~4~

267 22 12
                                    

- Teraz właściwe i tak nie ma to znaczenia, Wade - westchnął ciężko Spiderman, siadając na krawędzi dachu.

Od czasu powrotu do Stanów, wiele rzeczy zmieniło się w jego życiu. Wyprowadził się do własnego mieszkania i prawie całkowicie odciął od Avengers. Nie miał zamiaru więcej z nimi współpracować, żal do nich, a zwłaszcza do Stark'a nie pozwalał mu tego robić. Rozstali się co prawda pokojowo, zresztą wiadome było, że w tym wieku wypadało mu się już usamodzielnić. Jednak drużyna superbohaterów raczej liczyła no to, że chłopak z nimi pozostanie, a przynajmniej będzie działał w ich szeregach. Niestety straconego zaufania nie można tak łatwo odbudować, a Parker postanowił być nieugięty i mimo wyjaśnienia wszystkich kwestii z Tony'm, postanowił nie odbudowywać ich relacji.

- Co cię właściwie skłoniło do powrotu? - zapytał po chwili ciszy chłopak.

- Miałem załatwić pewną sprawę... - Wade zawahał się, czy ma powiedzieć o tym Peter'owi - Wiesz, Tony mnie o coś poprosił.

- Tony?

- Miałem z tobą pogadać - wyznał mężczyzna prawie szeptem.

- Aha - Spiderman wstał oburzony - W takim razie przekaż mu, że jest dupkiem skoro nie potrafi już sam ze mną porozmawiać. A ty możesz mi się więcej nie pokazywać na oczy - warknął.

- Pete, czekaj.

- Co?!

- On chciał cię prosić o pomoc, ale bał się, że mu odmówisz...

- To właśnie odmawiam! Spierdalaj stąd Pool. Już myślałem, że przyszedłeś z własnej woli, ale widocznie przez te lata nic się nie zmieniłeś. Byłem głupi żywiąc nadzieję, że jest inaczej - westchnął zawiedziony chłopak.

- Peter, proszę - Najemnik chwycił bohatera za ramiona i obrócił go w swoją stronę - Przez cały czas chciałem żebyś mi wybaczył i nadal tego chcę, ale zrozum, że ja nie potrafię być inny.

- Puść mnie - mruknął wyrywając się - Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia. Ze Stark'iem tym bardziej. To jest skończony rozdział i lepiej będzie dla wszystkich, jeśli dacie mi święty spokój.

- Petey, ja naprawdę przepraszam. Jeżeli nie chcesz mnie więcej widzieć, to spełnię to jedno twoje życzenie najlepiej jak mogę, ale proszę, nie zostawiaj mnie w ten sposób. Nie nienawidź mnie - Deadpool mówił ze łzami w oczach.

Parker stał przez chwilę milcząc. Wiatr natomiast wył silniej, porywając ostatnie liście z drzew, a deszcz z mżawki zaczął przechodzić w coraz bardziej niepokojącą ulewę. I tak nieliczni ludzie szybko znikali z ulicy, chcąc uchronić się przed kapryśną pogodą, więc miasto zdawało się być opustoszałe. Nowy Jork stałby się martwy, gdyby nie przejeżdżające pospiesznie samochody.
Spiderman spojrzał z goryczą na wymizerowaną twarz najemnika. Błagania mężczyzny wywołały u niego nagły przypływ smutku, a wspomnienia o cioci May boleśnie ściskały jego serce. Ta kobieta nie powinna umrzeć. Żadna z tych rzeczy, które się wydarzyły, nie powinna mieć miejsca... Ale jakie ma to teraz znaczenie?

- Przepraszam Wade, ale ja mam już dość - odpowiedział stanowczo, choć trzęsły mu się ręce.

Spiderman odwrócił się i ruszył powoli w kierunku swojego mieszkania. Walczył ze sobą żeby nie odwrócić się i nie pobiec w kierunku najemnika. Chciał rzucić mu się na szyję, dziękując, że wrócił, ale wiedział, że nie powinien. Nie może już do tego wracać - zaczął nowy rozdział bez Avengers i bez Deadpool'a. Zanim zdążył wrócić do domu, rozpłakał się na dobre. Dlaczego te wspomnienia musiały tak boleć?

***

Wilson był zupełnie zrezygnowany i przygnębiony. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Znowu zawiódł. Żałował, że w ogóle dał się namówić Stark'owi na cokolwiek.

Wróciły do niego te wszystkie ponure myśli, towarzyszące mu podczas tortur Ramireza. Znów czuł bezsilność, wiedział, że zawiódł i już nie ma drogi ucieczki. Wtedy uratował go Tony, teraz nie miał już na kogo liczyć.

Najemnik udał się do swojej starej bazy, ukrytej w opuszczonym budynku na peryferiach miasta. Wiedział, że zostawił tam kilka rzeczy na "czarną godzinę" i miał wrażenie, że właśnie ona nadeszła. Chciał zacząć wszystko od nowa.
W piwnicach czekała na niego broń, naboje, strój i dokumenty na różne nazwiska. Przeznaczenia nie da się oszukać.

Przebrał się i wyruszył na przechadzkę po kilku barach, w których dawniej przyjmował zlecenia. W skrzynce pocztowej Stark'a, zostawił krótki liścik:

Wybacz, nie udało mi się wykonać zadania. Nie potrafię ci pomóc. Dziękuję za wszystko i przepraszam.
Już nigdy Twój
Deadpool

***

Ludzie szybko go poznali, jego czerwona maska stała się już poniekąd legendą wśród kryminalnego półświatka. Nie musiał wcale się starać, bo jego reputacja przez czas jego nieobecności nie ucierpiała, a wręcz przeciwnie. Zaczęto o nim mówić w zupełnie inny sposób. Stał się bohaterem dla ciemnej części Nowego Jorku.

- A kogo moje oczy widzą! Myślałem, że nie żyjesz! - wykrzyknął barman w jednym z lokali, w którym kiedyś sporadycznie bywał.

- Nie tak prędko - uśmiechnął się najemnik.

- Czego sobie życzysz, dziś pijesz na koszt firmy - zaoferował się Joseph, który zachwywał się jakby Wade co najmniej przybył z innego świata.

Pomieszczenie śmierdziało wódką, potem, tytoniem i trawką, co zupełnie nie przeszkadza Deadpool'owi. Za tym przez ostatnie lata tęsknił - za swoim starym życiem, w którym może w spokoju nienawidzić siebie i świata, bez odpowiedzialności.
Czasami miewał dość ciągłego ukrywania się i zabijania dla tych wszystkich chuja wartych klientów, ale robiąc to, czuł się jak w domu. Czuł się bezpiecznie i mógł zapomnieć o Spiderman'ie, o Stark'u i o Ramirez'ie.

836 słów.
Rozdział krótszy niż zwykle, ale nie chciałem na siłę wydłużać i zwlekać z publikacją.
Znów mamy dramat i tragedię - wszyscy smutni, czyli tak jak być powinno 😅

Apologize [Spiderman| Iron Man| Deadpool]✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz