Budzę się rano z bólem głowy. Świadomość wydarzeń z dzisiejszej nocy uderza mnie z ogromną siłą. Jęczę cicho i opadam na poduszki, zamykając oczy.
Tak strasznie nie chce mi się dzisiaj wstawać. W końcu mam wolne, chyba mogę choć jeden dzień pobyć w łóżku, prawda?
Jednak szybko uświadamiam sobie, gdzie znajduje się to łóżko i marzenie o przespanym dniu odlatuje z niewyobrażalną prędkością. Snape na pewno nie pozwoli mi leżeć w gabinecie i odpoczywać. Nawet gdybym mu nie przeszkadzał, on i tak wymyśliłby coś, bym musiał wstać. Wzdycham ciężko, ukrywając twarz w dłoniach. Nie wiedząc czemu czuję pewne przywiązanie do tego mężczyzny. Wciąż wzbudza we mnie złość i odrazę, ale teraz... jest jakoś inaczej. Potrząsam głową. „Nie. Tylko tak mi się zdaje. To wciąż ten tłusty dupek, którym był zawsze, od kiedy go zobaczyłem.”Snape
Przypatruję się, jak niechętnie wstaje i wlecze się do łazienki. Gdy drzwi od toalety zamykają się, rzucam zaklęcie i łóżko natychmiast ścieli się, układając kołdrę w idealną kostkę.
Wciąż przypominam sobie zachowanie chłopaka, gdy obudziłem go z koszmaru. Przerażenie malowało się na jego twarzy, ale mimo wszystko chciał być przy kimś. Nie - sam.
Całe szczęście, że zasnął, nie dając mi szansy na odpowiedź. Jego prośba zaskoczyła mnie. Czy on chciał, żeby jego znienawidzony profesor został przy nim po tym, co mu się śniło?!
To było dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Nie jestem psychologiem, więc trudno stwierdzić mi czy jego zachowanie w tamtym momencie było normalne, ale nie potrafię sobie wybaczyć, że... chciałem zostać. Chciałem poczekać, aż spokojnie zaśnie, i przypilnować go we śnie.
Potrząsam głową. „Nie. To tylko głupi Gryfon. Ciągle ten sam, irytujący i bezczelny jak zawsze!”Potter
Wychodzę z łazienki i widzę, że łóżko jest już pościelone. „Świetnie. Widocznie dał mi do zrozumienia, że nawet nie mam co marzyć o odpoczynku”.
Świetny początek dnia. Cudownie! Patrzę na niego. Siedzi w swoim fotelu za biurkiem i ocenia jakieś prace. Podchodzę i siadam na krześle naprzeciwko niego.
- Nie masz co robić, Potter? – pyta oschle, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
- Otóż nie – odpowiadam lekko podirytowany.
Na jego twarzy pojawia się ironiczny uśmieszek. No świetnie! Już on coś wymyśli, żebym się nie nudził.
- Mam ci znaleźć jakieś zajęcie? – pyta, tym razem unosząc wzrok znad pergaminu.
- Nie trzeba – mówię szybko. W moim głosie wyraźnie słychać ironię.
Mistrzowi Eliksirów widocznie to nie przeszkadza. Uśmiecha się nieznacznie i powraca do poprawiania prac. Opieram się łokciami o jego biurko i przyglądam się, jak zwinnie zapisuje kąśliwe uwagi na pergaminach niewinnych uczniów. Jego dłoń porusza się tak lekko i zgrabnie, zostawiając pochyłe, czerwone litery, w których widać domieszkę ironii. Mój wzrok nieświadomie podąża w górę aż do twarzy profesora.
Jego usta są wąskie i nieznacznie wykrzywione w szyderczym uśmieszku. Wyżej... jego nos. Nie jest aż tak duży – myślę z rozbawieniem. A jego kształt nadaje mu niepowtarzalności...
Wyżej... jego oczy. Lekko przymknięte, skupione na treści pracy jakiegoś ucznia. Czarne jak obsydian i przepełnione uczuciami. To jedyne miejsce, w którym można odczytać jego prawdziwe emocje. Chociaż czasem potrafi i je zamknąć dla innych.
Włosy. Czarne, sięgające ramion. Przytłustawe jednak nie tak bardzo jak ze śmiechem opisują to Gryfoni. Może to efekt pracy przy eliksirach? W końcu jego skóra też prawdopodobnie z tego powodu stała się ziemista.
Po chwili dociera do mnie, że gapię się na swojego profesora i oceniam jego wygląd. Poza tym sposób, w jaki to robię jest trochę... przerażający. Spuszczam głowę, opierając ją o blat biurka. Jak mogę o nim myśleć w taki sposób? Przecież to Snape, do jasnej cholery! Dlaczego on mnie tak bardzo interesuje? Czemu w jego obecności czuję się bezpiecznie?
Gdyby nie Snape, prawdopodobnie pogrążyłbym się w depresji. Mimo że Snape całkowicie się do tego nie przyznał. Chce mi pomóc. Wiem to. Tylko pytanie – dlaczego?
- Dlaczego? – powtarzam na głos, nie odwracając wzroku od czarnych oczu profesora.
Mistrz Eliksirów spogląda na mnie zaskoczony, unosząc brew.
- Słucham, panie Potter?
- Dlaczego to robisz? Nienawidzisz mnie, a mimo wszystko ciągle pomagasz... – szepczę, czując, że zaraz nie wytrzymam z przypływu emocji. Przecież on był taką wredną osobą! Zawsze mnie upokarzał, zawstydzał w każdej wolnej chwili, a teraz? Dlaczego on się nade mną lituje? Nie potrzebuję tego! – Myślisz, że to kolejny sposób, by doprowadzić mnie do szaleństwa? Powiedz mi.
Profesor patrzy na mnie, nieco zszokowany moimi słowami. Czekam ze złością aż na jego twarzy pojawi się ironiczny uśmieszek. Jednak kąciki jego ust nawet nie drgnęły. Odkłada pióro i opiera się o biurko, pochylając lekko, by mi się lepiej przyjrzeć. Odruchowo nieznacznie się odchylam.
- Chcesz wiedzieć czemu? – pyta cicho, głosem kompletnie wypranym z emocji.
Nie spuszczę głowy. Wytrzymam jego przeszywające spojrzenie. Chcę znać prawdę. Chcę usłyszeć to z jego ust. Już od dawna zastanawiałem się, co jest powodem jego zachowania.
Przez chwilę w gabinecie panuje cisza. W końcu profesor odchyla się na krześle, przymykając oczy.
- Myślałeś, że przestałem cię nienawidzić? Otóż nie, Potter. Muszę cię rozczarować – mówi beznamiętnie. – Ciągle jesteś dla mnie bezczelnym bachorem, który myśli, że jest najważniejszy na świecie.
Znów otwiera oczy, mierząc nimi w moje.
- Przyznaję, że miałem chwilę słabości, co do... tych wydarzeń. – Skrzywił się lekko. – Jednak nie rozumiem, dlaczego myślisz, że chcę w ten sposób doprowadzić cię do szaleństwa. – Uśmiechnął się złośliwie.
Patrzy i otwarcie ze mnie kpi. Zaciskam pięści i staram się powstrzymać łzy. Łzy upokorzenia i... żalu? Nie mogę tego wytrzymać. Wstaję i wybiegam z jego kwater. Gdy już wystarczająco się od nich oddaliłem, opieram się o chłodną ścianę i przymykam oczy. Teraz łzy spokojnie mogą płynąć po moich policzkach. Teraz – gdy jestem sam. Może samotność ma jakieś dobre strony? Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego Severus Snape od lat odizolowuje się od innych ludzi. Zrobiło mi się naprawdę przykro. Ogół wydarzeń. Czuję, że to wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej.
Opieram czoło o kolana i zakrywam głowę rękoma. Chcę zniknąć.
Nagle ktoś dotyka niepewnie mojego ramienia...
CZYTASZ
Dolina Mgieł-SNARRY (BCP)
Fantasy,,Podciągnąłem rękaw mundurka... Na moim lewym przedramieniu pieką dwie czerwone, krwawe kreski. Są lekko napuchnięte. Cięcie nie było aż tak mocne. Nie chciałem się zabić. Chciałem żeby... Bolało... " (udostepniam)