Przywitała ich piękna pogoda. Tegoroczna Jesień była zwyczajnie prozaiczna. Taka jak zwykle, liście tańczyły ze sobą wolnego walca na wietrze. Drzewa oddawały swe odzienie chłodnemu podmuchowi, który porywał je w tany. I chmury układały się w kształty tak, aby wyobraźnia obserwatorów mogła płatać im figle. Aleje wysokich dębów witały gałęziami auto pędzące po drodze. Ich podróż trwała zaledwie trzydzieści pięć minut a Izuku czuł jakby trwała wieczność.
Zatrzymali się przy żelaznej bramie. Z Ust Bakugō wyszło kolejne polecenie a zielonowłosy wykonał je bez zastanowienia. Stanął przed kratami a jego spojrzeniu nie umknęło wejście do wielkiego ogrodu. Deku uwielbiał bieganie po nim. Gdy przeżywał swe najmłodsze lata jakie utkwiły mu w pamięci. hasał właśnie po tym ogrodzie. Jego stopy pieszczone były trawą z tego miejsca. Znał go chyba na pamięć. Każdy krzew, drzewko czy nawet klomby z pięknymi kwiatami. Uwielbiał każdą z rosnących tam roślin. Opieka nad nim, gdy spędzał w tym domu swoje dziewięć wiosen należała do niego. Jako jedyny dbał najlepiej jak mógł o ten ogród. Był jego oazą, świątynią dumania jak i jego przyjacielem.
Zaprowadzony przez Bakugō wszedł na podwórze. Rozglądał się czując jeszcze większą tęsknotę do tego miejsca. Pierwsza jego jesień w tym miejscu po pięciu latach rozłąki. Przetrzymywany w miejscach, gdzie nie raz światło nie witało go swoimi promieniami. Pragnął dotknąć trawy z miejsca, w którym się wychowywał. Wystarczy tylko dotknięcie, jedno uczucie, że ma źdźbła pomiędzy palcami u swych bosych stóp. Tęsknił, a teraz mógł znów doznać tego uczucia.
Katsuki obserwował każdy ruch zielonowłosego. Ten zapragnął pobiec do ogrodu. I tak też zrobił. Pędził ile sił w nogach poza ogromy budynek tylko po to, aby dotrzeć do miejsca w którym czuł się najlepiej. Stopy wydeptywały w podłożu ślady, które wskazywały gdzie udał się zielonooki. Widok jaki zastal tam Deku sprawił, że zaniemówił. Ani jeden dźwięk nie opuścił jego ust. A Bóg tak chciał by boskie anioły zasznurował grubą wiskozową nicią jego delikatne wargi. Zszyte tak starannie, aby wszak żaden najcichszy pisk czy najlżejsze westchnienie nie przedostało się przez usta. Tak Delikatna a jednak wytrzymała wiskoza tworzyła piękny haft na wargach Midoriyi. Gdy minęło bodajże minut dziesięć męski głos, lekko piskliwy jak i podłamany ułożył ciąg słów.
— C-co się z nim stało?! Gdzie jest ogród, który widziałem pięć lat temu?! — wykrzyczał w twarz Bakugō a ten nawet nie drgnął. Patrzył jak porcelanowe łzy zalewały filigranowe oczy mężczyzny. Jego dwudziesty rok wydawał się tak idealny gdy zobaczył dom. Miejsce, które nazwał swoim domem bo przeżył w nim więcej swego życia. Pierwsza kryształowa łza uderzyła o zieloną trawę. Panowała cisza a w uszach Bakugō uderzenie kropli równało sie z potłuczeniami figurki. Slyszal jak porcelanowa baletniczka tłucze się o chłodne kafle prawdę. Chciał krzyczeć, wydzierać się do utraty głosu, gdy anioły odbiorą mu niebiański śpiew.
Podszedł do swego pana trzy kroki i złapał go za kołnierz koszuli którą ten miał na sobie.
— Odpowiedz mi! — załamane jękniecie domagało się wyjaśnień. Katsuki jedynie złapał za zielone kosmyki włosów niższego i odtrącił go od siebie ciągnąć je mocnym szarpnięciem.— nie pozwalaj sobie, pamiętaj kim jesteś i jak nisko upadłeś idioto — niski, zachrypnięty glos odpowiedział mu, lecz Izuku nie takiej oczekiwał prawdy. Szarpnął mocniej a skomlenie opuściło malinowe usta. Puścił kołnierzyk i uległ. Łzy płynęły niczym największe wodospady.
Zaciągnął go do domu i staną przed schodami.Wielkie, dębowe stopnie prowadziły na samą górę. Blondyn spojrzał na niego i przewrócił kpiąco oczami.
— przestań się kurwa mazać i wstawaj! — warknął a Midoriya wzdrygnął się. Nieprzyjemny dreszcz okrył jego delikatne ciało. Niezgrabnie podniósł się na nogi i stanął na pierwszym śniadym schodku. Czerwonooki wyminął go i zaczął szybkim tępem pokonywać stopnie. Dotarłszy na drugie piętro stanął na jedwabnym dywanie. Jasnoszare ściany kontrastowały z onyksowymi kaflami. Bielsze niż śnieg ramy drzwi skrywały za sobą kilka tajemnic.Tajemnice o których sam Bakugō nie raz nie miał pojęcia. Jego rodzice nie byli tacy święci. Pod maską uśmiechu, dobroci, życzliwości skrywała się złość, żądza zwycięstwa jak i porządanie. Chciwość pragnęła więcej i więcej. Samolubność zagarnęła wszystko dla siebie broniąc by nic nie umknęło z kolekcji. Przecież nie ma ludzi idealnych. Istoty ponad ludzkie pragnęły perfekcji. Czemu żadne z nich jak i nas nie potrafi do niej dotrzeć?
Wczołgał się za nim i stanął za swym właścicielem. Dużej postury mężczyzna złapał go za nadgarstek i pociągnął za sobą. Tępo jakim szedł było zbyt szybkie dla mniejszego Midoriyi. Nieszczęsny dywan tworzył mu pod nogami przeszkody o które się potykał. I nie oszczędzono mu drażliwych komentarzy.
— już nawet nie umiesz łazić po głupim dywanie łamago — pociągnął go mocniej i łapiąc za srebrzystą klamkę otworzył drzwi. Pomieszczenie do jakiego wepchał Izuku było jego obecnym pokojem. Wielkie łoże z baldachimem. Zaścielone białą pościelą tak jak to śnieg ścielił trawę układając ją do snu. Komoda z pięknie wykonawczymi nogami na onyksowych kaflach. Skrywała kilka ubrań dla zielonowłosego. A na ścianie gablota, szklana szafa w której było więcej rzeczy niż można było się spodziewać. Oświetlona światłem ledów po zmroku a podczas świtu promieniami bajecznego słońca.
I zostawił go w tym zimnym pokoju. Odziany w samotność usiadł na łóżku podkulajac kościste nogi. Cóż przyszło mu teraz robić? Jego najcieńsza tkanina nudy stworzyła z kilku warstw gruby koc na chłodne noce. Trzy jej warstwy okryły go lecz jemu dalej było zimno. Pragnął ciepła, ciepła bliskiej osoby. Oddałby wszystko co ma a w zamian chciałby móc ostatni raz przytulic się do piersi matki i usłyszeć bicie jej dobrego serca.
W lekko zaczerwienionych jego uszach obijał się melodyjny głos kobiety. Dlaczego bóg musiał zabrać ja do siebie w tak młodym wieku? Minął rok gdy tej już nie ma na tym świecie. Tęskni do niej.
***
I oni dotarli pod dom. Auto zatrzymało się na podjeździe ogromnej willi. Wysiadł a za nim wysiadła dziewczyna. Dobrze wiedziała co ma robić mimo, iż pierwszy raz znajdowała się w takiej sytuacji. Nigdy wcześniej nie była kupiona za taką sumę.
Weszli powolnym krokiem za żeliwną bramę. Todoroki wyciągając z kieszeni klucz otworzył drzwi do domu. Jako pierwszy wszedł do środka. Rzucił przelotne spojrzenie Momo, aby i ta weszła.
— od dzisiaj to twój nowy dom — powiedział. Jego barwa głosu była chłodna niczym lód nad którym panował. Niezwykle obrażony jak i potężny a skazany na potępienie wśród cywili. Od piętnastego roku życia nauczony samodzielności podniósł się i stanął na nogi. Rozwinął się w błyskawicznym tępie czego nie zrobiliby nawet ci najlepsi.
Zdolny mężczyzna, mądry oraz zaradny lecz ma jedna wadę. Nie potrafi kochać. Cóż można na to poradzić? Nie wiem, lecz mam nadzieje ze ciemnowłosa znajdzie odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.
————
1091 słów

CZYTASZ
Przeznaczenie || Bakudeku
Romansa- aż tak Nisko upadłeś deklu? - warknął Bakugō spoglądając w szmaragdowe oczy Oczywiście, że upadł. Upadł z ogromnym tupetem a echo rozniosło się niczym morska pieśń na oceanie. Upadł, gdyż na nic innego nie mógł sobie pozwolić. Upadł, bo właśnie z...