07. Miłość nie jedno ma imię

607 67 76
                                    

Białe buty w przeciągu zaledwie chwili przestały być białe i co najważniejsze — czyste. Ayato popatrzył na swoje ubrudzone wymiocinami stopy, a potem na Thome, który opierał się o jego samochód i próbował niezdarnie wytrzeć usta wierzchem dłoni. I o ile te nieszczęsne buty dało się jakoś przeboleć, tak widoku pijanego blondyna już nie i Ayato musiał działać stanowczo, jeśli nie chciał, by komukolwiek stała się krzywda.

— Wsiadaj do auta, nie rób wstydu — Kamisato sięgnął do kieszeni marynarki po kluczyki i jednym naciśnięciem odblokował drzwi, praktycznie wpychając Thome do środka.

Thoma był tak pijany i tak niekontaktowy, że przez moment Ayato zrobiło się go żal. Sam nigdy nie doprowadził się do takiego stanu, raczej nie widział powodu dla którego miałby to robić. Patrzył na ten obraz nędzy i rozpaczy, zastanawiając się dokąd właściwie go zawieźć, skoro Thoma nie potrafił się określić i ciągle bełkotał coś pod nosem. Spuścił go z oczu dosłownie na sekundę, by wytrzeć upieprzone obuwie czystą szmatką i Thoma już otwierał drzwi, żeby mu uciec. Szybko wywalił brudną ścierkę do najbliższego kosza i wrócił do samochodu, blokując chłopakowi możliwość wyjścia.

— Ty chyba całkiem rozum postradałeś — skomentował Kamisato, wyjeżdżając spod klubu i ruszając prosto do domu, w asyście marudzącego narzeczonego swojej siostry.

Zostawienie Thomy samego mogłoby skończyć się dramatem, dlatego z dwojga złego wolał wziąć go do siebie.

— Możesz odstawić mnie do domu, dam sobie radę sam — odezwał się obrażonym tonem Thoma.

— Narobiłeś mi na buty, jesteś pijany jak świnia i mówisz, że dasz sobie radę, tak? — zakpił Ayato, gdy znaleźli się daleko od klubu i hałasu, a zamiast w kierunku rezydencji pojechali zupełnie gdzieś indziej.

Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo chciał znaleźć się z nim sam na sam, dopóki faktycznie do tego nie doszło. Przez ostatni czas mijali się, Thoma ignorował go i dawał mu odczuć, że nie chce mieć z nim doczynienia. Ayato nie był typem człowieka, który cierpliwie znosił takie traktowanie, denerwowało go, gdy ludzie nie zwracali na niego uwagi tak jak sobie tego życzył i robił się wyjątkowo nieprzyjemny. Tym bardziej teraz, kiedy jednym z takich ludzi był Thoma, który doprowadzał go do szału swoim zachowaniem i za wszelką cenę próbował okazać mu swoją wyższość.

— Zatrzymaj się i wypuść mnie, Kamisato — warknął Thoma, szarpiąc za drzwi, podczas gdy Ayato przejeżdżał przez autostradę i potrzebował chwili na skupienie się.

Targała nim złość, ale mógł tylko zaciskać zęby. Thoma robił wszystko, dosłownie wszystko, by wyprowadzić go z równowagi. Zamiast być wdzięcznym za pomoc, tylko na niego szczekał. W końcu zatrzymał się gwałtownie na poboczu i włączył światła awaryjne, otwierając drzwi po stronie chłopaka.

— Wysiadaj, proszę bardzo. — powiedział zimnym tonem, w nerwach uderzając z całej siły o kierownicę i bezradnie opierając o nią czoło. — Wynoś się.

Zajęło mu dłuższą chwilę, żeby się uspokoić. Thoma w tym czasie opuścił pojazd i obejrzał się tylko na Kamisato, cicho zamykając za sobą drzwi. Nie uszedł daleko, właściwie na dobrą sprawę nigdzie się nie ruszając i opierając się o auto, czekając aż z Kamisato zejdą ostatnie nerwy. Nie liczył czasu spędzonego na zewnątrz, ale wkrótce także Ayato wysiadł z auta, zarzucając sobie marynarkę na barki i przyglądając mu się karcącym wzrokiem. Stał przed nim, splatając ramiona na klatce piersiowej i Thoma miał wrażenie, że zaraz serce wyskoczy mu z piersi, jeśli Ayato nie przestanie patrzeć na niego tak oceniająco.

W tej walce nie było wygranych — przegrali oboje.

— Zachowujesz się jak szczeniak, którego trzeba ciągle pilnować, żeby nie zrobił sobie krzywdy — na jego słowa Thoma odwrócił głowę, wciskając ręce głęboko do kieszeni spodni.

No Air | AyathomaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz