Murtagh wraz z Cierniem lecieli wysoko ponad lądami Alagaësii. Mężczyzna rozglądał się ciekawie po polach i pastwiskach leżących daleko w dole, pogrążonych w niemal całkowitych ciemnościach przedświtu.
Gdy pierwsze słoneczne promienie wychynęły zza horyzontu, by oświetlić tutejszą ziemię, smok i jego jeździec usadowieni już byli w wygodnej kryjówce w środku lasu. Wysoka ściana skalna zabezpieczała Ciernia od jednej strony, od drugiej zaś na straży stały, niedotknięte ludzką stopą, okrutnie gęste zarośla między strzelistymi drzewami.
Człowiek poprawił pas z mieczem, odpiął sakwę od smoczych juków, a następnie zarzucił na ramiona szary płaszcz podróżny.
Tylko nie zabawiaj tam długo.
Murtagh spojrzał z uśmiechem na szkarłatnego pogromcę owiec, przewracając oczami.
- Spokojnie, nie zamierzam. Chcę tylko kupić parę rzeczy - wyszeptał Jeździec, po czym przedarł się przez krzaki i ruszył w stronę leżącej nieopodal wsi.
~*~
Lirrian była niespokojna. Miała dziwne przeczucie, choć nie wiedziała, czego miało ono dotyczyć. Dziewczyna siedziała w swojej jaskini, ucierając znalezione nieopodal rzadkie zioła i karmiąc żyjące w jaskini stworzenie. Uznała, że jeszcze parę dni i będzie trzeba przenieść je do nowej kryjówki. Miało tylko miesiąc, lecz już niedługo ciężko byłoby wyprowadzić je ciasnymi, krętymi korytarzami. Aby odwlec niepokojące myśli, zaczęła szybciej poruszać moździerzem.
~*~
Murtagh tymczasem dotarł do wioski uprzednio odnalezioną leśną dróżką.
Skrzywił się lekko, czując nieodłączny w tego typu osadach smród potu, zwierząt i podłego karczemnego żarcia. Jednocześnie jednak ucieszył się z możliwości porozmawiania z innym człowiekiem, nieświadomym, kogo ma przed sobą.Szedł główną drogą spokojnym krokiem i rozglądał się w poszukiwaniu miejscowego zielarza czy uzdrowicielki. Długo szukać nie musiał, już po paru minutach zauważył charakterystycznie ozdobioną chatkę. Podszedł do drzwi i zastukał mocno. Odzewu nie było, więc mężczyzna zdecydował w pierwszej kolejności załatwić sprawunki. Odwróciwszy się od drzwi, Murtagh stanął twarzą w twarz z sołtysem wsi, co poznał po dobrej jakościowo, choć wybitnie brudnej, koszuli.
- Zielarki nie ma, wybrała się do lasu na parę dni.
Murtagh skinął głową, chcąc jednocześnie wyminąć natręta.
- Pan przyjezdny?
Kolejne skinienie.
- Chybaś niezbyt rozmowny, co?
Smoczy Jeździec wyciągnął dłoń w stronę wieśniaka. Ten ujął ją.
- Jestem Tornac - powiedział Murtagh, dodając okoliczny wieśniacki akcent. - Przyjezdny, a i owszem.
Sołtys uśmiechnął się szeroko, prezentując braki w uzębieniu.
- Ja jestem Syfes. Jestem tu sołtysem, więc gdybyś czegoś potrzebował, to mnie znajdź. Gospoda jest tam - mężczyzna wykonał nieokreślony ruch ręką w stronę smrodu, a następnie w drugą stronę - a tam jest nasz mały bazarek. Można też wymieniać towary. Ale ceny dyktuje właściciel straganu, nie targuj się zbyt mocno.
To dodawszy, sołtys zbierał się już do odejścia. Zatrzymała go silna ręką Murtagha na ramieniu.
- Zielarka nie ma jakiejś uczennicy, pomocnika? - spytał.
Przez twarz wieśniaka przemknął wyraz obrzydzenia.
- Ma. Ale nie chcesz, żeby cię leczyła. To pomiot.
Chłop odwrócił się i odszedł, nie mówiąc już ani słowa.
~*~
Półelfka zbliżała się ostrożnie do wyjścia z jaskinii. Mały, biały smok siedział na jej ramieniu, wychylając się ciekawie. Nagle do uszu dziewczyny doszło sapnięcie, jakiego dotąd nie słyszała. Wydało jej się bowiem, że brzmiało ono podobnie do takich dźwięków, jakie wydawało jej smoczątko. Tyle, że dziesięć razy głośniej. Nastolatka zatrzymała się niemal na wylocie tunelu i wytężyła słuch. Uznała, że w lesie jest cicho, jak zwykle. Nie chciała jednak ryzykować, więc posadziła łuskowatego stworka na podłodze.
- Nie ruszaj się stąd, póki po ciebie nie wrócę. Muszę coś sprawdzić - szepnęła Lirrian, po czym przejechała dłonią po okrytym łuskami łebku.
- Zostań - powtórzyła i wyszła w słoneczny las.
~*~
Czarnowłosy Jeździec postanowił wrócić do swego smoka, gdy zaczął zapadać zmierzch. Mężczyzna obszedł stragany na bazarku, zakupując trochę świeżego prowiantu - czerstwego chleba i suszonego mięsa wybitnym daniem, które jeść możnaby co dzień, nazwać się nie dało. Odwiedził też gospodę, chcąc skosztować lokalnego trunku. Nie przypadł mu on jednak do gustu. Zgodnie z obietnicą Murtagh nie błądził dużo dłużej po wsi i skierował się z powrotem do lasu.
Bez większych przeszkód dotarł do swej kryjówki, jednak natychmiast zamarł ze zdziwienia, ledwo przedarłszy się przez krzaki. Otóż jego smok nie był sam. Przyciskał łapą do ziemi jakąś dziką pannicę, ale, co ciekawe, nie rzucała się ona w z góry skazanych na porażkę próbach uwolnienia się, lecz najwidoczniej prowadziła ze smokiem dyskusję.
Co tu się dzieje? - odezwał się mężczyzna w myślach. Cierń w odpowiedzi pokazał mu obraz wysokiej, długowłosej nastolatki, która wyszła z tunelu wprost na smoczy pysk. Wylot tunelu był mały, zdawało się Murtaghowi, że żadnemu człowiekowi nie chciałoby się w niego wciskać, szczególnie, iż otwór ten był ponad metr nad ziemią. Jeździec rzucił sprawunki i dobył miecza, nieufnie zerkając na otoczoną aureolą złotych włosów głowę, wychylającą się spomiędzy smoczych pazurów. Dziewczyna zerknęła Murtaghowi głęboko w oczy, po czym odezwała się cicho, po raz pierwszy zwracając się do niego.
- Eka ai fricai... - zaczęła, jakby niepewna swojej znajomości starszej mowy- ...un Shur'tugal - dodała jeszcze ciszej, po czym podniosła lewą dłoń, wysuwając ją zza gigantycznego szpona tylko na tyle, by mężczyzna mógł zobaczyć srebrzyste znamię.
Mężczyzna skinął głową, jednocześnie dając Cierniowi znać, by wypuścił dziewczynę. Ta wstała, otrzepała siebie, potem smoczy szpon, a następnie skłoniła się lekko. Spojrzała na Jeźdźca ciekawie, lecz czujnie. Murtagh zerknął w jej cudowne, intensywnie zielone oczy, po czym odpowiedział zdaniem wypowiedzianym przez pannę:
- Eka ai fricai un Shur'tugal.
Dziewczę odetchnęło z ulgą, po czym pozbierało z ziemi wysypane z torby ingrediencje.
- To ty jesteś uczennicą zielarki?
Lirrian z zaskoczenia aż wypuściła trzymane w dłoni zioło. Opanowała się jednak szybko i skinęła głową.
- We wsi powiedziano mi, że nie chciałbym, byś mnie leczyła. Że jesteś pomiotem. Co mieli na myśli?
Młoda zielarka spojrzała hardo w oczy uzbrojonego mężczyzny, po czym odsłoniła spiczaste ucho.
- Mam na imię Ellirrianoi. Jestem tutejszą czeladniczką zielarki oraz wioskowym wyrzutkiem. Bo jestem półelfką - dopowiedziała ze smutnym uśmiechem, wepchnęła do torby ostatnią z małych buteleczek i związała włosy wyjętym z torby rzemieniem. Następnie podeszła do wylotu swojego tunelu, podskoczyła, podciągnęła się i tyle ją widzieli.
Smok i Jeździec wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym przystąpili do uprzątania polanki przed spoczynkiem.

CZYTASZ
Shur'tugal
FanfictionMłoda dziewczyna zostaje Smoczym Jeźdźcem. Jest to jej szansa na udowodnienie samej sobie, że jest coś warta.