No hej! Jak na razie się podoba? Piszcie dużo komentarzy i dawajcie gwiazdki jeśli się podoba! Będę mega wdzięczna, bo długo nad tym pracowałam. Z góry dzięki, miłego czytania x
============
Ciepłe powietrze, pachnące początkami lata, otulało twarz Hemmingsa, kiedy zgodnie ze swoim rytuałem, swoim uzależnieniem, stał przed wielkim, otwartym na oścież oknem. Pomiędzy palcami tkwił dopiero co zapalony papieros, w jego płucach na nowo pojawił się tytoniowy dym, a na ustach ponownie rozkwitł uśmiech pełen ulgi. Opierał się o kamienny parapet, wyraźniej niż zwykle czując jego zimno. Jego oczy utkwione były w poruszających się od wiatru liściach na sąsiadujących z jego domem drzewach.
Czuł jak cały stres, będący produktem ubocznym życia, ulatuje. Ucieka wraz z dymem, który wypuszczany jest z jego ust.
Muzyka, dolatująca do jego uszu z korytarza, otula jego duszę przyjemnym ciepłem, spokojem, którego było mu trzeba, od momentu, kiedy podniósł się tego ranka z łóżka i postanowił, że to nie jest jego dzień, że jego humor nie istnieje i nie ma ochoty na nic, co zaplanował, że zrobi wieczorem, kiedy, jak zwykle myślał o planach. "Zwykle", czyli wtedy, kiedy jego myśli są trzeźwe i nie ogranicza ich ani alkohol, ani narkotyki.
Przymknął zmęczone oczy i uspokajał się za pomocą tych wszystkich czynników, które go otaczały.
Ten dzień zapowiadał się trudny i ciężki. Luke miał dużo planów, co dziwne, niezwiązanych ani trochę z pracą. Tym razem skupiał się na rodzinie, ponieważ okazja na to zdarzała się niebywale rzadko. Dlatego musiał korzystać, kiedy tylko mógł.
Musiał posprzątać, zrobić zakupy i odebrać swojego gościa z dworca kolejowego. Wszystko musiało być idealne, Luke chciał przyjąć swojego brata, Jacka, jak najlepiej potrafił, gdyż ten czas miał być tylko ich.
Wtedy był tylko Luke i jego starszy brat, jedyna jego prawdziwa rodzina, która nie odwróciła się od niego, nie zraniła go i nie zostawiła samego w tym okropnym świecie, pełnym zła i cierpienia, pełnym problemów, trudnych lub nie do rozwiązania. Dlatego teraz naprawdę się starał, jak nigdy, postanowił, że zrobi coś dokładnie, a nie jedynie tak, by było i żeby nikt się do niczego nie przyczepił. A takie momenty nie miały miejsca często w życiu Hemmingsa, który z biegiem lat coraz bardziej był zniszczony, zamknięty i otumaniony.
Gdy jego papieros ledwie się tlił, a płomień dotarł już do samego filtra, Luke odepchnął się od parapetu i zgasił resztkę papierosa w popielniczce. Ostatni raz, dla odświeżenia, zaciągnął się zapachem zza okna. Skoszoną trawą, powiewem ciepłego wiatru i porannej rosy, a później zamknął okno, tym samym zaczynając na dobre kolejny dzień. Kolejny ciężki dzień.
***
Wszędzie. Luke Hemmings widział go wszędzie, gdzie tylko nie poszedł.
Tak, jak blondyn sobie zaplanował, tak zrobił. Pościerał kurze, umył podłogę i pozbierał pranie z podłogi, a na dodatek zmienił pościel dla siebie i dla gościa. Idąc tropem kolejnych zapisanych w głowie punktów na liście rzeczy do zrobienia, wsiadł do auta i pojechał do sklepu.
I tutaj wszystko znów wróciło.
Lista produktów, których brakowało w lodówce blondyna, ciągnęła się w nieskończoność. A to jedynie jedzenie. Gdy dodał sobie do tego środki czystości i higieny, wiedział, że na zakupach spędzi cały swój wolny czas do przyjazdu brata.
Zapach świeżego pieczywa na półkach, chrupiącej skórki i miękkiego, puszystego wnętrza bułek oraz chlebów sprawił, że Luke uśmiechnął się delikatnie. Słodki zapach owoców na stoisku z warzywami pieścił jego nozdrza, a Hemmings nie mógł uwierzyć, że tak proste, tak przyziemne rzeczy sprawiają mu radość i dziwną przyjemność. Wybieranie idealnego chleba i bułki, perfekcyjnie wypieczonego i chrupiącego, pachnącego piekarnią. Sprawdzanie dojrzałości owoców, by znaleźć ten nadzwyczajnie dojrzały, takie, który będzie fantastyczny i soczysty.
CZYTASZ
porn star || short story
FanfictionŻycie jest za krótkie, by się wstydzić. I trzeba przeżyć je tak, żeby wstyd było opowiadać, a miło wspominać. "Luke Hemmings nie wiedział, co to wstyd. Nie, gdy właśnie był pieprzony na środku łazienki i nic sobie z tego nie robił. Wręcz przeciwnie...