Alex pov.
Siedziałem przed kominkiem na jednej z skórzanych kanap po lewej stronie pokoju. Po prawej stronie mieściły się zaś dwie wąskie półki z książkami, pomiędzy nimi było sporych rozmiarów okno z widokiem na spory ogród, który był w posiadaniu przez naszą rodzinę. Przed owym oknem było drewniane biurko i brązowy skórzany fotel.
Zastanawiałem się co się dzieje z Dią. Jak się czuje. Gdzie jest? Czy ktoś zrobił jej krzywdę? Wbrew wszystkiemu, polubiłem tę dziewczynę. Właściwie to chyba polubiłem całą ekipę, choć na początku byłem przekonany, że nigdy się tak nie stanie. Chociażby biorąc pod uwagę, że byli tam Bonnetowie. A myślałem, że tą rodzinę można tylko nienawidzić.
Próbowałem się czegoś dowiedzieć, ale jak na złość nikt nic mi nie chciał powiedzieć. A może złapali pozostałych?
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z impetem i do pomieszczenia wszedł mój ojciec.
Czarne włosy zaczesane elegancko do tyłu co jakiś czas przeplatało pasemko szarości. Koszula oraz czarne spodnie od garnituru i wypastowane mokasyny, również czarne.
- Tatuś raczył się zjawić- mruknąłem mierząc mojego ojca wzrokiem. Przeszedł obok brązowej kanapy, okrążył rzeźbione biurko wykonane z ciemnego drewna i usiadł w fotelu. Zaczął przeglądać papiery zupełnie mnie ignorując. Świetnie.
Odchrząknąłem w końcu, a mój opiekun westchnął i wskazał na fotel naprzeciwko niego. Zająłem wskazane miejsce.
-Nie powiem, trochę się zawiodłem twoim zachowaniem, synu-zaczął.
- A może tak dzień dobry na początek?
- Alex nie wnerwiaj mnie.
-No ale co ja niby miałem zrobić? Zastrzelić ją?-zapytałem retorycznie.
-Na przykład-wzruszył ramionami.
-Tato...-westchnąłem i przeczesałem włosy palcami.
- Mówię serio Alexander. Ta dziewczyna stanowiła niebezpieczeństwo, więc powinieneś pozbyć się jej na miejscu. Spójrz na mnie jak do ciebie mówię- rozkazał co niechętnie uczyniłem.- Możliwe, że dzięki twojej niekompetencji zdobyliśmy zakładnika i źródło dodatkowych informacji, jednak to nie zmienia faktu, że nie zastosowałeś się do procedury. Gdybyś nie był moim synem prawdopodobnie bym cię zwolnił.
-Ja... nie potrafiłem tego zrobićtaka była prawda. Chociaż Diana Kelly często grała mi na nerwach, nie potrafiłbym jej skrzywdzić.
Obraz rozmył mi się przed oczami, a wspomnienia oplotły mój umysł jak macki ośmiornicy i za nic nie chciały puścić.
Na początku była tylko ciemność. Potem usłyszałem dźwięki z zewnątrz. Ciche pohukiwanie sowy, szelest liści i irytujące pikanie alarmu nakazującego by zapiąć pasy. Otworzyłem powoli oczy, jednak szybko je zamknąłem przez nasilający się ból głowy. Spojrzałem w bok, gdzie znajdowała się Alice. Leżała z twarzą na poduszce powietrznej.Przesunąłem rękę i nacisnąłem przycisk. Usłyszałem ciche kliknięcie i poczułem jak pasy bezpieczeństwa rozluźniają się. Powoli przekręciłem głowę i nacisnąłem klamkę, upadłem kolanami ma leśnej ściółce.
Zakręciło mi się w głowie, ale gdy tylko zawroty minęły wstałem i oparty o otwarte drzwi mazdy rozejrzałem się. Samochód był zmasakrowany, a my sami znajdowaliśmy się na małej polance w lesie.
Szarpnąłem za pierwsze lepsze drzwi. Na siedzeniu przede mną siedziała nieprzytomna Diana. Pochyliłem się i odpiąłem jej pasy, lekko potrząsnąłem jej ramię.
CZYTASZ
Ne Jamais Dire Jamais
Novela JuvenilGdyby ktoś miał trudność z czytaniem tytułu, czyta się to tak: nu żame die żame *** Ufaliśmy ludziom, którym nie powinniśmy. Cały czas byliśmy nie do końca świadomi powagi sytuacji. Nieumyślnie wplątałam w to blis...