10.-koniec

11 1 0
                                    

*pov jack *
-Mel! Nie możesz mnie tak zostawić rozumiesz?!- krzyczałem szarpiąc delikatnie jej bezwładnym ciałem.
-Już za późno Jack, nie mamy jak jej pomóc. - powiedział mikołaj kładąc swoją dłoń na moim barku.

Spojrzałem na zająca. Jego łapy wisiały bezwładnie wzdłuż jego ciała, a po jego policzkach leciały łzy których nawet nie próbował powstrzymać.

-Zając pomóż mi z Melanie. - powiedziałem zwracając całą swoją uwagę spowrotem na nieprzytomnej dziewczynie.

-przykro mi stary. - powiedział delikatnym głosem.

Do ciała mel podleciała Tooth.
U kucnęła na przeciwko mnie a dwa palce położyła na szyi mel

-nie ma pulsu - powiedziała ze spuszczoną głową.- Już nic nie możemy zrobić Jack..

-Możemy- powiedziałem a bicie mojego serca wyczuwalnie przyspieszyło- trzeba zabrać ją do bazy. Zrobię jej wywar leczniczy, obudzi się mówię wam!

-Jack, wiem ze to dla ciebie ciężkie. Jak dla każdego z nas, ale nie mamy jak jej pomóc. Gdyby była taka możliwość napewno od razu zaczęlibyśmy działać. - powiedział Zając.

Nie chcąc dalej słuchać obecnych przy mnie osób wziąłem bezwładne ciało Melanie i wzbiłem się w powietrze.

-To nie może się tak skończyć- powtarzałem sobie w myślach.

Łzy spływały mi niekontrolowanie po policzkach.
Zauważywszy pod sobą plaże koło oceanu, postanowiłem na niej wyładować. Delikatnie odłożyłem ciało Mel na piachu. Pochylając się nad jej ciałem moja dłoń wyładowała na jej policzku. Jej delikatna skóra, jeszcze tak nie dawno okryta jasnym rumieńcem teraz wydawała się być chłodna. Delikatne rysy twarzy wydawały się być ostrzejsze niż niegdyś. Jej ciało z daleka wydające się ma kruche przez widoczne zarysy kości nosiło na sobie tak wielkie brzemię, którego dowodem były blizny pozostawiane w czasie walk czy treningów.

-Nie możesz mnie tak teraz zostawić - wyszeptałem przykładając swoje czoło do jej. - Nie gdy w końcu pokonałaś Mroka.

Moje oczy zamknięte, a umysł patrzący. Patrzy na przeżyte razem chwile, wszystkie wspomnienia które zbudowaliśmy wraz z Mel. Wspominający momenty w których powinienem z nią być. Momenty w których najbardziej mnie potrzebowała, a mnie nie było. Dłonie oparte o piach zacisnęły się w pięści.

-Powinienem przy tobie być- powiedziałem w myślach- Tyle razy mnie potrzebowałaś, a mnie nie było.

*pov Mel*

Ciemność. Tylko to znajdowało się wokół mnie.
Nic więcej, nic mniej. Obejmowała mnie, przygniatała swoim ciężarem. Ciężarem którego nie mogłam się pozbyć.
Robiąc krok w przód czułam jakbym się cofała.
Idąc dalej i dalej nic się wokół mnie nie zmieniało.

Aż w końcu zobaczyłam światło, moje nogi prowadziły mnie do niego. Zanim się obejrzałam zamiast iść, biegłam w jego stronę. Będąc coraz bliżej zauważałam coraz więcej szczegółów.
Światło odbijające się o wodę.

-Woda? Przecież zginęłam w lesie- pomyślałam

W szybkim tempie pokonałam dzieląca mnie a światło drogę.
Znalazłam się na plaży. Światło księżyca odbijające się o wodę przyciągało mnie do siebie. Moje stopy w szybkim tempie z piachu znalazły się w wodzie. Idąc coraz głębiej i głębiej czułam coraz większe przyciąganie. Tak, jakby księżyc wolał mnie do wody.
Słuchając się jego wołania moje uda zderzyły się z zimna wodą.

-Powinienem przy tobie być- usłyszałam głos Jacka w swojej głowie.

-Jack?- zapytałam na głos- Ale co on tutaj robi?

Moja głowa powędrowała w przeciwna do horyzontu stronę.

-Jack!- krzyknęłam.

Żadnej reakcji.

-Jack!- powtórzyłam.

Chciałam zawrócić, pójść w jego stronę, ale coś mi nie pozwalało. Czułam jakby woda powstrzymywała mnie przed ruszeniem się. Spoglądając z powrotem przed siebie, księżyc wydawał się większy, tak jakby był dużo bliżej mnie.

- Puść mnie o niego...Proszę.- Wyszeptałam do księżyca.- To nie może się tak skończyć, przecież można zmienić swoje przeznaczenie w jakiś sposób.-mój głos stawał się coraz głośniejszy.

Poziom wody unosił się, pomimo mojego bezruchu. Z moich ud przeniósł się już na wysokość brzucha a z każdą sekundą unosił się coraz wyżej. 

-Nie! Proszę!- zaczęłam krzyczeć do księżyca.-To nie może się tak skończyć..

W końcu woda pochłonęła mnie cała. 

Otoczyła mnie ciemność, a jedynym źródłem światła był przebijający się księżyc. Z sekundy na sekundę oddalał się on coraz bardziej.

Zaczęło brakować mi tlenu, ciśnienie stawało się nie do zniesienia. 

Zaczęłam wierzgać nogami i rękami. Wpuściłam wodę do płuc nie mając już siły z nią walczyć. Moje ciało objął spokój. Lodowata woda wypełniła moje płuca. Ból zrobił się jeszcze gorszy. Bolało bardzo, przez długi czas. Aż w końcu ból ustał, a mój organizm poczuł potrzebę złapania tlenu raz jeszcze.

*POV Jack*

Wciąż opierając się nad Mel myślałem co mogłem zrobić inaczej, ale było tego za dużo. Tyle sytuacji w których mogłem jej pomóc, a wszystko skończyło by się inaczej. 

Moje myśli wciąż krążące wokół jednego tematu. Zaszklonymi oczami spojrzałem na bezwładne ciało Mel, wyglądała tak spokojnie, pomimo tego co się przed chwilą stało. Spoglądałem na nią tak przez kilka minut. Nic. żadnego znaku życia.

Zaciskając pięści mocniej zamknąłem oczy, odliczyłem do pięciu i wypuściłem powietrze z płuc. Opierając się o kolana powoli podniosłem się do stania. 

-Nie uda mi się już nic zrobić- Pomyślałem spuszczając głowę w dół.

Nagle ciało Mel, podniosło się do pozycji siedzącej. Patrzyłem w osłupieniu na wszystko dookoła. Mel żyje, łapie powietrze jakby nigdy wcześniej nie oddychała

-Jack- Usłyszałem swoje imię wychodzące z jej ust. Choć dźwięk wydawał się zamglony, a obraz rozmyty- Jack!-usłyszałem raz jeszcze.

Ze strachem spojrzałem ostrzejszym wzrokiem na Mel, mówiła coś do mnie, choć mój umysł nie mógł odróżnić jej słów. Moje myśli pędziły, choć przewijającym pytaniem powtarzało się "jak". Stałem jeszcze chwile w osłupieniu w czasie gdy Melanie nadal coś mówiła. 

Rzuciłem się w jej ramiona a łzy wypłynęły niekontrolowanie. 

'Nie ważne jak' Pomyślałem 'Najważniejsze że tu jest



Powrót zła (The daughter of moon 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz