Alice pov.
Siedziałam w swoim pokoju na łóżku i robiłam fryzurę Nicolasowi. Mój manekin miał dwie kiteczki za uszami, jedną na środku głowy i pięć kitek idących przez grzbiet. Wszystko starannie upinałam kolorowymi gumkami i różnymi spinkami.
To nie tak, że byłam bardzo uzdolniona w zakresie fryzjerstwa, moje umiejętności zatrzymywały się na warkoczu. Po prostu musiałam się czymś zająć, by nie myśleć. Ostatnio robię to często i w nadmiarze. Różne rzeczy wpadają mi do głowy i nie chcą z niej wyjść. Ciągle przetwarzam w głowie naszą kłótnie. Nie wiem nawet, czy można było to tak nazwać. Powiedzmy, że była to ostra wymiana zdań, po której nikt się do siebie już nie odzywał. Chociaż, czy to nie była właśnie definicja kłótni?
I znów myślałam.
To dziwne, że czasem sami nad tym nie panujemy, nie potrafimy zapanować nawet nad swoją własną głową. Umysł ludzki jest zagadką dla samego człowieka.
Czasem się gubimy i nie wiemy jak wrócić na właściwy szlak. Czasami niektóre czynniki zewnętrzne spychają nas na poboczne drogi i wychodzi nam to na dobre lub nie. Kiedy zbaczamy w złą stronę, grunt to mieć osoby, które wyprowadzą nas na prostą, jak niewidomego pies przewodnik. Tylko kto ma mnie uratować skoro te osoby są w takiej samej sytuacji? Kto mnie uratuje? Kto uratuje nas?
Przez moje zamyślenie niechcący pociągnęłam kota za sierść, przez co Nicolas zawarczał, zerwał się z mojego łóżka i przemknął pomiędzy nogami wchodzącej cioci.
-Nicolasowi chyba się nie spodobała nowa fryzura- zaśmiała się. -Moim zdaniem wygląda trés chic.
Usiadła na końcu mojego łóżka, a jej uśmiech zastąpiła powaga. Bez słowa zaczęła wpatrywać się we mnie swoimi błękitnymi oczami. Za każdym razem gdy w nie patrzyłam widziałam w nich ocean. Czysty, błękitny, zazwyczaj spokojny, jednak czasem burzliwy i wściekle ciskający piorunami. Dzisiaj widziałam ten miły i sympatyczny odcień.
-Coś się stało?-zapytałam, przerywając niezręczną dla mnie ciszę.
-To ty mi powiedz, moja droga.
-Nic się nie stało ciociu-powiedziałam obejmując rękami kolana. Nawet nie wiem dlaczego skłamałam.
-Tak, jasne, a Alexander zniknął bez śladu tak z kaprysu? To nie są żarty, ma chérie- powiedziała
Ten idiota sprawił, że ciocia Elizabeth chodziła dwa dni jak na szpilkach, nawet nic nie jedząc, o śnie nawet nie wspomnę. Ta kobieta była cudowna, a gdy się do kogoś przywiąże, nie ma zmiłuj.
Zgłosiła to nawet do mamy Alii i pojechała do miasta gdzie wydrukowała kartki z napisem "ZAGINIONY" i zdjęciem Alexa. To było chyba jedyne jego zdjęcie jakie miałam. Przedstawiało ono chłopaka z przymkniętymi oczami, opartego głową o głowę Diany, która to natomiast spoczywała na jego ramieniu. Brunetka z ożywieniem wpatrywała się w Lię, której nie było w kadrze.
Było to w tedy, gdy utknęliśmy w garażu Dii, a Alia opowiadała nam swoją autorską opowieść.
- Może zaszło z nami do pewnych nieprzyjemnych sytuacji...- zaczęłam wymijająco.
-Wiesz co, strasznie mi czasem przypominasz Bastiena. Też zawsze nie lubił się zwierzać-oznajmiła z lekkim uśmiechem.
-Szkoda, że go tu nie ma-przyznałam wzruszając ramionami.
-Gdyby żył, pewnie już by skakał nad tobą by tylko nie było smutno tobie i Gabrielowi.
-Nazywał mnie le soleil-przypomniałam sobie.
CZYTASZ
Ne Jamais Dire Jamais
Teen FictionGdyby ktoś miał trudność z czytaniem tytułu, czyta się to tak: nu żame die żame *** Ufaliśmy ludziom, którym nie powinniśmy. Cały czas byliśmy nie do końca świadomi powagi sytuacji. Nieumyślnie wplątałam w to blis...