Pewnego razu w Poznaniu

36 1 0
                                    

— Prawie, jak Wenecja. 
— Co to Wenecja?
Świat się zmieniał. Za parę lat nikt nie będzie mówił, że to zima zaskoczyła kierowców, bo prawdziwa zima pozostanie w pamięci Polaków tylko na starych zdjęciach z ich dzieciństwa. Już wkrótce zimę zamieni się na lato i potężne ulewy przychodzące po długich dniach upałów, jakie dotychczas kojarzyły się wszystkim z klimatem krajów basenu Morza Śródziemnego. Ulice Poznania przypominały weneckie kanały, ale jakby to określiła młodzież przełomu wieków, która jednocześnie w ogóle tego czasu nie pamiętała, takie po roku w Rosji. Deszcz cały czas uparcie lał, sprawiając, że samochody i autobusy powoli zamieniały się w miejskie łódki. Wszystkie podziemnie przystanki tramwajowe były zalane, choć najgłośniej mówiło się o słynnej Kaponierze. Póki jednak przy okazji zalania nadal nie działały tamtejsze ruchome schody, można było uznać, że podstawowe zasady funkcjonowania świata pozostały w nienaruszonym stanie. Deszcz zaskoczył wszystkich, a przecież trzeba było dojechać do pracy, do domu, czy wyjść po zakupy. A może nie. Autorka ledwo tamten dzień pamięta i jest to jedyny moment w tej opowieści, gdy ujawnia swoją obecność. Bardziej prawdziwi od niej są teraz bohaterowie, stojący po kostkach w wodzie na przystanku tramwajowym. Żadne z nich nie zdecydowało jeszcze, gdzie chce jechać. 
— Może na Maltę?
— Zamknij się. 
— Co ty ode mnie chcesz? Przecież pogoda jest idealna. 
— Co to Malta?
Przypominali teraz trochę bohaterów Stranger Things. Dokładnie Jedenastkę i Max, które mimo noszenia płaszczy przeciwdeszczowycg żółtego oraz czerwonego, były przesiąknięte do suchej nitki. Tak, jak oni. Igor w czerwonym płaszczu, z odkrytą głową kucał, nie przejmując się, że przez to nie tylko jego buty i skarpetki były zupełnie mokre, ale i spodnie. Uznał, że mu wszystko jedno. Prawie, bo bardziej niż nadchodzącą gorączką przejmował się tym, by papieros mu nie zgasł, dlatego, ledwo po wypuszczeniu dymu, zaciągał się znowu. Diana w żółtym wyglądała, jakby chciała się z nim scalić i ukryć przed wodą, co było oczywiście niemożliwe. I na koniec Irma, która nie miała na sobie żadnego płaszcza, a brudną od ziemi, czarną sukienkę. Dobrze, że byli jedynymi ludźmi na przystanku, bo właśnie ona zwróciłaby na siebie najwięcej uwagi. I to wcale nie przez sukienkę. Ani nawet nie przez na wpół fioletowe włosy. 
Wokół naprawdę nikogo nie było. Nawet najbardziej zatwardziali palacze (jakich Igor bił na głowę we własnej skali) nie mieli motywacji, by opuścić ciepłe mieszkania okolicznych bloków i kamienic. Jakkolwiek żywa wydawała się tylko tablica z listą nadjeżdżających tramwajów, która wskazywała także na czas ich opóźnienia. MPK miało poważne problemy, by zreorganizować trasy, gdy część przystanków została zatopiona. Żywe były jeszcze świecące się witryny aptek i sklepów. I to znacznie bardziej od swoich pracowników, kryjących się za szybami wyraźnie opustoszałych pomieszczeń. No dobrze, może gdzieś tam przenikały pojedyncze dusze spragnione wrażeń i przygody. W końcu Poznań był jednym z większych miast Polski, a nie zapyziałą dziurą, gdzie niezależnie od pogody i pory roku, życie zanikało po siedemnastej. 
Igor skończył palić. Wrzucił do wody niedopałek i ten zaraz zniknął mu z oczu. Sięgnął po swój plecak, na chwilę ściągając go z pleców. Oczywiście z zamiarem wyciągnięcia i spalenia kolejnego papierosa.
— Dianka, ty na pewno nie chcesz zapalić w tej sytuacji?
— Nie. 
— To strasznie śmierdzi. 
Irma zmarszczyła nos. Igor spojrzał na nią krzywo, przekrzywiając dodatkowo swoją głowę. Dziewczyna wyraźnie się speszyła, a nawet zrobiła krok do tyłu. Miał odpowiedzieć, że nie bardziej niż ona, gdy stanęła przed drzwiami ich mieszkania, ale zamiast tego cały zjeżył się jak przerażony kocur i odwrócił wzrok. Spojrzał przed siebie, z każdą chwilą napinając się bardziej. Głupi uśmiech, który zwyczajowo nie opuszczał go w prawie żadnej sytuacji gdzieś przepadł, tak jak żywe iskry w brązowych oczach. Na moment wydał się Irmie pusty. I tak samo przerażający, jak wtedy, gdy ostatni raz go widziała. Choć nie, wróć, nie jego. Wtedy był kimś innym. Po prostu wyglądali tak samo. Ale miejsce do którego trafiła, znacząco różniło się od tego, w którym spędziła życie. Rozejrzała się znowu. Nazywali to miastem. Nie wiedziała za dużo o miastach, ale wystarczająco, by już wiedzieć, że ich nie lubiła. Sądziła, że gdy na chwilę nie będzie patrzeć na Igora, to ten wróci do swojego poprzedniego stanu — palenia tego śmierdzącego czegoś i mówienia o rzeczach dla niej kompletnie obcych. Ale tak się nie stało. Gdy znów na niego spojrzała, nadal był tak samo martwy, a w dłoniach nie trzymał kolejnego papierosa, a rzecz silnie dla niej znajomą, ale której nazwy nie umiała sobie przypomnieć. Zwróciła się więc do Diany, pomimo tego, że ta zdawała się nawet nie zauważyć jego dziwnego zachowania. 
— O co mu chodzi? — Zapytała, siląc się na konspiracyjny szept. Diana ciężko westchnęła. Najpierw wzruszyła ramionami, ale po chwili spojrzała na swojego niestety przyjaciela i oceniła. 
— Duch — odpowiedziała krótko. — Igor widzi ducha. 
Irma czuła, że to Diany powinna bać się bardziej. Po tym, co jej zrobiła, choć to nie była do końca ona. Całe życie były sobie bliskie, więc nawet po tym wydarzeniu, nie potrafiła się jej bać. Może dlatego, że nadal to do niej nie docierało i w ogóle nie rozumiała tego, co się jej przytrafiło. Dlaczego ta dwójka wyglądała, tak samo, jak ludzie, których uważała za sobie bliskich, ale jednocześnie byli kimś zupełnie innym, obcym. Zdawali się ją znać, zdawało się, że ona zna ich, ale tak naprawdę wszyscy byli dla siebie obcy, bo było to ich pierwsze spotkanie. A jednocześnie jedno z wielu następnych. 
Igor w międzyczasie zaczął tasować karty, bo to właśnie one były trzymanym przez niego przedmiotem. Niezbyt przejmował się tym, że mokły na deszczu. Były wyraźnie zniszczone, jakby niejedną wojnę już przetrwały. Chłopak miał w tym wyraźną wprawę. W ogóle nie patrzył na to, co robi, a wciąż w ten sam martwy punkt przed sobą. Nagle jedna z kart wyskoczyła i spoczęła na jego kolanie. Dopiero wtedy oderwał wzrok od tego pustego miejsca, aby na nią spojrzeć. Irma obserwowała go z wyraźnym zainteresowaniem. 
— Ale dlaczego on widzi duchy?
— Myślałam, że zaskoczy cię to bardziej, skoro nie wiesz, co to Malta. — Diana wyraźnie z niej teraz zakpiła, a potem ponownie wzruszyła ramionami. — A bo ja wiem? Był taki, gdy już go poznałam. Był taki, gdy ty go poznałaś. 
Igor patrzył zaś na kartę, która wypadła. Była ciemna. Przestawiała budynek, który zawalał się pod wpływem trzaskających błyskawic. Przetasował znowu karty i wybrał sam następną. Na tej był śpiący rycerz wraz z czwórką mieczy. Igor schował obie karty do talii i uśmiechnął się złośliwie. Chwilę mu to zajęło, ale wybrał z talii dwie następne. Schował resztę do kieszeni kurtki przeciwdeszczowej i pokazał je w kierunku miejsca, w które się gapił. Wcale to nie karty przedstawiające starszego, zakapturzonego mężczyznę i coś na kształt rzymskiego rydwanu były tu najważniejsze, a jego środkowy palec na pierwszym planie. Następnie schował też te karty i podniósł się na równe nogi, nie kryjąc swojego widocznego zadowolenia. 
— Kto to był? — Diana wydawała się podejrzliwa. 
— Ludgarda. 
— I pokazałeś jej Eremitę? — Nadal była wyraźnie nieufna, co do jego odpowiedzi i zachowania. Z kolei Irma nie rozumiała, o co chodzi. Chciała zapytać, kim są Eremita i Ludgarda, ale bardziej ciekawił ją ten znajomy przedmiot. 
— Co to jest? 
Igor znów przekrzywił głowę, gdy na nią spojrzał, ale teraz jego spojrzenie przynajmniej nie mroziło jej krwi w żyłach. 
— Tarot — odparł. — Ty używałaś go do widzenia przyszłości. Ja go używam tylko do kontaktowania się z duchami. 
— Częściej do wymownego mówienia im spierdalajcie — wtrąciła złośliwie Diana, ale Igor w reakcji tylko uśmiechnął się szerzej i wypiął dumnie pierś. Irmę zaś wyraźnie zmroziło. Widzenia przyszłości? Czy to dlatego ten przedmiot był taki znajomy? Przecież przyszłość to coś… 
Wyraźnie zadrżała, zwracając na siebie uwagę pozostałej dwójki. Przyszłość. To, co zawsze widziała. Rzecz, która ją zgubiła. I którą tak bardzo chciała wyprzeć. Tyle, że ona nigdy przecież nie używała tarota, aby ją widzieć. Właściwie to po tym wszystkim, co ją spotkało, była przekonana, że nigdy więcej nie chce widzieć żadnej przyszłości. Istniały rzeczy, których lepiej było nie wiedzieć. Gdyby nie wiedziała, może nie byłoby jej teraz tutaj. Z ludźmi, których znała, ale tak naprawdę byli dla niej obcy. 
W końcu na końcu ulicy zamigotały światła tramwaju. Ocknęła się. Diana podeszła bliżej szyn. 
— Skoro on widzi duchy, a ja widzę przyszłość, to co takiego ty potrafisz? — Właściwie to dobrze wiedziała, co potrafiła, ale odpowiedź ponownie jej uświadomiła, że to nie była jej Jaromira. 
— Nic. W porównaniu do was jestem boleśnie nudna. 
Tramwaj nadjechał i zatrzymał się. Drzwi się otworzyły i na szczęście dla nich, nie był to jeden z tych, które były przystosowane dla osób niepełnosprawnych. Woda z ulicy nie dostała się tym samym do środka. Igor wyprzedził Dianę i pierwszy wparował do pojazdu.
— Zatem Malta! — Zawołał entuzjastycznie. Diana podkręciła głową i ruszyła za nim. Irma niepewnie też weszła do środka. Rozejrzała się po wnętrzu. Było obce, tak samo, jak oni i tak samo, jak to miasto, ale nie miała innego wyboru, jak podążać za tą dwójką. 
— Dowiem się w końcu, czym jest ta Malta?
Tramwaj był prawie pusty. Nie licząc kierowcy, starszej pani na przodzie i bezdomnego, śpiącego na tylnych siedzeniach. Najwidoczniej motorniczy nie miał serca wyrzucać go w tę pogodę na ulicę. Igor wskazał na nią palcem w momencie, gdy drzwi automatyczne się za nią zamknęły, a ona spłoszona odskoczyła na bok.
— Ki czart?! — Zawołała, patrząc na nie z przerażeniem. 
— Przecież przed chwilą w dokładnie ten sam sposób się otworzyły. 
— Najpierw! — Przerwał Dianie Igor. — Wyjaśnisz nam w końcu, co tu robisz, skoro dwa dni temu byliśmy na twoim pogrzebie. 
I tu ujawnia się jedno z wielu kłamstw autorki. Kontynuacji nie będzie, bo zamiast kiedykolwiek udać się na słynną Maltę, była zbyt zajęta obserwowaniem z okna ruskiej Wenecji. Dlatego też nie ma pojęcia, czy bohaterowie w ogóle wsiedli do właściwego tramwaju. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 04, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

JaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz