— Panno McKee?
Podnoszę głowę zza książki, którą ustawiłam pionowo. Robię tak zawsze, gdy staram się skupić. Profesor Backston zadał nam do obliczenia jakiegoś punktu ze wzoru. Nie rozumiem potrzebę matematyki na studiach. Możliwe, że się na tym nie znam, wręcz to oczywiste, jednak męczą mnie te zajęcia.
— Słucham?
— Ma pani rozwiązanie?
Ugryzłam się od środka w policzek speszona pytaniem. Dopiero to ja czytam polecenie.
— Ja...
— Czy mogę podać odpowiedź? — proponuje chłopak, który siedzi przede mną.
— Proszę bardzo, panie Clark.
Odetchnęłam z ulgą. Uratował mnie nieznajomy. Raczej profesor Backston nie wściekłby się, gdybym nie odpowiedziała, lecz zdecydowanie lepiej, że pozwolił komuś innemu. Muszę podziękować Clarkowi.
Ostatecznie mężczyzna poprosił studenta, aby podał rozwiązanie na tablicy. Zapisuje je szybko, zanim zostanie zmazane o staram się przystąpić do kolejnego.
Ćwiczenia mijają szybko, gdy załapałam o co chodzi. Wychodząc z sali szukam wzrokiem mojego wybawiciela i na szczęście, chyba, na mnie czeka.
— Jestem Josephine — wyciągam rękę w jego stronę. — Przyjaciele mówią mi Jo lub Jose.
— Jestem Benedicth — z uśmiechem ściska moją dłoń. — Przyjaciele mówią mi Ben.
Śmieje się z jego nawiązania do mojego przedstawienia się.
— Dziękuję ci za ratunek. Zostałeś moim bohaterem dnia i mam nadzieję, że pozwolisz zabrać się na lunch.
— Cała przyjemność po mojej stronie. Chętnie skorzystam z zaproszenia.
— Jo! — podbiega do nas Bri. — Za szybko wyszłaś z sali — spogląda na blondwłosego chłopaka. — Cześć Ben.
— Hej, Bridgette.
Unoszę jedną brew do góry.
— Znacie się?
Oboje spoglądają na siebie, po czym uśmiechają się do mnie jak głupi.
— Jesteśmy kuzynami.
Mrugam kilka razy zanim przyswoję wiadomość. Moja koleżanka dostaje w ramie.
— Czemu nie powiedziałaś nic?
— Nie było okazji. Przypomnę ci, że wole słuchać niż mówić.
— Racja. Zabieramy Bena na lunch. Jestem głodna, więc w drogę.
Udajemy się do bufetu, który pokazała mi Meadow. Z wdzięczności postanawiam postawić jedzenie Benowi. Na pierwszy rzut oka wydaje się w porządku. Gdy siedzi obok Bri, dostrzegam podobieństwo. W identycznych miejscach mają dołeczki, a ich oczy błyszczą w ten sam sposób.
— Skąd jesteś, Jo?
— Mieszkam w Arcadii z ciotką oraz wujkiem.
Biorę kawałek kanapki z kurczakiem. Polubiłam tu jeść.
— Niewielkie to miasteczko, prawda? — dopytuje Ben.
— Tak, wszyscy się tam znamy. Każde święto czy uroczystość są już monotonne.
— Halloween też? — dołącza się Bri, która kończy swoją sałatkę. — Na naszym kampusie ma odbyć się spora impreza przebierana.
— Słyszałam. Josh coś o tym wspominał.
![](https://img.wattpad.com/cover/293741792-288-k628177.jpg)
CZYTASZ
COLLEGE - historia pogmatwana
RomansTĘ WERSJĘ KSIĄŻKI TRAKTUJCIE JAKO SZKIC, PO JEJ SKOŃCZENIU NASTĄPIĄ DRASTYCZNE POPRAWKI, ABY POLEPSZYĆ I ZWIĘKSZYĆ JEJ JAKOŚĆ Josephine McKee wyjeżdża do Miami na studia. Czystym przypadkiem będzie studiować tam, gdzie jej sąsiad Josh Lowell, z któr...