Springfield, Illinois - US
1/11/2020George. Niski siedemnastolatek z zamiłowaniem do książek i nauki. Właśnie on, siedział na imprezie wdychając woń alkoholu i zastanawiając się co on tu, do cholery robi.
Siedemnastolatek, który wolałby nadal mieć szesnaście lat. Tego dnia były jego urodziny, ale oczywiście nikt na tej planecie tego nie pamiętał. No, może oprócz mamy. Od starych przyjaciół nie dostał nic. Nawet sms-a.
Dwa tygodnie wcześniej właśnie z mamą przeprowadził się tutaj. Już tęsknił za londyńskimi ulicami. W nowej szkole został zaproszony na imprezę z okazji urodzin jakiegoś innego dzieciaka. Śmieszne, bo wcale go nie znał. Czy w Ameryce zaprasza się wszystkich na imprezy, nawet jeśli się ich nie zna?
A może to dlatego, że jestem nowy?
A co jeśli oni tylko robili sobie żarty?
Po co ja tu przyszedłem...
Wstał. Miał dość muzyki tak głośnej, jakby celem puszczenia jej było rozpieprzenie imprezowiczom bębenków usznych.
Przedarł się przez tłum pijanych nastolatków. Wyszedł z ogromnego domu na podwórko i wsiadł na swój rower.
"Już odjeżdżasz, dzieciaku?" Krzyknął ktoś.
Zignorował to. Odjechał w stronę mu nieznaną.
Jadąc drogą, która miała zaprowadzić go do domu zauważył mały sklepik spożywczy. Zawsze chciał spróbować Monster'ów. Z drugiej, rozsądnej strony bardzo nie chciał pić energetyków, ale czuł jak powieki kleją mu się z każdym mrugnięciem, więc zsiadł z roweru i podreptał w stronę szklanych drzwi.
Wyjął białą puszkę Monster z lodówki I podszedł do lady.
"Przepraszam, energetyki sprzedajemy osobom od wieku siedemnastu lat. Musisz to odłożyć" Powiedział kasjer niskim, atrakcyjnym głosem.
Spojrzał w górę. Patrzył na wysokiego blondyna. Włosy miał troche przydługie, jak na mężczyznę. Troche jakby nie chciało mu sie iść do fryzjera. Przedziałek miał na środku, a grzywkę po obu stronach podkręconą. Bardzo ładnie to wyglądało. Miał lekko podkrążone oczy. Zielone oczy. Takie piękne...
"Halo, młody, słuchasz mnie??"
"Tak, tak-" George wyjął z kieszeni dowód osobisty I wręczył go kasjerowi.
Spojrzał na plakietkę. Na imię miał Clay. Clay..Kasjer zerknął na datę urodzenia, następnie na zdjęcie. Wyglądał na zmieszanego.
"Sorki. Po prostu nie wyglądasz na swój wiek." Podsunął mu dowód i wpisał do kasy jedną puszkę Monster'a
"Oh, czyżby, Clay?"
"Mów mi Dream, proszę."
"Dlaczego akurat Dream?"
"Długa historia."
"Mam czas" George przechylił głowę w bok.
Dream tylko wziął karteczkę i napisał coś na niej. Następnie przykleił ją na puszkę Monster Energy Drink, którą George chciał kupić.
"Opowiem Ci innym razem. Dolar i pięćdziesiąt centów."
"A nie 2.00?"
"Zniżka dla wygadanych klientów"
"Oh zamknij się" Brunet wręczył mu trzy dolary i wyszedł ze sklepu z puszką w ręce, zanim 'Dream' mógł zaprzeczyć i oddać mu pieniądze.
Spojrzał na karteczkę. Na niej widniał numer telefonu i dopisek "Wszystkiego Najlepszego ;)"
Jest taki przystojny, ale taki wkurzający.
Wsiadł na rower.
-
George wrócił do domu. Puszkę po napoju wyrzucił do śmietnika przed małym budynkiem. Ich poprzedni dom był dużo większy. Nie podobało mu się, że mieszkali w takiej 'niebieskiej budzie', ale nie chciał jeszcze bardziej zasmucać mamy.
Z poprzedniego domu musieli się wyprowadzić z powodu ojca. Palił marihuanę i bóg wie co jeszcze. George nigdy nie chciał się to zagłębiać. Ojca wyrzucili z pracy przez co jego matka musiała pracować na dwa etaty, a pieniędzy nadal nie starczało. Przeprowadzka była w planach od miesięcy, ale zmusił ich akurat teraz do tego niespodziewany zgon ojca. Nieplanowane przedawkowanie. Mama George'a nie chciała dalej mieszkać w tamtym miejscu, które kojarzyło jej się tylko i wyłącznie z mężem. George obiecał sobie, że nigdy nie weźmie narkotyków, nie ważne, jak jego życie by się sypało.
Nie chciał być jak on.
Wszedł przez białe drzwi do środka. Słyszał, jak matka przerwała nerwową rozmowę, patrząc na niego, zestresowana. Zignorował to.
"Hej."
"Słonko, rozmawiam."
Wszedł do swojego pokoju i zamknął drzwi. Dom nie miał nawet drugiego piętra, nawet ogródka z tyłu. Tylko schodki prowadzące na malutki strych.
Żałosne pomyślał.
Pokój był jasny i prawie pusty. Głęboko niebieskie ściany, bo to jedyny kolor, jaki George widział normalnie. Wszystko tutaj było ładne i schludne.
Rzucił się na pościelone łóżko i włączył telefon. Wyjął karteczkę z kieszeni i przepisał numer do aplikacji komunikacyjnej.
Z dołu ekranu wyskoczyła klawiatura. Jego kciuk zawisnął nad literką K. Po krótkim zastanowieniu napisał do niego.
[Hej]
Wszedł w ustawienia i zmienił nazwę kontaktu z 'Numer Nieznany' na 'Dream'. Wyłączył telefon i westchnął. Po chwili wyświetlacz starego iPhone'a zapalił się. Zerknął.
[Dream: Hej, słodziaku]
Westchnął raz jeszcze. Włączył telefon i kontynuował konwersację.
____
Słaba jest ta książka, prawda?
Tak czy siak, postaram się, żeby była ciekawsza.
-K ;)
CZYTASZ
Love Is A Drug // DNF || ongoing !!
FanfictionNie był trzeźwy, ale jego słowa były najszczersze. Opowieść o dwóch nieodpowiedzialnych nastolatkach, ziole i uczuciach, których nie da się wyhamować. ((Arctic Monkeys - Why'd You Only Call Me When You're High?))