Choć minęło już kilka dni i sytuacja pomiędzy nimi w miarę zdążyła się uspokoić, Harry ciągle przeklinał na siebie w myślach. Dobra, według jego pokrętnej logiki, Harper jakby go zdradziła, jednak nie miał żadnego prawa, by tak się na nią unosić. I mocno przestraszyć...
Jeszcze raz wbił w nią oczekujące spojrzenie, tylko marząc o tym, by odwróciła do niego głowę i wymruczała do niego choćby jedno, nic nie znaczące słowo. Jego wybranka nieprzerwanie milczała.
Pamiętał tamto wydarzenie, nawet przez moment nie przestając o nim myśleć. To, jak niebezpiecznie zbliżył się do jej karku, jak woda sodowa uderzyła mu do głowy, jak jawnie chciał ją ugryźć i oznaczyć... A najlepsze było to, że jego wybranka nie miała żadnego pojęcia, co spowodowało u niego taki napad agresji. Owszem, była tego dnia u Connora i spełniała jego seksualne zachcianki, jednak nie sądziła, że praktycznie nieznajomy Nadnaturalny tak bardzo się tym przejmie.
W końcu dlaczego miałby reagować na to złością? Co, sam czegoś od niej oczekiwał? Na mózg mu padło?
Uparcie gapiąc się w ekran laptopa, napisała kolejne rozkazy do swoich żołnierzy. Wiedziała, że powinna przekazywać informacje w nieco dyskretniejszy sposób, ale w tamtym momencie po prostu nie potrafiła się skupić. Z pełną szczerością mogła powiedzieć, że trzymanie na twarzy maski obojętnej totalnie ją wykończyło.
- Harper? - szepnął, choć i tak wiedział, że mu nie odpowie, ani nawet nie zwróci na niego uwagi.
Serce zapulsowało mu boleśnie, kiedy uświadomił sobie, jak bardzo spieprzył. Miał po swojej stronie niejakiego sojusznika. Informatora, z którym tak naprawdę zaplanował już całe życie. Przecież panował nad sobą zarówno w jej gabinecie, jak i na sali przesłuchań... Dlaczego jego nerwy puściły w najmniej odpowiednim momencie?
Rana po zadanym przez nią postrzale już dawno zdołała się uleczyć, a jednak ramię ciągle niemiłosiernie go szczypało. Czy przez to, że zraniła go jego ukochana, już nigdy nie uleczy się w swojej psychice? Być może.
Przesłuchania ciągle trwały, a on stawał się coraz bardziej niespokojny, kiedy chociażby na chwilę odrywał wzrok od czarnowłosej Harper. Miał tak wielką ochotę, by po prostu wziąć ją w ramiona i zaprowadzić do Osady. Do ich wspólnego domu...
Ale tak naprawdę nie mógł nic zrobić. W końcu był dla niej tylko nic nie znaczącym więźniem.
***
Harry spojrzał na nią z niedowierzaniem. Przez to, że wystawiła przed nim swoją dłoń, zdołał zauważyć pomalowane na czarno paznokcie. Nic jednak nie potrafiło stłumić jego myśli o baterii, którą mu podawała.
- Powinna pasować - oznajmiła obojętnie, po prostu zrzucając ją na podłogę.
Dopóki nie usiadła na swoim miejscu, Nadnaturalny nie odważył się wyciągnąć po nią ręki. Obracając mały przedmiot w palcach, prowadził prawdziwą walkę w swojej głowie. Dała. Mu. Kurwa. Baterię.
- Od jak dawna o wszystkim wiesz? - spytał poważnie, mając na myśli swoje rozmowy z członkami Nacji.
Skoro zdawała już sobie sprawę z tego, co robił, gdy jej nie było, nie musiał kryć się ze swoją bransoletą. Czekając, aż odpowie, odchylił odpowiednią klapkę i wymienił zużytą baterię na nową.
- Od początku - odparła, mimowolnie na niego zerkając. - Nie wiem, jakim cudem podporucznik jej nie zauważył. Albo po prostu uznał to za zwykłą zabawkę.
- Być może... - mruknął, nerwowo poruszając kajdankami. Jeszcze brakowało mu bólu od otartych nadgarstków... - Dlaczego nic z tym nie zrobisz?
Harper wzruszyła ramionami. Powinna mu ją zabrać, sprawdzić wszystko, co tylko się dało... Ale czy to miałoby jakiś sens, skoro jakby nie patrzeć mu pomagała?
CZYTASZ
Nacja III: Ostateczne Starcie
خيال (فانتازيا)Po kolejnym ataku na Osadę, Harry dostaje się do bazy ludzi, którzy pragną wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. Jego tajny plan się udał, jednak co się stanie, jeśli wśród wrogów pozna swoją wybrankę serca? Rozpoczęcie wojny wisi na włosku, a...