Backstory Azazela (+18)

28 2 0
                                    


Azazel: Urodziłem się w 45 roku ery Nara (755) jako Norio Idamichi. Odkąd pamiętam, byłem zafascynowany... we wpuszczaniu innym wpierdolu. Może i prymitywne, ale jakoś nigdy nie przepadałem za rasą ludzką. Uważałem ją za tchórzowską – Prędzej cię otrują lub zadźgają w nocy byleby zdobyć tron. A jeśli jeden na tronie pokłóci się z drugim na tronie to wywołają wojnę – I w imię swoich zjebanych interesików wezmą młodych chłopaków do woja w celu bicia się... No właśnie, za co? Za to że mają małe siurasy i sami nie wyjdą do walki. Król z Królem powinien się bić na gołe pięści, i ten kto wygra ten stawia żądania. Ale wtedy taki przegrany straci władzę! Dla władzy zrobisz wszystko, nawet sprzedasz własną matkę. Politycy to jedne wielkie pizdy które mają więcej sake we krwi niż jaj. W wieku 16 lat zostałem powołany na wojnę przez jakiegoś Szoguna, pod groźbą kary śmierci. No chyba nie myślicie że się usłuchałem? Poczekałem sobie na tych frajerów z bronią no i ich rozjebałem. Wyjąłem przy okazji serca, żeby mieć pewność że skurwiele nie ożyją. Tak, nazywano mnie Demonem z Kioto. Miałem nadludzko silne pięści, i to zawsze jakaś robota wpadła przy dźwiganiu. Oczywiście wydano nakaz ścigania i zostałem zaocznie skazany na ścięcie. Z chęcią bym się z nimi ponawalał ale pewnie bym zginął bo by mnie okrążyli i wbili katanę w plecy. O właśnie! Kolejna rzecz – Tylko ludzkie pizdy mogły wymyśleć broń do walki. Bo co? Sami nie dacie rady mnie pokonać! Musicie mnie zadźgać i wykorzystać moją śmiertelność! Po tym incydencie zauważyła mnie istna legenda sztuk walki – Arata Kibitsuji. To nazwisko odmieniło moje życie! Był to bohater Ery Yamato. Wiem że urodził się w 416 roku tejże ery (666).

Arata: Witaj chłopcze! Dziękuję że przybyłeś na moje wezwanie.

Azazel: Czego chcesz Panie Wojowniku?

Arata: Aj dlaczego tak? Ja na wielu wojnach służyłem i nigdy nie użyłem broni. Słowo wojownik dotyczy słabeuszy którzy używają broni. Wolę słowo ,,Bohater''.

Azazel: Przepraszam Panie Bohaterze!

Arata: Ajjj wiele trzeba jeszcze popracować nad Twoim opierzeniem, młody chłopcze. Wiele czasu mi nie zostało – Mam 105 lat.

Azazel: Jakim cudem jeszcze żyjesz? Od czasów antycznych japońskich cesarzy, w których istnienie chyba nikt racjonalny nie wierzy – Nikt nie dożył 100 lat! Jak to robisz? Jak?

Arata: Może ja jestem przykładem tego że oni naprawdę istnieli?

Azazel: ...

Arata: Wiara w Boginie Amaterasu też była mi obca przez wiele lat – No kto ją kiedykolwiek zobaczył? Budda? Zwyczajny człowiek! Lecz zobaczyłem w swoim życiu wiele śmierci i te śmierci się powtarzały – Każdy z ludzi którym odbierałem życie byli podobni. Tak jak Budda dał swoim uczniom wyzwolenie przez rozum tak ja dałem moim uczniom wyzwolenie przez siłę – zabijając ich! Jestem Buddą Śmierci i Pożogi!

Azazel w swoich myślach: Co za koleś! Taki pewny siebie i jeszcze bezczelny! Chyba najbardziej nieskromny staruszek jakiego znam! Ajjj Mistrzu, dlaczego nie jesteś kobietą – Pokochałbym cię!

Arata: Lecz wiedz, że mimo Twojej potęgi – Musiałem skupić się na treningu.

Azazel: To oczywiste... Chwila, Pan coś sugeruje?

Arata: Tak – Zostaniesz moim uczniem?

Azazel: Ależ oczywiście, oczywiście!

Arata: Doprawdy? To kapitalnie.

Tak o to zostałem uczniem prawdopodobnie najznamienitszego bohatera w historii. Na czym polegał jego geniusz? Na tym że prawdopodobnie to on stworzył sztukę krwi demona i oddechy. Powiecie że pewnie bredzę ale nie ma na to innego wytłumaczenia! Jego styl walki na początku wydawał mi się ponadnaturalny, dany od Bogów! Lecz teraz po setkach lat, widząc jak walczą demony i zabójcy demonów już wiem że on jest protoplastą tych obu stylów walki! Jego ciosy wytwarzały wiązki dziwnej energii, w sumie ni to oddech ni to sztuka krwi – Tak jakby to i to! Niestety, mimo swojej ponadludzkiej siły, nie potrafiłem wydobyć z siebie ponad ludzkiej mocy – Mój cios potrafił powalić ale nie zabić, połamać ale nie przeciąć – Nie dorównywałem mistrzowi, mimo jego wieku. Minęło 6 lat, i stałem się jeszcze silniejszy – Ale dalej nie było to to co chciał mi przekazać Mistrz Kibitsuji. Pewnego dnia, zastała mnie tragiczna wiadomość... Przeczytałem list, w którym było napisane:

Kimetsu no Yaiba: W poszukiwaniu Błękitnej Lilii.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz