Rozdział 16.

1.3K 19 9
                                    

Czy właśnie już znajdowałam się w piekle? Wydaje mi się, że tak, bo to w końcu moje miejsce.

Obudziłam się z nie dużym bólem głowy. Na sobie miałam zwykłą czerwoną dużą koszulkę, która ewidentnie nie należała do mnie. Rozejrzałam się nieznanym pomieszczeniu. Pokój był wykonany w stylu wiktoriańskim. Łóżko w którym leżałam było zrobione w ciemnozielonym odcieniu z baldachimem. Ściągnęłam z siebie satynowe okrycie i wstałam z łoża lekko kiwając się. Czułam się fatalnie.

Usłyszałam przekręcający się klucz w dużych ciemnych drzwiach. Zauważyłam męską posturę facet stał w progu. To był ten sam mężczyzna z mojego snu. Oddech znacznie mi przyspieszył, kiedy tylko on przybliżał się w moją stronę. Wyglądał na około ponad czterdzieści lat, miał czarne włosy i lekko ciemną karnację.

– Witaj moja droga, Madeleinie – powiedział twardym tonem głosu wywołując u mnie ciarki.

– Kim Pan jest? – zapytałam trzęsąc się z przerażenia.

– Och, trochę niegrzecznie z mojej strony. Mam na imię Lorenzo Sharon i jestem twoim biologicznym ojcem – powiedział nagle.

Chciało mi się wymiotować. Brzuch skręcił mi się gwałtownie powodując u mnie nieprzyjemne uczucie. To było wręcz niemożliwe. Ten facet nie mógł być moim tatą. Mój prawdziwy rodziciel był w Francji i miał na imię Victor.

– To są żarty, prawda? – spytałam się modląc się w duchu, żeby był to nieudany kawał.

– Otóż nie moja droga, Madeleine – rzekł stojąc blisko mnie.

– Czemu mnie tak nazywasz? – dopytałam wciąż niedowierzając w ten fakt, że mój ojciec nie był moim ojcem.

– Twoja matka Cię tak nazwała – westchnął pod nosem patrząc się na swój zapewne drogi zegarek, który był na niego nadgarstku. – Jest tak samo piękna jak ty – dodał po chwili, po czym dotknął mojej delikatnej skóry.

– Penelope nie jest w żadnym stopniu podobna do mnie – oznajmiłam unosząc do góry głowę.

– Och, Penelope nie jest twoją matką – odpowiedział.

Wtedy poczułam jak jakąś cząstkę mnie umierała. NIe mogłam w to uwierzyć. Nie umiałam wbić to do swojej świadomości, że to była pieprzona prawda. Nie wierzyłam w to. Penelope Sheen była jest i będzie moją jedyną matką. To ona mnie uczyła jak żyć, a nie jakaś inna obca dla mnie kobieta która tylko mnie urodziła i nic więcej nie zrobiła. Nie wiedziałam też, czy mężczyzna w drogim garniturze mówił rację. Błagałam, aby on kłamał.

Nic nie powiedziałam. Poczułam jak zły napływają mi się do zielonych oczu. Poczułam również okucie w moim zniszczonym czarnym sercu.

Czy ja na to zasługiwałam?

– Oczywiście rozumiem jeśli mi nie wierzysz, to normalne – zaczął spokojnie. – Ale chcę abyś wiedziała, że żyjesz w świecie, które aż krzyczy, że jest fałszywe. Każdy tutaj ma swoje sekrety i coś za uszami. Coś chyba o tym wiesz, Madeleine? – dokończył, a ja przymknęłam na chwilę oczy starając się opanować swoje nadchodzące łzy. – Wiesz czemu jesteś taka? Bo masz w sobie krew Sharonów, którzy zawsze dostają to czego chcą. Jesteśmy potężni i niezniszczalni. Jesteś pewna siebie i wiesz, że jak postawisz sobie cel to go osiągniesz, nieważne jak. Pomimo wszystkiego zawsze radziłaś sobie z problemami. Nigdy nie byłaś podobna do Penelope oraz do twojego niby ojca, ponieważ to ty jesteś nasza. Moja mała Sharon.

Stałam jak wryta i wpatrywałam się w każdy ruch wykonany przez Lorenzo. Nie potrafiłam oddychać spokojnie. Moje serce biło jak szalone. Bałam się, okropnie się bałam. Płakałam pokazałam mu, że jestem słabą osobą jaką poznał. Czułam ten smutek, który był we mnie i nie umiał mnie odpuścić przez długi czas.

Bound By Hatred ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz