Rozdział 12. Brandon

717 61 34
                                    

Dość rzadko miewałem myśli, by stłuc komuś mordę. Jednak, gdy zobaczyłem Arthura James'a w mojej firmie z tym uśmiechem wiecznego dziecka szczęścia, które wszystko dostaje pod nos miałem na to wielką ochotę. Śmierdziało od niego tanimi fajkami, a smród zmieszał się z perfumami. Rozsiadłem się wygodnie na fotelu, nawet nie zmuszając się do uprzejmości, gdyby usiadł na jednym z moich drogich foteli najpewniej musiałbym je wyrzucić.
Obawiałbym się jakiejś zarazy, którą roznosi samym swoim byciem na tym zakłamanym świecie.

– Kopę lat! Z dwanaście?

– Czego szukasz? Jeśli przyjaciół to po drugiej stronie jest przytułek dla zagubionych – odparłem wrednie. Nie cierpiałem go odkąd pierwszy raz go zobaczyłem. Już wtedy wiedziałem, że jest kłamcą i zwykłychm chujem, bo inaczej nie dało się go nazwać. 

– Liczyłem na inne powitanie – odparł.

Na inne nie zasługujesz, stary chuju

– Na inne trzeba sobie zasłużyć. Mam nadzieję, że słowa, których użyłem nie są dla ciebie za trudne – odparłem kwaśno.

– Przychodzę z propozycją współpracy – zaczął. Wyśmiałem go. Kurwa żadnej nie chciałem.

– Nie będę z tobą współpracował – odparłem spokojnie. – Nigdy.

–Oj Brandon, to naprawdę ci się opłaci, a w szczególności zera na końcie – posłał mi sztuczny uśmiech.

Gdy po świecie chodzili tacy głupcy, to czym bardziej upewniałem się, że zakładanie gumki to dobre rozwiązanie. Chociaż, moje geny były zajebiste, to nie chciałbym płakać nad porażką.

– Brandon, proszę cię...

– O co? – zapytałem wtrącając się. – Mogę ci grzecznie pokazać gdzie są drzwi albo jest druga opcja, mniej łagodna. Po prostu cię przez nie wypierdole.

– Nie gorączuj się tak – zaśmiał się, a moja cierpliwość powoli zmierzała ku końcowi.

– Wypierdalaj z mojego biura – rozkazałem zimnym tonem. Podniósł ręce w gęście poddania, głupio się zaśmiał i wyszedł.

Westchnąłem przeciągle, rozluźniając krawat. Niektórzy mylili moją firmę z przytułkiem dla bezdomnych.

Gdy miałem już podnosić sluchawkę, by połączyć się z moją asystentką, usłyszałem ciche pukanie. Jeśli to znowu ten idiota, to tym razem się nie powstrzymam.

– Panie prezesie, przyszła do pana panna... Mia Jones. Nalegała, żeby się szybko spotkać, podobno to pilna sprawa.

Nie wiedziałem co o tym myśleć. Jeśli miała nadzieję, że z tego wyjdzie coś więcej, to grubo się myliła. Jeśli chciała szantażować mnie jakimiś filmikami lub zdjęciami, to musiała wiedzieć, że zniszczę ją zanim rozpocznie swoją karierę.

– Niech wejdzie – odparłem niechętnie. Nie chciałem jej tu widzieć, nie była głupią dziewczynką, powinna to wiedzieć.

Rose zamknęła drzwi, a po chwili zobaczyłem blondynkę w szkolnym mundurku i z plecakiem na jednym ramieniu i coraz bardziej utwierdziłem się w tym, że do cholery nie wiedziałem co strzeliło mi do łba tamtej nocy. Była młoda, zdecydowanie za młoda dla mnie.

– Co tu robisz? Usiądź – wskazałem na fotel przede mną. Była ładna, ale jej delikatny makijaż, a raczej brak coraz bardziej mnie dobijał. Przespałem się z małolatą.

– Mam sprawę do obgadania – parsknąłem. Wiedziałem, że ten jednorazowy seks nie może przejść bez szumu.

– Jeśli chcesz opublikować filmik, który ma za zadanie mnie zniszczyć to było od razu przejść do działu finansów – spojrzała się na mnie jakbym zwariował. Po jej minie wnioskowałem, że nie spodziewała się usłyszeć tego z moich ust.

– Nie jestem taka, za jaką mnie uważasz – warknęła oburzona. Podniosłem jedną brew. Nie wierzyłem jej, wiedziałem jakie były dziewczyny w jej wieku.

– To co tu robisz?

Sięgnęła do swojego plecaka, nie obdarowując mnie ani jednym przelotnym spojrzeniem. Wyjęła z niego kosmetyczkę, którą mi podała.

Niechętnie sięgnąłem po to, co mi podała.

– Śmiało, nie gryzie – sarknęła.

Otworzyłem kosmetyczkę, a gdy zobaczyłem w niej kilkanaście dodatnich testów ciążowych posłałem jej niezrozumiałe spojrzenie.

– Chyba nie muszę ci tłumaczyć skąd się biorą dzieci. Cóż, wpadliśmy. Sorry, że zepsuje ci opinie wpadki z gówniarą – nie patrzyła na mnie, unikała mojego wzroku jak ognia. A jej przez kilka sekund nie wiedziałem co się właśnie dzieje.

To nie mogła być prawda. Nigdy, nie pękła mi pieprzona guma!

– Żartujesz sobie ze mnie?

– Też chciałabym, żeby dziś był April Fool's Day, ale przykro mi był już jakiś czas temu – była zdenerwowana, wyglądała jakby za moment miała się rozpłakać, rozlecieć na kawałki.

Co jeśli to rzeczywiście było moje dziecko? Byłbym skończony.

– Chcę zrobić testy na ojcostwo – nie mogłem wjebać się w wychowanie nie swojego dziecka. Nie miałem pewności, dopóki nie zrobię testów. Jednak młoda Jonas nie wyglądała, na taką, która chciałby wrobić mnie w dziecko.

– Nie ma sprawy. Domyślałam się, że będziesz chciał je zrobić. Kto wierzyłby takiej gówniarze jak ja. Ale uwierz mi, ja też nie skacze z radości.

– Byłaś u ginekologa? – zapytałem chłodno.

– Nie, boje się.

Zaśmiałem się bez krzty emocji.

– Boisz się? Jeśli to moje dziecko, to jesteś w drugim miesiącu ciąży, nie uważasz, że to czas, żeby iść do lekarza?

Spojrzała na mnie ze łzawionymi oczami. Tak bardzo było widać po niej, że miała osiemnaście lat.

– Mam w dupie, że się boisz. Tu chodzi też o to dziecko. Weź moją wizytówkę. Zadzwonię do ciebie,  omówimy szczegóły badań na ojcostwo.

– Mówisz o tym dziecku, jakby było kolejnym pieprzonym zadaniem w twojej firmie, Zasrany Prezesie!

Stanęła z hukiem odsuwając fotel, chwyciła moją wizytówkę i z wyszła, głośno trzaskając drzwiami.

A ja w głowie miałem jeden, wielki mętlik.

___________________________________

Wiem, że liczyłyście na coś lepszego po takim czasie, ale trudno mi było się wbić w fabułe, więc napisałam tyle ile mogłam. Wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, dalej będę trwać w martwym punkcie. 🤡

Jeśli ktoś jest jeszcze chętny, by czytać ich historię, to proszę się zgłaszać w komentarzach, to wrócę z regularną publikacją!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 09, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PROTEKTOR Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz