Zaczął się kolejny wspaniały dzień w mieście. Ptaki śpiewały radośnie latając w tę i z powrotem po chwilowo wyludnionym parku. Dźwięki z zewnątrz jakby nikły. Potężna, liściasta fasada w postaci drzew idealnie sprawdzała się w tłumieniu jazgotu silników i piskliwych klaksonów. Mimo to nie potrafila poskromić wścibskich promyczków, które wbrew temu, że zbliżała się zima, bezkarnie atakowały ludzi, pozostawiając na nich ich skórze nieprzyjemne kropelki potu.
— Cholera, jak gorącooo! — przeciągnął znużony szatyn, przecierając koszulką czoło. Zaraz po tym upił ogromny łyk wody z butelki.
— Może pomógłbyś mi, zamiast narzekać! Zaczęło mi wychodzić! — Głos Levia wybrzmiał z całą swoją irytacją.
Dzień taki jak poprzednie. Chłopak ćwiczył jazdę na deskorolce Erena. Jego frustracja czasami sięgała zenitu, szczególnie wtedy, kiedy mimo szczerych chęci, tracił równowagę. To było naprawdę poza jego kompetencjami, a sam fakt tego, do jakiego stopnia człowiek może się zaangażować w coś, czego nawet nie lubi, byleby spędzić czas z ukochaną osobą, wydawał mu się bardziej niż zaskakujący.
— Zegnij bardziej kolana, niziołku — przytknął mu szatyn.
Podszedł bliżej, łapiąc go w pasie i naparł na niego, zmuszając go do przykucnięcia. I tak się stało, ale ciało Levia przez ten nacisk zadrżało, a on runął na kolorową kostkę całkiem pozbawiony swoich sił.
— To boli — wycedził, chcąc tym wyraźnie zaznaczyć, że miał już dość. — Nie mam siły tak utrzymywać ciężaru — dodał, a po tym chuchnął, odganiając z oczu kosmyk włosów, który uniósł się figlarnie, końcowo znowu wpadając w jego pole widzenia.
— Wiesz, poza kontrolowaniem swojego ciała musisz też kontrolować przedmiot — zażartował, pomagając mu wstać.
Levi bez słowa na tę pomoc przystał i chwycił mocno jego dłoń, zaraz znajdując się na prostych nogach. Dopiero teraz poprawił niesforny włos.
— Może przerwiemy na dzisiaj? — zagaił troskliwie Eren. — Jest tak gorąco, że dodatkowy wysiłek cię wykończy.
— Co proponujesz?
Brunet otrzepał się z resztek ziemi, czując niezwłoczną potrzebę kąpieli z dodatkiem jakiegoś ładnie pachnącego płynu. Wszystko się do niego kleiło, dosłownie. Marzenie o subtelnych płatkach śniegu i bezlistnych drzewach wokół tylko się wzmożyło. Lato nie należało to topki jego ulubionych pór roku. Zresztą wszystko go dzisiaj mniej lub bardziej drażniło i po prostu to chyba nie był jego dzień.
— Proponuję przejść się do mnie — odparł zaraz Eren. — Mam wolny dom. Możesz się umyć, zjeść lody albo wejść do basenu — wymieniał, wyliczając przy tym na palcach, chcąc jednocześnie przedstawić najprzyjemniejsze czynności, które są w stanie wykonać w taką pogodę. — No i mama kupiła truskawki. Możemy zrobić z nimi naleśniki lub gofry.
Na ten pomysł brunetowi zaburczało w brzuchu. Nie jadł nic od rana, a ćwiczenia i pogoda sprawiły, że ten głód tylko spotęgował. Ze zmęczenia miał szczerą ochotę położyć się na ziemi i nie wstawać. Gdyby nie Eren, pewnie nawet nic by nie pił, ponieważ z pośpiechu wody też zapomniał.
— Tak, to dobry pomysł — rzucił po chwili namysłu. — Miałeś mi pokazać swoją nową grę, może zagramy? — zaproponował.
Szatyn natychmiast na to przytaknął.
— Jasne. — Schylił się po deskorolkę, żeby odciążyć przyjaciela i zaczął prowadzić w stronę swojego domu. — Zmieniając temat — zaczął, kiedy dochodzili do skrzyżowania dwóch ścieżek. — Jean zaprasza nas na swoje urodziny.
CZYTASZ
Upojenie [Riren]
Fiksi PenggemarCo się stanie, kiedy zniknę? Będę miał okazję Cie jeszcze zobaczyć? Nie mogę znieść wizji, że już nigdy nie ujrze Twojego uśmiechu . . . -Eren! znowu się biłeś? -Nie! Tym razem próbowałem nowego triku na deskorolce- uśmiechnął się dumnie, na co ocz...