Wszyscy, przebywający w tamtej chwili na stacji benzynowej spodziewali się najgorszego. Zombie właśnie rozwaliły drzwi, na dodatek coś dzieje się z dystrybutorami paliwa. Ale nie. Rakkina dokładnie wpatrywał się w to, co się dzieje na zewnątrz i zamiast ujrzeć żywe trupy, wdzierające się do środka poczuł jeszcze mocniej zapach benzyny, a po chwili także wyjątkowo silny zapach dymu i odór spalanych zwłok. Zombie zamiast wdzierać się do środka, zaczynały właśnie płonąć żywcem, o ile w ogóle żywymi można je było określić. Nikt nie słyszał krzyku, ale odgłos, który wydały z siebie żywe trupy można nazwać agonalnym jękiem. Bliźniaczki pomyślały, że są uratowane. Yenna miała mieszane uczucia. Tak samo zresztą, jak Clark i Rakkina. Jedynie Kevin zauważył jedną rzecz, która znaczyła, że to, co się teraz dzieje to wcale nie wybawienie. Byli na stacji benzynowej, i właśnie otaczały ich płonące zombie. Mieszanka wybuchowa. Z drugiej jednak strony, jeśli wybuch nie byłby aż tak silny, nie powinien uszkodzić stacji, ani zrobić im krzywdy. Kevin czekał aż coś wybuchnie. Czekał ze strachem. Nie doczekał się.
Po kilkunastu, lub kilkudziesięciu minutach zamiast zombie, przed stacją leżał popiół potworów, które o dziwo bardzo łatwo i szybko uległy kremacji. Szybko, ze względu na to, że kremacja z reguły trwa około godziny. Z drugiej strony, co też było faktem, niektóre stwory mogły być polane benzyną. Powoli już wszyscy, tym razem nawet bliźniaczki, zaczynali domyślać się, co się stało. Ktoś rzucił koktajl Mołotowa, prosto w rój kreatur. Myśleli, że ta osoba im się nie ujawni, ale się pomylili, bo po chwili przed drzwiami stał chłopak. Na oko miał góra 14-15 lat. Był ubrany dość luźno, nosił bluzę z kapturem, którą teeaz zresztą zawiązał sobie na pasie, oraz krótkie spodenki. Jego stopy przyodziewały buty jednej z topowych marek, miały kolor czarny i były na dość niskich, ale twardych podeszwach. Na barkach zawieszoną miał sporych rozmiarów nerkę, też od topowego producenta, a na plecach plecak. Miał włosy długości do ramion, koloru popielatego blondu, piwne, duże oczy. Na odsłonionych rękach i nogach widać było kilka blizn, i trudno się domyślić, czy po walkach z ludźmi, czy po aktach samookaleczenia. A może nawet po tym i po tym. Oprócz tego, na jego twarzy tkwił jeszcze jeden, ważny szczegół. Szeroki uśmiech od ucha do ucha. Chłopak pięknie się uśmiechał.
***
- Yenna, Clark, wyciągnicie broń! Reszta ustawia się z tyłu, z bronią, na wszelki wypadek!- Kevin, czy ty aby nie przesadzasz? - spytała dziewczyna - to tylko dziecko.
- Dziecko, które przed chwilą koktajlem Mołotowa rozwaliło hordę zombie, a ma jeszcze plecak i nerkę, które mogą być pełne broni.
Yenna jednak uznała, że nie ma po co straszyć dziecka w taki sposób. Reszta, poza Rakkiną wykonała rozkaz. Jednak nagle zabrał głos blondyn:
- Halo, halo! Przecież mieliśmy unikać walki i starać się być przyjaźnie nastawieni. Atakując chłopaka, który nie ma nawet 18 lat, a przynajmniej tak można wnioskować po jego wyglądzie, złamiemy tę zasadę, Kevin, opamiętaj się!
Kevin nie zdążył odpowiedzieć, bo zły i poirytowany Rakkina wyciągnął z kieszeni klucz do drzwi, który jak widać, nadal tam trzymał. Podszedł, i otworzył drzwi tak szybko, że patrząc na to nie zdążyłbyś nawet powiedzieć "ser".
- Yenna, chodź - powiedział chłopak - Jeśli ten z dworu będzie chciał zrobić nam krzywdę, możecie zacząć strzelać. Yenna, oddaj im broń.
Dziewczyna usłuchała rozkazu.
- Ale ani ważcie się strzelać, jeśli on nas nie zaatakuje!
Kevin przytaknął. Nie mógł się nie zgodzić, nie chciał tracić ludzi, a i to co oni mówili miało też po prawdzie trochę racji. W końcu, on sam z początku miał zamiar być jak najbardziej pokojowym.
Tymczasem Rakkina i Yenna wyszli na dwór.
CZYTASZ
Mortui sunt in momento
ParanormalChłopak z sierocińca doznaje kolejnej katastrofy życiowej, tylko teraz na o wiele wiekszą skalę. Wybucha anarchia i apokalipsa. Co jest właściwe? I kto tak naprawdę jest wrogiem? Niemądre, przemęczone istoty obdarzone jedynie instynktem przetrwania...