u niego przesiadywać.Przychodziła tu samodzielnie odkąd skończyła osiem lat.Kiedy Suzy akurat nie było w domu,Betty wiedziała,gdzie jej szukać.Nie przeszkadzała córce.Zdawała sobie sprawę,jak bardzo brakowało jej ojca i ogromnie trapiła świadomość,że nie może nic z tym zrobić.

Szli powoli,prowadząc wózek z Sophie,która zdążyła zasnąć ukołysana letnim powietrzem.
Kiedy dotarli już nad grób ojca Suzanne,oboje uklęknęli i w ciszy zmówili modlitwę.
-Wiesz,jak cholernie mi go brakowało przez te wszystkie lata?-położyła głowę na jego ramieniu,gdy usiedli na małej ławeczce.
John milczał.Doskonale wiedział,że Suzy potrzebuje się wygadać,a on musi jej wysłuchać.Tak po prostu.
-Najgorzej było w podstawówce-westchnęła-Kiedy inne dzieciaki wręczały laurki swoim ojcom,ja przynosiłam kwiaty tutaj.Był wspaniałym człowiekiem i zawsze zastanawiałam się,dlaczego Bóg nam go zabrał?Na świecie chodzi tylu bandytów,złodziei,pijaków,a On wybrał akurat mojego tatę i możesz się ze mnie śmiać,ale przez lata miałam żal do Boga.
-Rozumiem-wyszeptał tylko.
-Sophie jest ogromną szczęściarą,że Cię ma,wiesz?Poświęcaj jej tyle czasu,ile tylko możesz,bo z autopsji wiem,że to najcenniejsze,co dziecko może dostać od rodzica.
-Wiem,skarbie-ucałował jej czoło-Martwi mnie tylko to,że Sophie nie może liczyć na matkę.Wiesz,że znaczysz dla niej o wiele więcej niż Alice,prawda?Razem możemy stworzyć jej dom,jeśli tylko zechcesz.
-Chyba powinieneś poprosić o to mojego ojca-zaśmiała się cicho.
-Zgoda-wziął na poważnie słowa dziewczyny i znów uklęknął-Panie Jamiesie Terry,ogromnie kocham pańską córkę i obiecuję opiekować się nią do końca życia-wygłosił.z powagą-Czy pan mi na to pozwoli?
Minęła chwila,nim wstał i znów usiadł obok Suzanne.
-Tata napewno się bardzo ucieszył.Wiesz,kiedyś często mi się śnił i były to najpiękniejsze sny.Raz powiedział mi,że trafię w końcu na kogoś wyjątkowego,kto równie wiele przeszedł i to z nim będę szczęśliwa.Jesteś moją przepowiednią-spojrzała mu prosto w oczy.
-Kocham Cię-pocałował ją delikatnie.
Wreszcie mogła to usłyszeć.Te dwa proste słowa dawały tyle szczęścia i obietnic...
Teraz była pewna,że dokonała odpowiedniego wyboru.

Kiedy wrócili,Betty już czekała z kolacją.
-Byliśmy u taty,trochę nam się zeszło-wyjaśniła dziewczyna,wyjmując Sophie z wózka.
-Kwiaty są jeszcze świeże?-Betty postawiła na stole dzbanek z herbatą.
-Tak,zapaliliśmy lampkę.
-Suzy,usiądźcie.Chcę wam coś powiedzieć-lekko poddenerwowana kobieta pogładziła dłoń córki.
Oboje usiedli,a John posadził sobie dziecko na kolanach.
-Przemyślałam sobie wszystko i uważam,że skoro jesteście razem.szczęśliwi,to ja wam na drodze nie będę stawała-uśmiechnęła się szczerze-Tylko oczekuję od was wyjaśnień.Jak wy to wszystko sobie wyobrażacie?
-Suzanne zacznie studia od nowego semestru-powiedział zdecydowanie mężczyzna-Ja mam własną firmę,dobrze zarabiam.Dla Sophie znajdziemy jakąś opiekunkę,która zajmie się nią w czasie,kiedy mnie i Suzy nie będzie.
-Poradzimy sobie,mamo-zapewniła dziewczyna,gładząc dziecko po główce.
-Pamiętajcie,że zawsze możecie liczyć na moją pomoc.I jeszcze jedno,jeśli pozwolicie,Sophie może mówić do mnie babciu-Betty uśmiechnęła się szczerze.
Wiedziała,że sprawiła tym ogromną radość nie tyle Suzy,co Johnowi.Sophie nie mała prawdziwej babci,która jest przecież ogromnym skarbem.
-Dziękujemy-John zerknął na córeczkę.
Nieświadoma niczego mała siedziała beztrosko na kolanach taty,bawiąc się jego palcami.
-Ma-ma-wykrzyczała nagle,przyglądając się Suzanne.
Dziewczyna zaniemówiła,John też.
Suzy zdawała sobie sprawę,że wiele dla dziewczynki znaczyła,ale czy należy pozwolić na to,żeby nazywała ją mamą?
Co jak co,ale to było chyba całkowicie nie fair w stosunku do Alice.
-Cio-cia-poprawiła ją.
-Jesteś pewna?-John uniósł brew.
Betty nic nie mówiła.Przyglądała się jedynie uroczej dziewczynce.
-Tak,Sophie ma już mamę.Tak nie można,John-pokiwała głową.
-Jak chcesz,ale wiesz,że zawsze możesz...
-Będę pamiętała.Nakarmię ją-przejęła dziecko i poszła z nim do kuchni,rozmyślając o tym,co powiedział jej mężczyzna.

Z jadalni dochodziły ją ciche głosy,co oznaczało tylko,że Betty i John znaleźli wspólny język.
Pierwszy krok podczas wspólnej wędrówki.Zapowiadało się naprawdę obiecująco...

Kochani!
Wracam do Was po krótkim urlopie i przyznam,że zbliżamy się ku końcowi "Zaczekaj na mnie!" :)
Mam dla Was małą niespodziankę,ale o tym później! :)
Mam nadzieję,że nadal ze mną jesteście.
Pozdrawiam! :*

Zaczekaj na mnie!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz