Opowiem wam historie, historie o dwóch odmiennych światach. O pięknym niebie, które swoją obecnością sprawiało, że świat tętnił życiem a zmarłe dusze znajdowały w nim pośmiertne ukojenie. Oraz o odrażającej odchłani zwanej Piekłem.
Dwójka dzieci bawiła się w wielkim ogrodzie. Miękka, świeżo wykoszona trawa pieściła bose stópki chłopców. Słońce oświetlało buzie dzieci sprawiając, ze ich uroda była jeszcze bardziej wyjątkowa.
Jeden z nich biegał po trawie między ozdobnymi drzewkami krzycząc zwycięsko po wygraniu bitwy ze swoim kolegą. Blond włosy przemykały między zielenią drzewek a krwistoczerwone tęczówki połyskiwały w świetle słońca.
— Znów z tobą wygrałem Deku! Jesteś słaby i nic nie warty! — wykrzykiwał Katsuki z uniesionym drewnianym mieczykiem w prawej dłoni.
Na trawie kilkanaście metrów od tarasu wielkiej willi państwa Bakugō leżał mały chłopiec. Zielonkawe loki mieniące sie w świetle słońca, falowały na wietrze. Ruch włosów sprawiał, że wtapiały się one w trawę wyglądającą jak dywan.
Szmaragdowe oczy idealnie współgrały z bladą cerą chłopca. Zaróżowione policzki i piegi na nich dodawały całej tej twarzyczce czarującego uroku. Jedynym mankamentem na obecną chwile było ogromne zadrapanie na skroni, ktore przechodziło również na lewy policzek młodszego chłopca.
Podniósł się na rękach i usiadł na trawie. Poczuł ból w głowie. Jego skronie pulsowały tworząc nieprzyjemne uczucie w jego ciele. Słysząc melodyjny głos swojej mamy podniósł się i otrzepał z ziemi i źdźbeł trawy. Jego mama pracowała u państwa Bakugō jako służka. Mąż pani Midoriyi zaginął w nieznanych okolicznościach i jak dotąd nie wrócił.
Mały Izuku stwierdził, ze nigdy mu tego nie wybaczy. Nienawiść do swojego ojca rosnąca w ciele małego chłopca była podsycana głupim dogryzaniem Katsukiego. Blondwłosy manipulator wzniecał w nim więcej nienawiści niż sam zielonowłosy mógł jej wytworzyć.
Chłopiec o drobnej posturze wszedł do salonu przez taras i spojrzał na matkę, rodziców Bakugō jak i samego chłopca. Pani Inko poprosiła o pomoc swojego jedynego syna. Chłopiec nakrył za nią stół i pomógł przygotować obiad, aby było można podać go szybciej.
Złote tacki uderzały o siebie wydając dobrze znany w tym domu dźwięk. Rodzice Bakugō polubili małego Midoriyę. Urzekł ich wyjątkowy wygląd chłopca ale przede wszystkim jego charakter i zachowanie. Pokorny, grzeczny chłopczyk, milczy, a odpowiada tylko wtedy gdy jest zapytany o cokolwiek. Uporządkowany i dobrze wychowany.
Izuku położył tacki na stół zabierając pokrywki. Jedynym minusem zielonowłosego była skrajna niezdarność. Darowano mu zawsze, ponieważ dobrze znali zachowanie dziecka oraz, że ta niezdarność jest jedyną wadą chłopca. Dlatego zawsze ją ignorowano.
Przechodząc obok małego katsukiego potknął się o jego nogę, którą wyższy o pięć centymetrów chłopiec wystawił ją. Delikatna twarz spotkała się z bolesnym uderzeniem o lśniącą posadzkę. Złote pokrywy od tac uderzyły o podłogę tworząc duży hałas, który natychmiast zagłuszył panującą ciszę w willi.
— Nawet chodzić nie potrafisz niezdaro!— młody Bakugō zaczął śmiać się z mniejszego kolegi.
Speszony swoją niezdarnością wstał z zimnej posadzki. Szkarłatna ciecz wypłynęła z małego nosa chłopca. Zorientował się dopiero wtedy gdy oblizując usta poczuł metaliczny smak krwi. Pani Bakugō zmartwionym głosem zawołała jego mamę i poprosiła o chusteczki. Inko przytuptała do jadali a gdy ujrzała syna klękneła obok drobnego ciała i wytarła mu krew.
Uśmiechnął się do matki i podziękował swoim delikatnym, barwnym głosem. Pozbierał klosze, które leżały porozrzucane na grafitowych kaflach. Zaniósł je do kuchni i odłożył na ich miejsce.
Rodzina bogaczy zasiadła do uczty a służka wraz z synem zjedli w kuchni. Mama Midoriyi była bardzo dumna ze swojego dziecka. Kolejnym minusem był brak nadprzyrodzonych mocy. W świecie w którym żyli większość populacji posiadała jakiś dar od losu.
Dźwięk szukających po grafitowych kaflach krzeseł oznaczał koniec posiłku. Rodzice Bakugō rozeszli się do swoich gabinetów a ich syn udał się do swojego pokoju.
***
Tego dnia promienie słoneczne oświecały sylwetki mieszkańców willi jak i opuszczającej ją służkę wraz ze swoim 15-letnim synem. Kręcone loki opadały na bladą twarz o idealnym kształcie. Błysk w oczach jaki ujrzeć można było od razu po spojrzeniu na chłopaka nie różnił się niczym od tego, który widniał w nich gdy ten był jeszcze dzieckiem.
Nieskazitelne piękno młodego Izuku przyciągało do siebie wzrok losowych przechodniów niczym miód na muchy. Szczery uśmiech malujący się każdego dnia na twarzy zielonowłosego sprawiał, ze jego odbiorca czuł się bezpiecznie przy nim. Dawał on poczucie wewnętrznego ciepła i spokoju płynącego S jego dobrej aury jaką wytwarzał mową, zachowaniem czy wyglądem.
Mama Midoriyi pożegnała się z Panią Bakugō tak jak i z Panem. Chcąc pożegnać się z najmłodszym domownikiem wyciągnęła do niego rękę ale ten tylko spojrzał na nią i prychnął kpiąco. Natychmiast zabrała rękę lekko zmieszana a twarz Katsukiego nawet nie raczyła się wysilić na jakąkolwiek emocje, niż obojętność.
Nadszedł czas, aby to młody Bakugō pożegnał się ze swoim kolegą. Patrzyli obydwoje na siebie kilka chwil gdy matka blondyna ponagliła go. Złapał szczupłe ramię młodszego chłopaka i ściągnął jednym ruchem niżej. Zmuszony do tego Izuku nachylił się a na jego twarzy pojawił się grymas bólu przez mocny uścisk blondyna. Czerwonooki wciągnął powietrze nosem i niskim, zachrypniętym głosem wyszeptał do zaróżowionego ucha niższego.
— obyś zdechł szybciej niż zdążysz o mnie zapomnieć — wycedził bez żadnych skrupułów.
Zapadła cisza. Cisza, która należała do tych nieprzyjemnych. Katsuki wlepiła swoje spojrzenie w zmieszaną twarz Midoriyi. Piegi oblegające jego policzki zaczęły zlewać się z czerwienią. Przełknął ślinę i mruknął tylko ciche: „mhm" po czym natychmiast odwrócił wzrok od starszego kolegi.
Tak właśnie wyglądało pożegnanie dwóch nastolatków. Nie za długie, żaden z nich nie owijał w bawełnę, Bakugō wprost powiedział co uważał i nie miał nawet zamiaru przepuścić przez swój umysł myśli, jak zareaguje na to Izuku. Nie obchodziło go to wcale. Jednak było coś, co bolało Katsukiego. Czuł, ze traci coś co było dla niego w jakiś sposób ważne i bliskie.
Niska kobieta wsiadła do auta a za nią jej syn. Wcześniej spakowali swoje bagaże i umieścili je w bagażniku białego mercedesa.
Midoriya cieszył się, ze zazna w końcu spokoju psychicznego. Odpocznie od natrętnego blondyna i wyrzuci go ze swojego życia. Nie pragnął niczego więcej niż uwolnienia się od toksycznego kolegi.Wiecznie poniżany, masa przykrych żartów, która leciała w stronę chłopca sprawiała, że nienawidził siebie coraz bardziej. Jak mógł siebie tolerować skoro jego rówieśnik, który zna go najlepiej, obniżał jego samopoczucie każdego dnia.
Świerze powietrze wolności dotarło do nieskazitelnych płuc zielonowłosego. Nigdy nie miał szluga w ustach i nie próbował zapalić. Odrażał go zapach tytoniu a co dopiero smak nikotyny. Nikt w willi państwa Bakugō nie palił. Było to notorycznie zakazane jednak ich syn był po to aby łamać każdy ich zakaz. Bez wiedzy rodziców palił szluga za szlugiem zwiększajac tylko swój głód nikotynowy.
Izuku oczywiście wiedział o wszystkim, jednak dominacja Katsukiego sprawiła, że ten potulnie trzymał te sekrety dla siebie. Jaką cenę musiałby zapłacić gdyby jakikolwiek sekret Bakugō ujrzał światło dzienne a ten skazany by był na tłumaczenie się z niego? Mitsuki — matka blondyna zna swoje dziecko, jednak nie aż tak jak poznał go Midoriya.
Teraz zaczynał nowe życie. Życie w którym nie będzie musiał znosić krzywd wyrządzonych przez małego brutala. Będzie wiódł sielankowe życie a nic nie sprawi, że stanie się ono koszmarem. W tej nadziei trwał tak jeszcze pięć radosnych wiosen, lecz jego piękne życie uległo zniszczeniu gdy zaczynało się jego dwudzieste lato.
CZYTASZ
Przeznaczenie || Bakudeku
Roman d'amour- aż tak Nisko upadłeś deklu? - warknął Bakugō spoglądając w szmaragdowe oczy Oczywiście, że upadł. Upadł z ogromnym tupetem a echo rozniosło się niczym morska pieśń na oceanie. Upadł, gdyż na nic innego nie mógł sobie pozwolić. Upadł, bo właśnie z...