Rozdział I

369 22 5
                                    

"Wstań, umyj się i ubierz, zjedz śniadanie, udaj się do szkoły(ucz się pilnie, ćwicz na zajęciach sportowych, pamiętaj o drugim śniadaniu), wróć od razu po szkole do domu(w razie dodatkowych zajęć; poinformuj nas o tym), zjedz obiad, który dla ciebie przygotowaliśmy, odpocznij chwilę, bieganie/rower/zajęcia dodatkowe, odrób lekcje i naucz się na następny dzień, czas wolny(jeżeli oczywiście, zrobisz wszystko, co dla ciebie należy), pomóż w przygotowaniu kolacji, poczytaj którąś z pożytecznych książek, doucz się(jeżeli jest taka potrzeba), umyj się, udaj się na spoczynek". Tak wygląda mój rozkład dnia roboczego. W weekendy mam więcej czasu na...naukę i ćwiczenia, zamiast jakiejkolwiek możliwości spotkania się z przyjaciółmi, których za dużo nie posiadam.

Nazywam się Brenda Nicholls, choć moje prawdziwe imię to Destiny, a na drugie mam Hope. Nie wiem czemu moi rodzice musieli mnie tak ukarać, dając mi takie imię, ale przynajmniej przy znajomych mogę czuć się lepiej, jeżeli zwracają się do mnie Brenda. W domu dopiero po latach błagać rodzice zaczęli tak na mnie mówić, ale kiedy zrobię coś złego, zwracają się do mnie pełnym i prawdziwym imieniem. To denerwujące. Obecnie chodzę do klasy 2 liceum. 3/4 osób z mojej klasy ma prawo jazdy i świetne auta. Potrafię kierować, ale moi rodzice nie pozwalają mi przystąpić do prawa jazdy, bo mam skupić się na nauce. A po drugie ciekawe jaki daliby mi pojazd? Starego Mercedesa dziadka? o nie, co do tego, to ja sobie podziękuję. Jedynym plusem mojego życia, który zawdzięczam rodzicom są regularne treningi i dobre odżywianie, co wiąże się z tym, że mam idealną sylwetkę. Ale zaś minusem jest to, że nie pozwalają mi pokazywać odkrytego brzucha, odsłaniać pupy, co wiąże się z tym, że w wakacje nie chodzę w szortach, tylko rybaczkach albo spódniczkach.

-Brenda, no szkoda, że znowu nie możesz przyjść na imprezę. Nawet nie wiesz, co tracisz...-odezwała się Mitchie. Ona to ma życie. Nie dość, że jest szatynką o pięknych, długich włosach, to jej rodzice pozwalają jej na wszystko. Dosłownie. Kiedyś przyszła na lekcje całkowicie pijana, bo w nocy była na imprezie i nie miała kluczy do domu, ale potem miała ogromną aferę w szkole i domu...Ale to nie zmienia faktu, że chodzi na imprezy!

-sama wiesz, jak jest u mnie, Mitchie-spojrzałam na nią, nie uśmiechając się. Westchnęłam-jak ty to robisz, że możesz chodzić wszędzie?-uniosłam brew.

-co robię?-zaśmiała się-och, ja po prostu mam normalnych rodziców i tyle.

-och...-to były jedyne wypowiedziane przeze mnie słowo, bo nie wiedziałam, co mogę więcej powiedzieć. Ona ma rację-mówi moja podświadomość.

-Mitchie?-zapytałam niepewnie, a ona spojrzała na mnie i przytaknęła, abym mówiła-o której jest ta impreza i gdzie?

-u Audrey, godzina 20...ale po co ci to?-spojrzała na mnie, marszcząc brwi.

-tak tylko pytam, tak dla własnej ciekawości-odpowiedziałam cicho. Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę.

Cholera, jestem spózniona.

Wiedziałam, że dostanę jakąś karę. Rany, dlaczego ja nie mogę mieć normalnych rodziców?

Włożyłam kluczyk do dziurki i go przekręciłam, próbując wejść jak najciszej do domu. Uf, zrobiłam to dość cicho. Weszłam i obróciłam się, by zamknąć drzwi, ale wszystko oczywiście musiało pójść nie tak. Przeciąg, do jasnej cholery! Drzwi trzasnęły tak głośno, że w sekundę z pokoju wyłonili się moi rodzice, a ich miny nie wskazywało na to, że są w jakikolwiek sposób zadowoleni z mojego przyjścia.

-gdzie byłaś?-rzuca od razy mama, nawet nie pozwalając mi wejść dalej.

-hej, też miło mi cię widzieć...-mówię sama do siebie, odstawiając bluzę na haczyk.

Gdzie jesteście? | Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz