Rozdział dziesiąty

176 11 29
                                    

Chłopiec zmrużył spojrzenie w rozkojarzeniu, pospiesznie wyjmując krwawe już paznokcie z poranionego wnętrza, czując się niemalże winnym i oskarżonym o poważną zbrodnię przeciwko sobie, kiedy czułe spojrzenie Kitsune wpatrywało się w niego w pełni swej troski.

-Proszę. Zaufaj mi - Wyszeptał równie cicho głosem tak łagodnym w swej prostocie, iż jedyne czego zapragnął Yeosang to pogodzić się z prośbą i wykonać rozkaz. 

Odczekał jeszcze chwilę, dostrzegają, jak srebrzyste oczy przygasają w dogłębnym rozczarowaniu, nim rzeczywiście posłuchał, wyciągając swoje głęboko poranione dłonie w kierunku mężczyzny. Ten, znów rozpromienił się lekko, obejmując podarowaną mu skórę tak delikatnie i miękko, iż Yeosang zapragnął zapłakać na nieofiarowaną mu od zbyt dawna czułość. Nieustannie musiał sobie przypominać, iż to wszystko jest jego złudnym pragnieniem i bezpodstawnie dopisuje zbyt wiele komuś, kto przez te wszystkie lata ignorował jego obecność. Łagodnie opuszki ujęły jego palce, odciągając je powoli od ciasnej pięści, aby jak najlepiej uniknąć bólu rozciągnięcia, nim westchnął ciężko.

-Powinienem był być przy tobie, abyś nie musiał tego robić - Wyszeptał Kitsune bardziej do siebie, niżeli do oszołomionego chłopca. 

Szaro włosy ponownie uniósł swą dłoń, przykładając ją nieco bliżej wierzchu ran, nim ułożył ją równie stycznie do bolesnych śladów, aż jego chłodna skóra dotknęła delikatnie znacznie cieplejszej. Biały lis zmrużył oczy w przerażeniu, oczekując cierpienia, kiedy niezwykle aksamitna dłoń, której uczuciem rozkoszowałby się zapewne przy innych okolicznościach, przeciągnęła się wzdłuż jego własnej... lecz nic takiego nie nadeszło. Nawet, kiedy ostatnie kostki długich, szczupłych palców drugiego umknęły przez krwawe odbicia, nie poczuł ani grama spodziewanego cierpienia, jak gdyby ran nigdy tam nie było.

Zamrugał zdezorientowany, kiedy Kitsune uniósł nieco swoją rękę, odsłaniając wygładzone wnętrze jego własnej, bladej skóry, która teraz dzierżyła jedynie ledwo widoczne, wyblakłe blizny po dawnym, krwawym uszkodzeniu.

-J-Jak? - Zająknął się, kilkukrotnie zaciskając i rozluźniając swe palce, próbując rozgonić iluzję, sen, czy czymkolwiek było to, co właśnie stało się z jego dłonią.

-Powiedzmy... magiczna sztuczka - Uśmiechnął się dumnie, co sprawiło, iż serce chłopca płakało ze słodkiego zauroczenia, pomimo wcześniejszej niechęci - Pokaż drugą, proszę - Wyszeptał już delikatniej, choć urzekający uśmiech nie opadł z jego wykrzywionych pięknie ust. A Yeosang posłuchał już bez oporu, czy też wahania, ponownie obserwując nazwaną "sztuczkę", jak jego rany goją się pospiesznie bez ingerencji licznych minut.

Biały wilk uniósł lekko spojrzenie, oczarowany pokazem, nim jego oczy natknęły się na przystojną twarz mężczyzny oddaloną od niego zaledwie o cal. Teraz doskonale dostrzegał każdy cal długiego wachlarzu ciemnych rzęs, które swawolnie opadały na perfekcyjną skórę podpalaną lekko w promieniach słońca. Srebrne spojrzenie również uniosło się z wolna, spoglądając na niego bez spójnego wyrazu. Byli tak blisko, iż chłopiec czuł ciepły oddech drugiego, uderzający o jego zaróżowiony nieznośnie policzek.

Yeosang odsunął się gwałtownie, chwiejąc się, kiedy jego plecy uderzyły boleśnie o ramę pojedynczej barierki, zbawiając go od upadku w chłód niewielkiego strumyka. 

-Dziękuję - Odchrząknął niezręcznie, wlepiając spojrzenie w swoje w swoje stopy.

-To nic wielkiego - Mruknął wyższy, odwracając się ponownie w kierunku wody, nim oparł przedramiona o przeciwległą poręcz, powracając spojrzeniem do delikatnego szumu srebrzystej wody, która kołysała się lekko pod jego stopami. Wydawał się dziwnie zainteresowany delikatnym strumieniem, jak gdyby był najciekawszą rzeczą w jego życiu.

The other half of the soul //SeongSangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz