Rozdział drugi

773 47 3
                                    

Lena

  Nadszedł poniedziałek. Prawie całą noc nie spałam, a gdy rano zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, przeraziłam się. Wyglądałam jak zombie. Byłam blada niczym ściana, miałam ogromne wory oraz cienie pod oczami, a oczy przekrwione od płaczu. Nałożyłam więc nieco więcej podkładu na twarz, aby zamaskować moje zmęczenie. Westchnęłam przeciągle i powoli ubrałam białą bluzkę, którą wpuściłam w czarną spódnicę. Przed wyjściem z domu, napiłam się tylko mojego ulubionego soku pomarańczowego. Nie myślałam nawet o śniadaniu, którego i tak bym nie tknęła. Na uczelnię pojechałam autobusem, ponieważ nie chciałam prowadzić samochodu w takim stanie. Wolałam nie spowodować wypadku przez zaśnięcie za kierownicą. W żadnym wypadku nie jestem samobójczynią. Nawet ostatnie wydarzenia by mnie do tego nie popchnęły. Wiem, że samobójstwo niczego by nie rozwiązało. Droga na uczelnię niesamowicie mi się dłużyła, a moje nerwy przybierały na sile. Zawsze się tak stresuję, bo wiem, że jeśli obleję, to ojciec mnie zabije. Moje studia prawnicze to również jeden z jego genialnych pomysłów. Jak zwykle nie miałam nic do gadania, musiałam zrobić wszystko, aby dostać się na ten kierunek. Moje życie to istna porażka.

Dwadzieścia minut później byłam na miejscu. Ślamazarnym krokiem weszłam do ogromnego budynku, a później do sali, w której miało odbyć się kolokwium. Mimo iż się uczyłam, pytania były dla mnie trudne. Myślenie o tym, co miało miejsce wczoraj w domu rodziców, również nie ułatwiało mi zadania. Pisałam wszystko, co przyszło mi na myśl, z nadzieją, że zaliczę to i będę miała spokój. W końcu nie mogę sobie pozwolić na żadne poprawki, bo ojciec dostałby szału. W pewnym momencie do moich myśli wkradł się pewien szatyn. Liam. Jego piękne, czekoladowe oczy, które miały małe iskierki w sobie oraz idealnie ułożone włosy. W kimś takim jak on mogłabym się zakochać. Był taki opiekuńczy i biło od niego niewyobrażalne ciepło. Czułam się przy nim bezpiecznie, w końcu mnie uratował. Nie, nie, nie. Koniec. Za bardzo się rozmarzyłam. Muszę o nim zapomnieć. Przecież już nigdy się nie spotkamy. Ja i Liam nigdy nie bylibyśmy razem. Przenigdy.

Właśnie czekałam na autobus, a mój telefon zaczął wibrować w mojej torebce. Nie patrząc, kto chce się ze mną skontaktować, odebrałam nadchodzące połączenie.

- Halo?

- Hej ździro – rozpoznałam radosny głos mojej przyjaciółki – Monici. Zaśmiałam się dość głośno na jej określenie, a kilkoro ludzi znajdujących się na przystanku obejrzało się w moją stronę.

- Cześć pindo. Co się stało, że dzwonisz do mnie w ten uroczy, poniedziałkowy poranek? – zapytałam z sarkazmem.

- Och, to już nie mogę pogadać z moją najlepszą przyjaciółką? – udała oburzoną, akcentując słowo 'najlepszą'.

- Możesz, możesz, a teraz na poważnie, po co dzwonisz? – wsiadłam do autobusu, który akurat podjechał i zajęłam najbliższe wolne miejsce.

- Lena, zapomniałaś? Miałyśmy się dzisiaj spotkać u Ciebie wieczorem i zrobić sobie babski maraton filmowy – miałam ochotę walnąć się z otwartej dłoni w czoło. Kompletnie zapomniałam.

- Przyznaję się bez bicia, że zapomniałam. Przepraszam Moni, ale ostatnio miałam tyle na głowie i sama wiesz. Wszystko jest nadal aktualne, także wpadaj śmiało po osiemnastej – powiedziałam, obserwując coraz bardziej zatłoczony autobus. W tym momencie zaczęłam żałować, że jednak nie wzięłam samochodu. Nigdy nie lubiłam tłumów.

- Ok, więc widzimy się wieczorem, sklerotyczko – powiedziała przesadnie udawanym, poważnym tonem.

- Tylko nie sklerotyczko! Wypraszam sobie Panno Stone – tym razem ja udałam oburzoną, lecz nie mogłam wytrzymać i zaśmiałam się.

- Przepraszam wylewnie Panno Williams – wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem, a uspokojenie się zajęło nam dobre dwie minuty. Gdy już nam się to udało, pożegnałyśmy się i zakończyłyśmy połączenie.

Po drodze do apartamentu wstąpiłam jeszcze do sklepu na zakupy, bo moja lodówka praktycznie świeciła pustką. Przed przyjściem Monici udało mi się jeszcze posprzątać i zrobić pranie. W międzyczasie zdążyłam jeszcze zrobić jej ulubioną sałatkę grecką oraz cynamonowe ciasteczka z przepisu mojej babci. Gdy upewniłam się, że wszystko ogarnęłam, usiadłam na kanapie w salonie i wpatrywałam się w zdjęcia, które wisiały na ścianie. Było ich mnóstwo. Poczynając od zdjęć rodzinnych, po moje z przyjaciółmi, czy kolegami ze studiów. Najwięcej było fotografii z Moni. Jest dla mnie jak siostra, a ja ją okłamuję. Muszę z tym skończyć. Dziś. Dziś powiem jej o tym całym chorym pomyśle mojego ojca, związanym z małżeństwem moim i Paula. Ufam jej i wiem, że będzie mnie wspierała. Na pewno będzie w szoku, ale jej nie będę musiała mydlić oczu, że się w nim „zakochałam". Powiem jej całą prawdę. Zasługuje na to.

Save Me |L.P. ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz