Już drugi dzień z rzędu na niebie utrzymywały się deszczowe chmury, co było rzadkim zjawiskiem dla panującego we Włoszech klimatu. Zwykle rozpogadzało się po kilku minutach, a potem znów wracał skwar porównywalny do tego w samym piekle. Dla turystów, którzy na co dzień żyją w krajach na ogół z mniejszymi temperaturami był to raj, jednak miejscowi mieli tego serdecznie dosyć. Ciepłej zimy, gorącej wiosny i jesieni oraz piekielnego lata.
Niski ciemnowłosy chłopak grał utwór S. Rachmaninow – Etiuda d-moll Op.33, Nr 4 (Etude-Tableaux), który umilał czas klientom w akompaniamencie dobrego wina.
Był szczęśliwy, w końcu to jego pierwsza prawdziwa praca. Może nie zarabi na niej zbyt dużo kasy, bo jego miesięczna wypłata miała wynosić 420 €*. Nie mógł wybrzydzać, bo mógł pracować tylko wieczorami i weekendy, do tego Diluc poszedł mu na rękę i pozwolił na przerwy między koncertami, a jedynymi jego umiejętnościami była gra na instrumentach i opisywanie chorób wewnętrznych, więc trudno było znaleźć mu pracę.
Był na trzecim roku studiów medycznych na jednej z najlepszych uczelni we Włoszech, Scuola Superiore Sant'Anna, dlatego poprzeczka była postawiona wysoko, więc to oczywiste, że nie miał zbyt wielu luk w kalendarzu, a co za tym idzie nie miał czasu na prace dorywcze.
Kiedy grał poczuł na sobie czyiś wzrok, ale nie mógł spojrzeć gdziekolwiek indziej niż na fortepian, gdyż wtedy mógłby się pomylić i znając Diluca, stracić pracę.
-•-
- Diluc! - niebieskowłosy mężczyzna pstrykał palcami przed twarzą barmana - Japierdole, zakochałżeś się, czy co?
Czerwonowłosy pomimo wielu prób zwrócenia na siebie uwagi swojego przyrodniego brata, nadal wpatrywał się w grającego na fortepianie chłopaka. Było w nim coś przez co nie mógł oderwać wzroku. Pomyślał wtedy, że byłby w stanie obserwować go godzinami.
- Diluc, kurwa! Wina chce! - nadal krzyczał Kaeya.
Zirytowany czerwonowłosy wziął butelkę najgorszego wina jakie miał, trzymał je właśnie dla przybranego brata gdyż wiedział, że ciemnowłosy raczej nie zapłaci. Postawił przed latynosem flaszkę i wrócił do oglądania ,, koncertu ". Na całe szczęście nie było dzisiaj zbyt wielu klientów, gdyż na wieczór zapowiadano burzę z obwitymi opadami deszczu. Nikt nie chciał wychodzić w taką pogodę na miasto, a już napewno nie włuczyć się po nim z promilami we krwii, więc w winiarni było tylko kilku klientów i same znajome twarze, takie jak:
- Kaeya Alberich - przybrany brat Diluca, student geografii, oraz numer jeden najbardziej znanych pijaków w Pizie
- Rosaria Bourgeois - siostra zakonna, która ma romans z inną świętoszką, oraz numer trzy wspomnianych wcześniej alkoholików.
- Beidou Ouyang - profesorkę wykładającą geografie na Scuola Superiore Sant'Anna, i jednocześnie numer dwa z czterech jakże sławnych osobistości.
Cała trójka była stałymi klientami winiarni, więc Ragncośtam mógł spokojnie patrzeć na Venti' ego nie przejmując się nimi.
Gdy ciemnowłosy skończył grać utwór zszedł z piętra i usiadł na wysokim krześle przy barku obok Kaey'i. Ten tylko uśmiechnął się niczym najprawdziwszy Pennywice i powiedział:
- No, Ventylku. Chyba masz fana - łypnął oczami w stronę brata. Zagwizdał flirciarsko i dodał - Luc, ja nie wiedziałem, że w mężczyznach gustujesz... Chociaż może jednak podchodzi to pod hetero.
Zaśmiał sie szyderczo w stronę niskiego, na co ten kopnął go w łydkę z impetem, jednak granatowowłosy nie ustępował
- Co wyżej nie dosięgasz?
CZYTASZ
đśđ§đđđ¤đđđ đđđđ âžď¸đłđđđđđđâ˝ď¸
Fanfiction_đ§ˇ_ ᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼᪼ Maki, w sĹowiaĹskiej tradycji ludowej sÄ one roĹlinÄ , ktĂłra pozwala na przekroczenie granicy miÄdzy Ĺźyciem a ĹmierciÄ . SkĹadane sÄ na grobach, uĹźywane w celach medycznych, przez wĹaĹciwoĹci uspokajajÄ ce. Na wschodzi...