Rakkina właśnie skończył śniadanie, które przygotowali. Jajecznica z bekonem. Chłopak myślał. Myślał o tym, czy to może być jeden z ostatnich razów, gdy je ten posiłek. Myślał, co będzie dalej. Przez całe zamyślenie zapomniał zupełnie o kawie, która stała obok niego na stole. Wcześniej zaczął pić, ale po zjedzeniu śniadania ona jakby rozpłynęła się, jak fatamorgana na pustyni. A przynajmniej tak to wyglądało w jego myślach. W rzeczywistości jednak napój się nie rozpłynął, a po prostu on zastanawiając się nad czym innym nie zwracał na niego uwagi. To trochę tak jak z tym, że mimo, iż nasze oczy cały czas obserwują czubek naszego nosa, to zapominamy o tym, nie zwracamy po prostu uwagi. W zasadzie i tak patrzenie na własny nos nie jest nam do niczego potrzebne. A Rakkinie nie była potrzebna kawa. To znaczy, lubił ją, ale przez odczucia, jakich doświadczył, miał podwyższone tętno, ani trochę nie czuł się senny.
- Pij, bo wystygnie - powiedział Clark, spoglądając na kolegę po drugiej stronie stołu, który od kilku minut oparty o własną dłoń gapił się w jakiś punkt na suficie.
To wyrwało blondyna z czegoś, w rodzaju transu.
- A - ocknął się chłopak - Mógłbyś wypić moją? Jeśli spożyję jeszcze choć trochę kofeiny, zwymiotuję. Jakoś nie mam dziś ochoty.
- No dobrze, wypiję. Jestem zmęczony. Ty tego nie wiesz, ale dzisiaj nie spałem. Czuwałem przy tobie w nocy.
- O... Jak o tym myślę, to całkiem... Miłe?
W tym momencie, do ich pokoju wszedł Kevin. Bez pukania, ale w zasadzie po co miałby pukać? Wątpił, że w środku zastanie paradujących nago chłopaków, czy cokolwiek innego, co nie byłoby przyjemnym wspomnieniem, lub naruszeniem prywatności kolegów. W zasadzie myślał słusznie, w końcu wchodził do pokoju dwójki znajomych, nie do pary gejów.
- Zjedliście już?
- Rakkina nie dopił kawy - zaczął Clark - ja będę ją pić, ale możemy już iść do was, jeśli wy skończyliście.
Kevin zgodził się. Poszli, bo ustalili, że po jedzeniu mieli się naradzić nad przekazem zasłyszanym w radiu.
Rakkina, wchodząc do salonu, który miał być pokojem rozmów zobaczył Beth i Elizabeth.- Czy one naprawdę muszą tutaj być? Inteligencją nie grzeszą - powiedział. Ale nie na głos. Po prostu, powiedział do siebie w myślach.
- Skoro wszyscy już tu jesteśmy - mówił Kevin - zacznijmy rozmowę. Chciałbym poznać stanowisko każdego, dlatego każdy dostanie po dwie minuty na wypowiedź. Pokierujemy się zasadą demokracji, czyli jeśli większość zdecyduje, że pójdziemy sprawdzić to, o czym była mowa w radiu, to pójdziemy. Jeśli większość osób będzie przeciw, zostajemy tutaj. - chłopak wyciągnął telefon i włączył stoper - kto zaczyna?
Jako pierwsze zgłosiły się, kto by się spodziewał, bliźniaczki. Ich irytujący, ale aż nadto energiczny sposób bytu pozwalał przewidzieć, że tak będzie.
Tylko nie one, pomyślał Rakkina. Nie mógł tego wiedzieć, ale dokładnie to samo pomyśleli Clark i Yenna. Kevin pomyślał nawet coś gorszego. Chociaż trudno, demokracja jest demokracją.
- Jesteście dwie, więc która wypowie się najpierw?
- Obie mamy to samo zdanie!
- Yhm. Jak ono brzmi?
- Musimy tam iść!
- Uargumentujcie.
- Y... Y...
- Jak coś mówicie, przemyślcie to chociaż - poprosiła Yenna łagodnie. Może nawet zbyt łagodnie.
- Dobra. Następny. Albo następna.
CZYTASZ
Mortui sunt in momento
ParanormalChłopak z sierocińca doznaje kolejnej katastrofy życiowej, tylko teraz na o wiele wiekszą skalę. Wybucha anarchia i apokalipsa. Co jest właściwe? I kto tak naprawdę jest wrogiem? Niemądre, przemęczone istoty obdarzone jedynie instynktem przetrwania...