IX

119 6 5
                                    

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy w środku nocy. Na głowie miałam chyba jakiś bandaż jeśli dobrze wyczułam palcami prawej ręki, bo drugą miałam unieruchomioną czymś ciężkim.

Z bólem uniosłam lekko głowę i zobaczyłam czyjąś głowę na mojej ręce. Pierwsze pomyślałam, że to Fred, ale kiedy tylko lekko się ruszyłam uniósł głowę. Nie był to Fred tylko Will. Na twarzy wyszedł mi chyba lekki grymas, na co on też się skrzywił.

-Przepraszam, że cię obudziłam- wyszeptałam ze skruchą w głosie.

-Nic się nie stało- machnął ręką.- Jak się czujesz?- nie pozwalając mi jednak kontynuować zaczął dalej mówić na co mimowolnie się uśmiechnęłam.- Gdy tylko się dowiedziałem, że zemdlałaś przyszedłem tu, ale Fred nie chciał mnie wpuścić...

-Właśnie, gdzie są inni?

-Pojechali do domów na święta.

-A co z Tobą? Przecież miałeś spędzić je z całą rodziną, a sam mówiłeś, że nie zdarza się to zbyt często.

-Nic się nie dzieje, poza tym jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele to też rodzina.

Po jego słowach zaniemówiłam i byłam w stanie tylko go przytulić co z resztą zrobiłam. Wtuliłam się z całych sił w jego lekko umięśnione ramiona. Zatopiłam się w nich totalnie, po raz pierwszy od dawna poczułam się tak bezpiecznie. Will szeptał mi jakieś miłe słówka tak długo aż poczuł, że zasnęłam.

Obudziłam się koło południa tym razem już sama w pomieszczeniu. Po chwili zaczęło mi się nudzić, a nie wyglądało na to aby ktoś miał tu przyjść.

W końcu nie wytrzymałam i po prostu wstałam kierując się ku wyjściu. Gdy już zbliżałam się do mojej wolności drzwi same się otworzyły przez co się przewróciłam na tyłek. Spojrzałam w górę gdzie zobaczyłam Harry'ego i Rona co było mi bardzo na rękę. Może oni zgodzą mi się pomóc w wydostaniu się stąd. Miałam nadzieję, że się zgodzą, bo sama przed Willem i nauczycielami nie zniknę. Nie zrozumcie mnie źle, kocham go- po przyjacielsku oczywiście, ale jest momentami aż zbyt opiekuńczy wobec mnie.

-Harry, Ron- rzuciłam im przydługie spojrzenie.- Pomożecie mi?

-O co chodzi?- zapytał podejrzliwie Ron. No tak zadaje się z jego braćmi, a to nie wróży zbyt dobrze w jego przypadku.

-Wydostać się stąd- podniosłam się dość pokracznie i znowu zaczęłam iść, ale nie starczyło mi siły do popchnięcia lekko drzwi- nie wnikajcie jak to możliwe no, ale jednak możliwe.

-Chyba nie jesteś w najlepszym stanie do przenoszenia się gdziekolwiek- powiedział Harry.

-Nawet mnie nie denerwuj Potter- warknęłam na niego.- Jeśli mi pomożecie to pokaże wam tajne przejście o którym istnieniu nie wiedzą nawet bliźniacy- co z tego, że rudzielcy o nim wiedzą, trzeba dać Ronowi poczucie, że oni tej wiedzy nie posiadają.

Spojrzeli po sobie jakby mieli się porozumieć telepatią i skinęli tylko głowami. Wzięli mnie pod ramiona, co mnie mocno odciążyło. Wyszliśmy nareszcie ze skrzydła szpitalnego ale zamiast skręcić w lewo poszliśmy prosto. Doszliśmy do ściany gdzie jedna cegła nic nie różniąca wyglądem stanowiła otwór do tajnego przejścia. Wyciągnęłam różdżkę i stuknęłam ściane na oko gdzieś na wysokości mojej głowy. Przed nami otworzyło się dość szerokie przejście jak na jedną osobę więc nie mogliśmy iść obok siebie tylko musieliśmy pójść jeden za drugim. Przybliżyłam różdżkę do jednej z słabo widocznych pochodni na ścianach. Szepnęłam incendio przez co zaczęły zapalać się jedna od drugiej (nie wiem jakim cudem, ale kiedyś się jeszcze dowiem).

Wspierając się ściany przeszłam przez korytarz i otworzyło się przed nami wyjście zza obrazu kilka metrów od obrazu Grubej Damy, a raczej sir Cadogana. Odetchnęłam z ulgą kiedy dostaliśmy się do pokoju wspólnego i rozdzieliliśmy się. Udałam się do dormitorium, aby trochę odpocząć, ale jednak w własnym łóżku.

Na wieczór Will jakoś dostał się do mojego pokoju z pudełkami lodów, które nie wiadomo skąd wytrzasnął. Wiedział jak wkupić się u mnie w łaski. Rozmawialiśmy o totalnych pierdołach jedząc przysmaki które przyniósł, bo miał jeszcze różne słodycze zarówno te mugolskie jak i czarodziejskie. Nawet nie zauważyliśmy, że już jest po północy. Kiedy chciał już wychodzić zatrzymałam go, nie chciałam spędzać tego czasu sama, a poza tym jeśli złapią go na włóczeniu się po zamku o tak późnych godzinach będzie miał problemy. Poza tym bałam się go puszczać samego po tym jak mój ojciec tu był. Niby wiem, że jest dobry, ale po tym co zrobił z obrazem Grubej Damy nie jestem taka pewna czy mogę mu zaufać pod względem bezpieczeństwa.

Pociągnęłam go do siebie kiedy mimo moich protestów kierował się ku drzwiom. Przez naszą nieuwagę padliśmy na materac tak, że on nade mną zwisał. Nasze oddechy mieszały się ze sobą patrzyliśmy sobie w oczy aż on powoli skierował je na moje usta i wrócił do oczu. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, a nasze usta się złączyły w delikatnym pocałunku. Przerwałam go dość szybko kiedy mój mózg oprzytomniał, przecież to mój przyjaciel, a poza tym nie czuje do niego tego czegoś.

-Przepraszam, ale ja tak nie mogę- wyszeptałam, a w jego oczach zobaczyłam ból i zawód.

-No tak, rozumiem to nie ten typ relacji- usiadł normalnie, a z jego oczu wypłynęła łza. Starłam ją kciukiem, a on znów skupił na mnie całą uwagę. Atmosfera wokół nas gęstniała, a ja nie wiedziałam jak przerwać tą niezręczną ciszę.

-Idę się wykąpać- zgarnęłam piżame i zamknęłam się w łazience. Nie no nie wierzę zrobiłam to w najgorszy sposób. Zostawiłam go tam i od tak urwałam rozmowę po prostu uciekając, a dodatkowo złamałam mu serce. To nie tak powinna zachowywać się gryfonka.

Kiedy wyszłam po szybkim prysznicu pokój był pusty. Usiadłam na łóżku na którym przed chwilą był i on. Zasnęłam targana mieszanymi uczuciami co do niego jak i samej siebie.

Mieliśmy ciche dni przez co święta minęły mi więc ponuro bez bliskich i byłam widoczna tylko na posiłkach, a potem znikałam w dormitorium lub bibliotece.

Dostałam kilka prezentów: od Malfoy'ów jak zwykle dostałam trochę pieniędzy i słodycze oraz dodatkowo list z wiadomością jak to im szkoda, że mnie z nimi nie ma, ta mhm już to widzę, prędzej skaczą z radości, że nie ma wyrzutka rodziny. Dostałam też upominek od ojca- srebrny wisiorek z serduszkiem które było otwierane, a w nim zdjęcie moje, mamy i taty z czasów kiedy byłam niemowlakiem i byliśmy wszyscy szczęśliwi. Natomiast na drugiej stronie był napis:

C'est cela l'amour, tout donner, tout sacrifier sans espoir de retour
~Albert Camus

Czyli na angielski to chyba: Ależ to właśnie jest miłość, wszystko oddać, wszystko poświęcić, nie licząc na nagrodę.

Na coś się jednak przydała ta nauka z ciocią, która twierdziła, że to piękny język i musimy umieć przynajmniej trzy. Oczy mi się zaszkliły na widok tak szczęśliwego ojca i mamy trzymającej mnie na rękach.

Następnym prezentem był ten od Willa, podarował mi piękne kolczyki w kształcie nieznanych mi kwiatów i bukiet czerwono-niebieskich róż co mnie urzekło, nigdy nie widziałam dwukolorowych róż w takim odcieniu. Po przeliczeniu było ich równe pięćdziesiąt. Sama też mu wysłałam drobny upominek.

Od Heather dostałam trochę słodyczy tak samo jak od bliźniaków. Najbardziej jednak cieszyłam się na prezent od pani Weasley-ręcznie robiony przez nią sweter.

_______
Na reszcie skończyłam pisać ten rozdział i w końcu mogę go wstawić :)

Sory za małą ilość rodziałów i nieregularność

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 22, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wilkołak też ma serce | córka Syriusza BlackaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz