𝐒𝐀𝐍𝐙𝐔 𝐇𝐀𝐑𝐔𝐂𝐇𝐈𝐘𝐎 nigdy nie doceniał małych rzeczy. Stale przemykała mu przez palce, ponieważ zawsze zwracał swoje błękitne oczy ku sprawom i osobom rozmiarem większym metaforycznie od niego samego. Była to jego swoistym przekleństwem. Uważał się za stojącego pod piedestałem, od wielu lat wykonując posłusznie miotane z góry polecenia. Wobec tej zależności nie miał czasu na małe cudy codzienności. Przynajmniej do momentu, w którym czas tamtego środkowo kwietniowego dnia stanął dla niego w miejscu. Kiedy tak bez ducha leżał obok (Imię) na szpitalnym łóżku, całkowicie nieprzejęty opinią wścibskiego otoczenia, wtulony w jej śpiącą sylwetkę i z każdym następnym uniesieniem się oraz odpadnięciem jej klatki piersiowej, stawał się świadkiem mikroskopijnego cudu. Nie mógł opisać szczęścia, które owe zjawisko mu dostarczało.Haruchiyo wiedział, że było to absurdalne, aczkolwiek czuł się w pewnym sensie winny stanu, w którym znajdowała się obdarzona przez niego uczuciem dziewczyna. To było skrajnie niemożliwe, jednak Sanzu odbierał takie wrażenie ze względu na to, że większość rzeczy, które dostawały się w jego ręce, zostawały przez niego szybciej lub później całkowicie zniszczone. Bardziej umyślnie bądź nie.
Mogła mieć zamknięte oczy, maskę tlenową na twarzy i wielką aparaturę, która już jako jedyna utrzymywała ją nadal przy względnym życiu, ale (Imię) żyła. Następny cud nastąpił, kiedy w końcu otworzyła swoje majestatyczne (kolor) oczy, które wiosenniły jego krajobraz bardziej, niż obecna pora roku. Za którymi Sanzu zdołał już porządnie zatęsknić. A potem wymówiła jego imię.
CZYTASZ
𝐓𝐑𝐀𝐆𝐈𝐊𝐎𝐌𝐄𝐃𝐈𝐀 → s. haruchiyo
Fanfic─ 𓆸⋆。༄˚ 𝐓𝐎𝐊𝐘𝐎 𝐑𝐄𝐕𝐄𝐍𝐆𝐄𝐑𝐒 悲喜劇 a piece combining tragic and comedy content; ❝ ─ cholera, gdzie ty się niby wybierasz, kobieto? ─ z daleka od ciebie chodząca, czerwona flago. i przestań mnie już rozbierać wzrokiem, bo zaraz się prz...