15. Wszystkie chwyty dozwolone

13 2 0
                                    

Diana pov.

– Z czego do cholery są te sznury?!– krzyknęłam sfrustrowana. Walczyłam z tymi sznurami już dobrych kilka godzin. Byłam przywiązana do jakiejś starej rury, która na dodatek już rdzawiła. Niestety tylko wyglądała na kruchą i słabą. Jedynym źródłem światła była goła żarówka na środku pomieszczenia. Ściany podłoga i sufit były betonowe, nikt nawet ich nie pomalował. Na dodatek było tu zimno i śmierdziało jakby ktoś tu zdechł. Po dłuższej obserwacji, doszłam do rozwiązania tej zagadki. Sprawcą smrodu okazał się zdechły szczur po drugiej stronie pomieszczenia.

Nie wiem ile czasu tam spędziłam, ale zakładałam, że dość długo.

– Wypuśćcie mnie! Mam do rozszarpania pewnego syna ważniaka!– wrzasnęłam w stronę drzwi. Oczywiście nikt mi nie odpowiedział.

No właśnie. To ten cholerny syn ważniaka o szmaragdowych oczach  wpakował mnie w tą fatalną sytuację. Wciąż przed oczami miałam tą koszmarną scenę gdy ludzie w garniakach nas otoczyli, a Alex okazał się być po ich stronie.

"Przykro mi Diana"

To słowo bębniło mi w głowie ilekroć przypominałam sobie tamto zdarzenie.

Miałam mu uwierzyć, że mu przykro? Jeszcze czego. Zdradził nas wszystkich. Zdradził mnie, a to bolało najbardziej, bo ja wciąż miałam tą malutką nadzieję, że może coś do mnie czuł.

Jednak temu uczuciu towarzyszyło coś jeszcze. Gniew i żądza zemsty.

Czy go kochałam? Prawda była taka, że nie potrafiłam go nie kochać, co przerażało mnie najbardziej. Pomimo, że chciałam by zapłacił za to co zrobił, nadal go kochałam.

Witajcie w głowie Diany Kelly, gdzie nawet ona nie ma pojęcia co się tam wyprawia.

Nie tylko on był moim jedynym zmartwieniem. Co działo się z moimi przyjaciółmi? Są tutaj? A może uciekli? Czy rodzice się o mnie martwią? A może policja mnie już szuka? Te i wiele innych myśli krążyło mi w kółko w głowie.

No i oczywiście trochę też się bałam. Kogo ja oszukuje bardzo się bałam! 

Nagle usłyszałam przekręcanie zamka w drzwiach, więc odruchowo zaprzestałam prób uwolnienia się. Po chwili do pomieszczenia wszedł mężczyzna w wojskowych ciuchach i w pełni uzbrojony. Podszedł do mnie i jednym sprawnym ruchem noża, przeciął więzy. Złapał mnie mocno za ramię i szarpnął zmuszając mnie bym wstała.

– Za mną– rozkazał i ruchem ręki nakazał mi żebym podeszła.

– W jakim celu?– zapytałam, ale oczywiście nic mi nie powiedział.

Przewróciłam oczami i wyszłam z pomieszczenia, cały czas pilnowana przez tego gburowatego typa.

– Odwróć się– warknął.

– Po co niby?– zapytałam nie ruszając się z miejsca. Mężczyzna złapał mnie za ramię i obrócił (jeśli bolesne szarpnięcie można nazwać obrotem) tak że stałam teraz do niego tyłem. Nagle pociemniało mi przed oczami. Nie, wcale nie zemdlałam, po prostu ten facet zawiązał mi jakąś szmatkę na oczy.

– Idziemy– poinformował mnie i popchnął do przodu.

Szliśmy przez kilka minut podczas jedyne co widziałam to ciemność. W końcu zatrzymaliśmy się, a mój oprawca zdjął mi chustkę. Zamrugałam szybko aby przyzwyczaić się do jasności, po czym rozejrzałam się po otoczeniu. Staliśmy przed prostymi drewnianymi drzwiami na identycznym jak wszystkie, inne w tym budynku, korytarzu.

– Właź.

– Kto tam jest?

– Krwiożercze krokodyle– oznajmił mało przyjemnie, a ja tylko obrzuciłam go pełnym irytacji spojrzeniem i nacisnęłam na klamkę. Zaraz za mną wszedł tamten facet od krokodyli.

Ne Jamais Dire JamaisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz