Gdy jednorożec staje się reniferem.

251 28 135
                                    


 Krystian Maliński wiedział to jeszcze nim na dobre dotarło do niego, że się przebudził. Zanim otworzył oczy i ziewnął szeroko, zanim otarł zaspane oczy pięścią. Zanim zamrugał ociężale, wzdychając cicho, bowiem otaczała go szarość poranka jeszcze przecież przed wschodem słońca. Obok pochrapywał Antonii, który tego dnia rozpoczął już swoja przerwę świąteczną. On nie mógł sobie na to pozwolić. Jeszcze dzisiaj do godziny dwunastej miał poumawiane cztery klientki, w tym dwie na farbowanie. Lubił swoją pracę i miał pewien sentyment do tych wypachnionych elegantek, które przychodziły już tylko do niego. Można nawet powiedzieć, że wiele z nich darzył szczerą sympatią. Ale, do diabła, mogły sobie farbować włoski wcześniej, a nie w samą Wigilię!

Tak, już wtedy wiedział, że to będzie absolutnie pokopany dzień.

Miał plany! A mówiąc ściślej, razem z Antonim mieli. W obliczu sporów u kogo spędzą Wigilię, gdzie ani Cecylia, ani Krystyna nie wyobrażały sobie tego wieczoru bez swojego syna, mężczyźni uznali, że nie pójdą nigdzie, zostając we własnym mieszkanku i łamiąc się opłatkiem ze sobą. I tak oto w pierwszy dzień świąt mieli udać się do rodziców Antka, a potem wziąć samolot i wylecieć do Norwegii.

Lamentom nie było końca. Bo przecież to nie do pomyślenia, by byli tylko we dwóch w Wigilię! To nie do pomyślenia, by z dala od matki i ojca! I jak to tak? Bez Perełki i przyszłego zięcia?

Zwlókł się więc z łóżka, sapnął kilkukrotnie i uśmiechnął się z mieszaniną czułości i lubieżności do śpiącego wciąż Antka.

Ożywił się nieco już w salonie, gdy z radia wypływało rozkoszne dzyndzolenie pomieszane z eleganckim kolędowaniem. Sunął niczym bożek między klientkami tu farbując, tu przycinając, w przerwach wydając polecenia pracownikom.

– Panie Krystianku, a pan gdzie spędza Święta?

– W mieście, pani Krysiu – odparł, ściągając na moment usta, oceniając przy tym wstępny efekt swojej pracy.

– Na śmierć zapomniałam – odezwała się inna, która czekała na spłukanie farby. – Ja mam dla ciebie serniczek. Taki z brzoskwinką.

Krystian odwrócił się do niej i uśmiechnął się szeroko.

– Pani Zosiu, nie trzeba było. Toż to dodatkowo się pani narobić musiała!

Kobieta odwzajemniła uśmiech.

– Trzeba, trzeba. Ty taki chudziutki jesteś. No i za taką wspaniałą pracę ci się należy.

Mężczyzna pokręcił głową z lekkim rozbawieniem.

– Niemożliwa jest pani, niemożliwa!

Wbrew poprzednim narzekaniom Krystian całkiem przyjemnie spędził czas w pracy. Wyszedł stamtąd przed czternastą. Z uśmiechem na ustach i wizją kolacji wraz z tym, co najpewniej wydarzy się po niej. W końcu prezenty mogą przybrać i formę niematerialną.

Przekręcał właśnie klucz w niedużym zamku u góry futryny, gdy usłyszał chlipanie. Jękliwe ciche zawodzenie połączone z pociąganiem nosem. Zmarszczył brwi i odwrócił się. Na krawężniku siedział jakiś facet w dłuższym płaszczyku. Rwał włosy z głowy i nawet zaczął soczyście przeklinać. Krystian rozważył na szybko wszelkie za i przeciw nim uznał, że jednak warto podejść i zapytać czy w czymś nie pomóc.

Mężczyzna uniósł na niego zrezygnowane spojrzenie i westchnął ciężko.

– A w czym mi pan pomoże... katastrofa, puszczą mi firmę z torbami. Mój Boże tam prawie całe osiedle miało zamówienie.

Pośród tęczy mieszkają i czarne jednorożce.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz