3. One-san.

225 13 2
                                    

Jest dzień. I gówno mogę robić bo słońce mnie w skure w huj boli. Siedze w domu mojej macochy i oto–sama.
-One–san, dlaczego nie wychodzisz na podwórko?- pyta się moja przyrodnia siostra wchodząc do mojego pokoju.
-Poprostu nie lubie słonca. - odpowiadam.
-To dlatego twoje zasłony są spuszczone w dzień a w noc nie.- potwierdza moja przyrodnia siostra.
-No. - mówie czytając książke.
-A pomożesz mi? - pyta się moja przyrodnia siostra.
-W czym? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
-Bo ide do przedszkola i nie mogę znaleźć mojego zeszytu do szlaczków.- marudzi Annie.
-Chyba jest w salonie. Choć. - mówie wstając z fotela i biorąc Annie za rękę  do salonu.
-Przeszukałam już cały salon więc wątpie że ty dasz radę go znaleźć. - mówi Annie a ja puszczam jej ręke i wchodzę na kanape.
-A patrzyłaś za kanape? - pytam się.
-Jasne że nie. Jak niby mój zeszyt miałby tam się znaleźć? - zadaje pytanie retoryczne Annie.
-Wiesz wszystko jest możliwe. - mówie wyciągając z dziury między ścianą a kanapą zeszyt.
-Ale....... - Annie zamórowało.
-Wiesz Annie. Wszystko jest możliwe nawet za dużo....... - mówie klękając do niej. Podaje jej zeszyt a ona ode mnie go bierze.
-Co masz na myśli? - pyta się Annie.
-Nic. Chodź, mama chyba się niecierpliwi. - mówie biorąc ją za rękę i prowadząc do sypialni rodziców.
-Shi czy ty mogłabyś dzisiaj zaprowadzić Annie do przedszkola?- pyta się moja macocha.
-Dlaczego? - pytam się a macocha połyka jakieś tabletki.
-Dzisiaj źle się czuję a nie chce żeby inne mamy plotkowały że chce zarazić ich dzieci. - odpowiada macocha. Ja zastanawiając się patrzę za okno i widzę że chmury doszczętnie zasłaniają słońce a deszcz miarowo spada na ziemie.
-Dobra i tak nie mam nic do roboty. - mówie biorąc Annie na ręce.
-Ejjj! Zachowujecie się jakby mnie nie było! - krzyczy Annie ciągając mnie za włosy.
-A co chcesz? - pytam się.
-Dlaczego tata nie może nigdy mnie dać do przedszkola? - pyta się Annie a mnie zmroziło.
-Oto–san ma zawsze dużo pracy. - mówie idac  do drzwi.
-A kiedy weźmie sobie wolne? - pyta się Annie a ja zakładam jej kurtke. Wiesz żyje już 616 lat i nigdy nie widziałam żeby powiedział chociaż raz że weźmie wolne.
-Nie wiem, ale kiedyś chyba weźmie. - mówie zapinając swoją kurtke.
-Dobra chodźmy. - mówie biorąc na ręce Annie i chwytając parasolke. Wychodzimy z domu i kierujemy się w lewą stronę.
-Shi. To jest w prawo. - mówi Annie a ja się zatrzymuje.
-Wiedziałam poprostu chciałam zobaczyć czy ty to wiedziałaś. - mówie  zmieniając kierunek.

TIME SKIP.

-Pa. - mówie do Annie gdy wchodzi do przedszkola.
-Pa pa. - odpowiada mi. Problem z głowy. Teraz szybko trzeba się dostać do domu zanim słońce. Wtedy zobaczyła słońce wychodzące za chmur. O kurwa. Pobiegła jak najszybciej pod dach jakiegoś sklepu który był odwrócony tyłem do słońca.
Ufff jak dobrze. Akurat na czas.
-Dlaczego panienka zamiast od deszczu uciekać ucieka przed słońcem. - pyta się męski głos koło mnie. Kieruje wzrok na niego. O MÓJ KAMI–SAMA! To jest zabójca demonów! I to chyba jeszcze hashira. Popatrzyłam na niego. Ma bląd włosy z rudymi końcówkami i miecz.
-Poprostu nie lubie słońca. Świeci w oczy i wogle. - tłumacze się dla mężczyzny.
-Hymmmm. Wie panienka co to są demony? - pyta się bląd włosy. Fuck.

//////////////////////////////////////////////////////
Chciałam dać takie coś jak o rodzinie Muzana. I dałam.

Shi Kibutsuji Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz