19.

133 5 3
                                    


29 czerwca. Znienawidzony przeze mnie dzień w roku, moje urodziny.

Wróciłam do domu bardzo zmęczona. Jedyne o czym marzyłam to spać. Tak, potrzebowałam snu. Bardzo dużej ilości. Od kilku dni nie śpię, lub po dwie godziny. Przez to wszystko co się dzieje nie jestem w stanie zmrużyć oka. Mając siedemnaście lat martwię się o swoje życie, a nie powinnam.

-To wszystko jest takie popaprane. -wymruczałam trzymając ręce na kierownicy. -Dlaczego ja, skoro nic światu nie zrobiłam. Żyłam sobie normalnie dopóki mój ojciec nie zrealizował swojego genialnego planu. -pokręciłam głową.

Zaparkowałam przy domu, ale nie wysiadłam z auta. Zostałam w środku. Była tylko ja i cisza. To był moment, gdzie odpłynęłam myślami. Znowu to zaczyna się dziać. Wystarczy chwila, a ja błądzę gdzieś, gdzie nawet nie wiem. Patrzę się w punkt przed sobą, a reszta świata jest dla mnie nieistotna. Jestem tylko ja, nikogo poza mną nie ma.

Po kilki chwilach wzięłam dłonie z kierownicy i wysiadłam z samochodu. Idąc do drzwi chciałam uciec stąd jak najdalej. Chciałam być wolna. Wolna od wszystkiego co mnie ogranicza.

Szczęśliwa, żeby te złe chwile odpłynęły jak najdalej.

To jedynie co chcę mieć, ale tak bardzo nie mogę.

Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Klucze od samochodu położyłam na stoliku. Świeciły się jedynie małe światła. Zmarszczyłam brwi i ruszyłam dalej. W domu cisza, ale to nie była przyjemna cisza. Sięgnęłam do kieszeni spodni i wyciągnęłam scyzoryk. Może to dziwne, że go mam, ale odkąd to wszystko się zaczęło mam go zawsze przy sobie.

Małymi krokami szłam w stronę salonu. Rozglądałam się i zachowywałam ciszę. Przechodząc przez drzwi, które prowadziły do niego przystanęłam w framudze i dokładnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nikogo nie było.

-Claire. -gwałtownie odwróciłam się za siebie i gdy miałam już atakować, ktoś złapał moją rękę.

-Oszalałeś! -krzyknęłam. -Mogłam cię zabić do cholery. -Nate puścił moją rękę, a nożyk schowałam do kieszeni.

-Po co ci ten scyzoryk? -zapytał

-Dla takich chwil jak ta. -rzuciłam. -Gdzie są wszyscy? -zapytałam na co nagle światła w całym domu rozświetliły się, a ze wszystkich kątów wyszli domownicy jak i znajomi. Moje serce zabiło mocniej, a ręce zaczęły się trząść. Krzyki, wybuchy, gratulacje. Bałam się.

-Wszystkiego najlepszego, Claire. -Nate chciał już podejść do mnie, lecz odsunęłam się od niego. Chłopak zmarszczył brwi. -Co ty robisz? -szepnął. -Chodź tu.

-Lepiej powiedz mi co ty robisz. -podniosłam ton. -Najpierw mnie dobijasz, mówisz jaka to zła jestem, a teraz nagle chcesz żebym przytuliła się do ciebie? -podniosłam brwi do góry i parsknęłam śmiechem. Podeszłam bliżej niego i nadchyliłam się na jego uchem. -Nie jestem już taka głupia, Nate. -szepnęłam i odsunęłam się od niego.

Ludzie zaczęli do mnie przychodzić, na co ja założyłam maskę na twarz ze sztucznym uśmiechem. Gratulowali mi, składali najserdeczniejsze życzenia, a ile prawdy w tym, by dobrze mi życzyli jest nie wiadomo. Tyle osób, a tyle innych twarzy. Tyle słów, a liczba szczerych jest niewielka.

-Claire. -Victoria. Ubrana w skromną spódniczkę jak i czarny top z cekinami, które układały się w malutkie serce po prawej stronie. -Wszystkiego najlepszego, kochana. -przytuliła się do mnie i pocałowała w policzek.

-Dziękuję. -mruknęłam

-Stało się coś? -zapytała. -Możesz zawsze mi wszystko powiedzieć i nie ważne o kim by to było nigdym bym nie wygadała.

Zniszczony umysłOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz