Ostatni kochani, to była dobra przygoda i chcę wam podziękować za wszystkie znaki jakie daliście (choć teraz nie wiem ile ich jest, bo piszę to wszystko wcześniej) ale i tak dziękuję! Kończymy to, ja kończę to z satysfakcją i zabieram się za coś nowego! Dziękuję raz jeszcze i zapraszam na ostatni rozdział. Już nie zabieram wam czasu, miłego czytania! X
==============
Jedna walizka przy ścianie w jego pokoju i torba podręczna na łóżku. Tak. Wyjeżdża. Pakuje się i zostawia to, co ma tutaj, za sobą, żeby zacząć nowe życie. Lepsze i może piękniejsze życie, skoro te tutaj, było lekko mówiąc, do dupy.
Hemmings nie musiał wiele się zastanawiać, żeby podjąć tą decyzję. Po prostu położył się i już wiedział, że zakończył pewien etap w swoim życiu i już tutaj nie pasuje. Musi szukać dalej swojego miejsca na świecie, a skoro tutaj to nie to, czego naprawdę pragnie, to spróbuje gdzieś indziej, na drugim końcu świata. Z bratem i jego rodziną, która przygarnie go pod swoje skrzydła i zaopiekuje się nim, kiedy znowu się zgubi.
Dlatego pakując najważniejsze rzeczy w walizkę oraz torbę rozmawiał z Jackiem, który w tym samym czasie załatwiał mu bilety i transport do ich domu.
Taka nagła wyprowadzka musiała być trudna, emocjonująca, ale Luke nie czuł się w ten sposób, bo nic go tutaj nie trzymało. Jedynie Calum, ale przecież dadzą radę, prawda? Jeśli to prawdziwa przyjaźń, przetrwają tę odległość, a jeśli nie? Cóż. Naturalna selekcja. Skoro to nie prawdziwe, to po co trzymać to przy sobie?
Czas pokaże, jak jest. Więc pakował się, mając na ustach delikatny, spokojny uśmiech, czując ulgę, że po tylu latach ciągłych nalegań w końcu podjął tę decyzję i jedzie do brata, by zamieszkać w lepszym miejscu.
Wszystko było gotowe, ulubione ciuchy, pamiątki bliskie jego sercu, najważniejsze rzeczy spakowane, walizki ustawione już przy wejściu, by już następnego ranka zabrać je do taksówki i pojechać na lotnisko, a później polecieć w świat.
Ekscytacja ogarnęła Hemmingsa, gdy wieczorem kładł się ostatni raz do swojego łóżka i patrząc w sufit, rozmyślał, jak to będzie zobaczyć chmury z bliska, jak to będzie lecieć tak wysoko, by później spotkać tak ważnych mu ludzi?
Podekscytowanie nie dawało mu spokojnie zasnąć, jednak w końcu mu się to udało i już był ranek, słońce wschodziło na niebo, ptaki ćwierkały, a Luke popijał gorącą herbatę i jadł tosty zrobione na szybko, by mieć cokolwiek w żołądku na wypadek wymiotów spowodowanych stresem. Oczywiście to żarty, ale i tak Hemmings jadł ze smakiem.
Już godzinę później siedział na swoim miejscu w samolocie i wznosił się powoli w powietrze. Nigdy nie leciał samolotem, ale od razu pokochał to uczucie, poczuł wolność, taką prawdziwą i niezakrzywioną przez nic wolność.
Trzynaście godzin lotu, trzynaście godzin wolności, aż jego samolot wylądował, a on postawił swoją stopę okrytą trampkiem na Amerykańskiej ziemi.
Faktycznie. Jack załatwił wszystko najlepiej, jak mógł. Luke był mu za to ogromnie wdzięczny, a jeszcze bardziej, gdy wsiadał do taksówki, która zawiozła go pod same drzwi domu Hemmingsów.
Spadzisty dach z jasną dachówką, duże okna, białe drzwi i tak samo biała elewacja. Kwiaty w donicach i na krzakach, kilka drzewek i niski płot. Dom uroczy jak z bajki. Cudowny, by wypocząć.
Wszedł na podwórko, zmierzając kamienną ścieżką do domu. Zapukał do drzwi, a jego brat od razu pojawił się przy nich i otworzył je szeroko, na ustach mając swój cudowny, szczery uśmiech.
Od razu zgarnął go w swoje ramiona i Luke nie chciał, by go puszczał. Więc stali tak, wdychając zapachy swoich perfum, aż do nosa Luke'a nie dotarł ten znajomy z dzieciństwa zapach świeżo parzonej kawy, a później zobaczył Celeste, piękną wysoką kobietę, z dwoma kubkami tejże cudownie pachnącej kawy, która z uśmiechem tak samo szerokim, jak Jacka patrzyła na młodego Hemmingsa.
— Witamy w domu, Luke. — uśmiechnęła się, by później przytulić go mocno, oddając kubki starszemu z Hemmingsów.
I to był moment, w którym Luke naprawdę poczuł się, jak w domu, z tym ciepłem, zapachem i miłością, którą pachniały ściany tego domu, ubrania domowników i co chyba najważniejsze ich serca.
— Zapraszam, napijemy się i coś zjemy, na pewno umierasz z głodu. Czuj się, jak w domu. — pogłaskała go po ramieniu i zniknęła w głębi domu, a za nią jego brat.
Luke pierwszy raz odkąd pamiętał, uśmiechał się tak szczerze i szeroko, więc nie chcąc dłużej czekać, wyjął z kieszeni telefon i by zamknąć tamto życie za grubymi drzwiami, odpisał Ashtonowi Irwinowi, a później zniknął w korytarzu, by usiąść ze swoją nową rodziną przy stole, pijąc kawę i jedząc te same płatki śniadaniowe, które przywoływały na myśl jedynie dzieciństwo.
Gruby mur. Koniec z przeszłością. Teraz jest jedynie piękna teraźniejszość i jeszcze piękniejsza przyszłość.
Było łatwo mu to zrobić, bo nie otworzył się tak bardzo. Nie powiedział dużo, bo chyba gdzieś w środku czuł, że to nie jest dobry pomysł. Nie powiedział dużo i nie dowiedział się dużo, więc łatwo było zbudować ten mur pomiędzy przeszłością a rzeczywistością.
Luke: Też wyjechałem, nie szukaj mnie. To już koniec.
Luke x
CZYTASZ
porn star || short story
FanfictionŻycie jest za krótkie, by się wstydzić. I trzeba przeżyć je tak, żeby wstyd było opowiadać, a miło wspominać. "Luke Hemmings nie wiedział, co to wstyd. Nie, gdy właśnie był pieprzony na środku łazienki i nic sobie z tego nie robił. Wręcz przeciwnie...