Upiłem się. Jasna cholera. Moje myśli oplatają ciasno tę jedną osobę. Chudą, drobną istotę o rozczochranych czarnych włosach. Patrzy się na mnie tymi zielonymi oczyma i mówi coś. Jednak nie rozumiem go. Nie potrafię go zrozumieć. Dlaczego do cholery go nie rozumiem?!
Trącam z wściekłości szklankę i rozlewam whisky na dywan. Wstaję gwałtownie z krzesła i opadam na kolana chowając zarumienioną twarz w dłoniach. Czemu to jest takie trudne. Chcę wiedzieć o czym myśli, co czuje. Chcę być częścią jego świata. Widzieć jego szczery uśmiech skierowany w moją stronę. Tak bardzo chcę mu pomóc, lecz nie potrafię. Nie umiem być wyrozumiały i... Łagodny. Wiem, że potrzebuje wsparcia. Cierpliwego słuchacza i delikatnego pocieszyciela. Kogoś kto powie mu, że wszystko będzie dobrze... Tak bardzo chcę być właśnie TĄ osobą.
Harry...~*~
Budzę się na dywanie. Wstaję, stękając głośno i rozglądam się na boki chcąc przypomnieć sobie co stało się przed tym jak straciłem przytomność. Potter... Myślę z niesmakiem i spoglądam na stłuczoną szklankę. Dlaczego na Merlina właśnie on zaprząta mój umysł?!
Wstaję i szykują się na kolejny, prawdopodobnie nieudany, dzień. Dziś ten Gryfon przeprowadza się do moich komnat. Znów jęczę, tym razem z powodu mojej okrutnej wyobraźni i Pottera ślęczącego w lochach i ze strachem wpatrującego się we mnie jakbym był jakimś zboczeńcem.
-To będą długie ferie. – mówię do siebie i wychodzę z kwater kierując się do wielkiej sali na śniadanie.
Uczniów nie zostało zbyt wiele. Siedzą przy jednym stole i gawędzą radośnie. Jedynie Potter nie wygląda na szczęśliwego. Pewnie dyrektor już poinformował go, że spędzi ze mną całe ferie. Uśmiecham się szatańsko pod nosem. W pewnym sensie go rozumiem. Na tą myśl skrzywiam się lekko przypominając sobie jak za mgłą pytania z ostatniej nocy jakie zadawałem sobie klęcząc na podłodze. Rozumieć go... Siedzę i wpatruję się w tego przeklętego Gryfona i zastanawiam czy naprawdę nie potrafiłbym postawić się w jego sytuacji. W końcu nigdy mi się takie coś nie przytrafiło, jednak w jakiś sposób wiem jak to jest gdy ktoś krzywdzi cię i rani bezczelnie naruszając twoją prywatność. Wzdrygam się na wspomnienie zebrań śmierciożerców. W końcu to dzięki temu chłopakowi nie muszę już tego przeżywać... Potrząsam głową. Nie. Nie będę teraz o tym myśleć. Sięgam po kielich z sokiem dyniowym i próbuję skupić się na czymś bardziej przyjemnym.
-Zły dzień Severusie? – słyszę głos obok siebie. De Voile. Patrzy na mnie tymi przerażająco szarymi oczyma i uśmiecha się bezczelnie.
-Bynajmniej De Voile. – mówię beznamiętnie i biorę łyk chłodnego soku.
-Rozumiem. – odpowiada. Chociaż według mnie to zupełnie nie rozumie o co mi chodzi. Właściwie ja też nie.
-Pewnie nie jesteś zadowolony, że Potter będzie przebywał w twoich kwaterach przez całe ferie? – pyta podejrzliwie próbując spojrzeć mi w oczy.
Czemu uchwycił akurat ten temat? Prycham i odwracam głowę.
-To nie jest dobry temat do rozmowy.
-Zaiste. – uśmiecha się lekko. – Chętnie bym się nim zajął... Może dyrektor namówiłby się aby chłopak przebywał przez ten czas pod moją opieką?
Spoglądam na niego zaskoczony i unoszę brew. Skąd u niego taka chęć opieki nad Potter'em?
-Dlaczego chcesz opiekować się Potter'em? – pytam podejrzliwie starając się wykryć na jego twarzy prawdziwy powód...
Wzrusza ramionami i znów się szczerzy.
-Czy ja wiem. Lubię tego chłopaka. – odwraca wzrok i kieruje go na zamyślonego Gryfona. – Zauważyłem, że nie zachowuje się... Normalnie. Wydaje mi się, że coś ukrywa. Chciałbym mu pomóc.
Na jego słowa poczułem nieprzyjemne ukłucie w żołądku. To nie ma być tak! Myślę i ze zdziwieniem spostrzegam, że ogarnia mnie złość. On nie wie co się stało i dobrze by było gdyby się nie dowiedział!~*~
-Twoje łóżko jest w moim gabinecie. Nie radzę ci krzywdzić się gdy jesteś pod moją opieką Potter. Nie jestem tak wyrozumiały jak dyrektor. – mówię jadowicie otwierając drzwi do gabinetu.
Chłopak wszedł bez słowa i położył się na łóżku tyłem do wejścia.
-Czy rozumiesz co do ciebie powiedziałem?! – warczę zamykając drzwi i podchodząc do biurka. Opieram się o blat i wpatruję w skuloną postać. – Potter!
-Tak, sir. – odpowiada cicho.
Wzdycham i siadam przy biurku. Sam już nie wiem jak mam z nim postępować. Może De Voile rzeczywiście powinien się nim zająć...
-Profesor De Voile zaproponował, żeby to on opiekował się tobą podczas ferii...
Nie zdążam dokończyć. Gryfon zrywa się z łóżka i z przerażeniem w oczach podchodzi do mojego biurka.
-Nie, proszę! – mówi desperacko i opiera się o blat.
W jego oczach widzę strach. Marszczę brwi.
-Słucham? – pytam zaniepokojony.
-Nie chcę żeby... – na jego policzkach pojawiają się lekkie rumieńce – ... żeby on się mną opiekował.
Teraz już zupełnie nie wiem co mam o tym myśleć. Wydawało mi się, że Potter'owi odpowiada towarzystwo profesora, jednak gdy spoglądam w te zielone oczy nie widzę tam radości czy nadziei. Tylko czystą obawę.
-A to niby dlaczego?
Widzę jak walczy ze swoimi ustami. Coś ukrywa. On potrzebuje rozmowy. Nie mogę go tak zostawić. Kopia Jamesa już dawno znikła w moich oczach. Nie widzę już w nim tego okropnego bachora, którym był jego ojciec. Wstaję z krzesła i podchodzę do niego.
Odsuwa się i patrzy na mnie przerażony. Chwilę później osuwa się na łóżko i czerwieni zawstydzony.
-Przepraszam... Ja... Po prostu przepraszam. – spuszcza głowę i chowa twarz w dłoniach. – Nie potrafię już normalnie się zachowywać. Sam pan widzi!
-Potter ty nigdy nie zachowywałeś się normalnie. – prycham. Wiem, że to nie najlepszy sposób na pocieszenie, lecz nie mogę się powstrzymać. Słysząc zirytowane westchnięcie siadam obok niego i zmuszam by spojrzał mi w oczy. Unoszę jego podbródek. O dziwo nie walczy ze mną. Tylko patrzy spokojnie...
-Słuchaj Potter, wiem, że nie jestem najlepszą osobą do zwierzeń. Wiem również, że nie żywimy do siebie sympatii. Jednak jeśli potrzebujesz się wygadać... Wysłucham cię.
Sam nie wiem jak te słowa wypłynęły z moich ust. Czuję się odpowiedzialny za tego dzieciaka. Nie chcę znaleźć go w mojej toalecie zalanego łzami i krwią. Nie chcę również stać bezczynnie ze świadomością, że jestem jedyną osobą, która może go zrozumieć i porozmawiać z nim. W końcu chyba nikomu innemu nie powiedział o tym zdarzeniu...
Puszczam jego podbródek jednak Gryfon nie odrywa ode mnie swoich zielonych oczu.
Patrzy na mnie i walczy ze swoimi myślami. Aż można wyczuć to napięcie, które ogarnia jego umysł i ciało.
-Nie chcę o tym mówić. Nie mogę.
Jego podbródek zaczyna się trząść tak jak wtedy w lochach. Spuszcza głowę. Widzę jak po jego policzku spływa łza.
-Chcę żyć normalnie. Chcę o tym zapomnieć. Nie rozumiesz jak to jest.
Podciąga kolana i obejmuje je ramionami. – Jak wszyscy chodzą koło ciebie i pytają czy coś się stało a ty nie możesz się wygadać. Samo spojrzenie w te zmartwione twarze... Każdego dnia wmawiam sobie, że będzie lepiej ale nie jest! – jego głos staje się łamiący. To co tak skrzętnie ukrywał przez cały ten czas wreszcie powoli zaczyna wydobywać się z niego.
-Nikt mnie nie rozumie. Myślą, że po prostu mam doła. – uśmiecha się smutno. – Ale to już nie jest to samo. Ta nasza przyjaźń. Z jednej strony chce być sam. Jednak nie potrafię...
Zapada cisza. Chyba uświadomił sobie gdzie i z kim się znajduje. Jego załzawione oczy spoglądają na mnie z obawą i niepewnością.
-Czy od tego czasu... Od tamtego momentu... Źle się czujesz? Mimo wszystko trzeba zachować ostrożność.
Mówię spokojnie. To prawda. Jeśli był to brutalny gwałt z pewnością mógł uszkodzić jego narządy lub zranić wrażliwe miejsca. Myślałem o tym wcześniej, lecz wolałem nie zastanawiać się nad samopoczuciem chłopaka.
-A jak pan myśli jak się czuję?! – mówi zdesperowany.
-Uświadom mnie. – mówię spokojnie.
-Świetnie. – prycha sarkastycznie.
-Potter! Trochę szacunku! To, że są ferie nie znaczy, że nie jestem twoim nauczycielem. Wciąż mogę odebrać ci punkty!
Gryfon wzrusza ramionami i ziewa przeciągle.
-Połóż się. Jutro porozmawiamy. I nie utrudniaj wszystkiego, Potter. Nic na tym nie zyskasz.
Już miałem wyjść do sypialni gdy usłyszałem jego cichy głos.
-Naprawdę się staram profesorze. Przepraszam.
-W porządku. – uśmiecham się nieznacznie i wychodzę.
Zamykam drzwi i opieram się o nie plecami zamykając oczy. Wiem, że się starasz.
Wzdycham i podchodzę do łóżka. Przebieram się w koszulę nocną i topię w aksamitnej, czarnej pościeli. Też się staram. Zasypiam.~*~
Budzę się w nocy. Nie mogę spać. Znów miałem ten sen z wakacyjnej nocy... Powtarzam sobie w głowie dawno już zużyte pytania Dlaczego ja?! Czy nie ważne jest to ile musiałem w życiu przejść?! Ile osób straciło przeze mnie życie?
Przewracam się na drugi bok i wzdycham cicho. Walczę z chęcią pójścia do toalety. Przypominam sobie niechętnie to uczucie, jakie towarzyszyło mi gdy zatapiałem ostrze w mojej skórze. Dlaczego nie mogę tego robić, skoro mi to pomaga?! Dlaczego do cholery moje życie musi tak wyglądać?! Uderzam pięścią w poduszkę i podnoszę się gwałtownie z łóżka. Nie będę przestrzegać tych głupich zasad! Kiedyś tego nie robiłem i teraz też nie będę!
Już wystarczająco zniszczyli moje życie! Wyjmuję z kieszeni żyletkę, którą „pożyczyłem” od Deana i wchodzę po cichu do łazienki. Podnoszę rękę nad umywalkę, podwijam rękaw od piżamy i wbijam się w skórę.
Najpierw powoli. Jeszcze nie dość pewnie. Ogarnia mnie dziwne uczucie. Patrzę na świeżą raną i czuję, że źle postępuję. Zamykam oczy i pozwalam swojemu ciału odprężyć się i ponownie przyzwyczaić do tego uczucia. Po raz drugi ostrze tnie moją skórę. Tym razem trochę mocniej. Krew kapie zostawiając ślady na porcelanowej umywalce.
Nagle dochodzą do mnie odgłosy z sypialni Snape'a. Czyżby się obudził?! Myślę przerażony. Chowam żyletkę do kieszeni spodni i zasłaniam czerwone kreski rękawem.
Spłukuję pośpiesznie krew i wychodzę z łazienki.
W nocy budzi mnie szmer dochodzący zza ściany. Potter - myślę z irytacją. Co ten dzieciak może robić w nocy w...Łazience? Nagle dociera do mnie co on może w niej robić i wstaję z łóżka pospiesznie podchodząc do drzwi. Chyba spostrzegł, że się obudziłem gdyż słyszę ciche przekleństwa i krzątanie się w gabinecie. Prycham. Co za głupi bachor!
Otwieram drzwi i widzę Pottera leżącego w łóżku. Śpi. Raczej udaje, że śpi. W pierwszej chwili mam ochotę wyciągnąć go z łóżka jednak powstrzymuję się i wchodzę do łazienki.
Jestem pewny, że dzieciak w pośpiechu zostawił jakieś ślady. I mam rację. Na umywalce widać niedomyte ślady krwi. Marszczę brwi i wracam do gabinetu. Gwałtownie ściągam kołdrę z chłopaka.
-Wstawaj! – mówię ostro nachylając się nad Gryfonem.
Chłopak podnosi się niepewnie i schodzi z łóżka stając naprzeciwko mnie.
-Co ty sobie myślałeś, Potter?! – pytam zdenerwowany.
Gdy przez dłuższą chwilę nie słyszę odpowiedzi chwytam go za nadgarstek i jednym szarpnięciem podwijam jego rękaw. Tak jak się spodziewałem. Na jego ręce widnieją dwie, jeszcze nie do końca zamknięte rany.
-Co to do cholery ma znaczyć?! Odpowiadaj! – krzyczę. Złość ogarnia mnie całkowicie.
Widzę jak chłopak marszczy brwi. W jego oczach pojawia się wściekłość. Wyrywa rękę z uścisku i zasłania cięcia.
-To nie jest twoja sprawa! – krzyczy.
W tej chwili cieszę się, że pomyślałem o rzuceniu zaklęcia wyciszającego na moje kwatery. Jednak radość szybko się rozpływa gdy wracam myślami do sytuacji, w której się właśnie znajduję. Analizując całe wydarzenie stwierdzam, że przez krzyki do niczego nie dojdziemy. Potter wciąż czuje się niepewnie w mojej obecności. Nadal boi się i cierpi. Nienawidzę bachorów – myślę zirytowany i prycham głośno.
-Siadaj. – mówię spokojnie aczkolwiek stanowczo, wskazując na łóżko Gryfona.
Chłopak po chwili siada a ja obok niego.
-Musisz zrozumieć, że to ci nic nie daje. – mówię ostrożnie, starając się zachować tą potulną postawę Gryfona. Od kiedy stałem się jego niańką?!
-Pan tego nie rozumie. Nie może... To mi pomaga, naprawdę.
-Nie, Potter, tylko tobie wydaje się, że ranienie się w ten sposób może być pozytywne. Jednak musisz sobie uświadomić, że to co robisz nie jest poprawne.
Staram się zachować spokój. Wiem jak bardzo drażliwy jest Potter, gdy porusza się ten temat.
Gryfon spuszcza głowę.
-Nie potrafię przestać... – mówi cicho.
-Potrafisz. Po prostu musisz się postarać. Uwierz w to. – odpowiadam spokojnie.
Siedząc blisko niego i słysząc jego cichy szept czuję jak ogarnia mnie ciepło. Czyżby Potter wcale nie był taki zły?
Te myśli przerażają mnie. Podnoszę się gwałtownie z łóżka i podchodzę do drzwi do sypialni.
Widzę jak chłopak spogląda na mnie pytająco. Przybieram jeden ze swoich drwiących uśmieszków i mówię beznamiętnie.
- Idź spać, Potter. – odwracam się. Przed zamknięciem drzwi dodaję niepewnie – i pamiętaj o tym co ci powiedziałem.
CZYTASZ
Dolina Mgieł-SNARRY (BCP)
Fantasía,,Podciągnąłem rękaw mundurka... Na moim lewym przedramieniu pieką dwie czerwone, krwawe kreski. Są lekko napuchnięte. Cięcie nie było aż tak mocne. Nie chciałem się zabić. Chciałem żeby... Bolało... " (udostepniam)