Zaufanie
Tak pewne, a jednak tak zdradliwe
Źle ulokowane, potrafi być tragiczne w skutkach
Blizny
Te widoczne i nie
Takie po okropnych operacjach czy wypadkach
I takie, które są w nas, głęboko
Umysł potrafi być zdradliwy
A to tylko część z ludzkich problemów
Najpierw trzeba zająć się własnym zdrowiem, tym psychicznym jak i fizycznym, by móc zacząć pomagać innym.
Inaczej dla obu stron, może się to zakończyć w bardzo zły sposób.*****
ona
ciemność
Złota dziewczyna, a jednak nie potrafiła odnaleźć światła życia.
Już nie.
Próbowała z całych sił, pochwycić choć małą cząstkę, lecz nie udawało się.
Nic nie dawało jej już radości.
Strata potrafi doprowadzać do ruiny. Wyniszczyć człowieka doszczętnie i zrobić to tak umiejętnie, by nikt inny tego nie zauważył.
Egzystowała przysłonięta cieniami.
*
Tak właśnie prezentowała się rzeczywistość Hermiony.
Czarna. Pusta. Nic nie warta.
Mieszkała w mieszkaniu w Canberrze. Było nie duże, ale też nie malutkie. Wystarczające dla niej samej. Praca sprawiała, że choć na parę godzin dziennie mogła zająć czymś myśli i skupić się na tym co ją interesowało. Żyła, jednak, nie było już to to samo życie. Jej życie stało się udawaniem. Pokazanie wszystkim, że było już okej. Przecież żyła, dała radę.
Wpadła w rutynę, zagłębiła się w pracę. Żyła tylko nią.
Czasami udawało jej się cieszyć z bardzo powierzchownych rzeczy. Jak na przykład, mały awans, wyjście na drinka ze znajomymi z pracy, czy kupna nowej książki.
Lecz były to epizody. Czasami z całych sił próbowała pochwycić tamtą dziewczynę, która potrafiła cieszyć się z najmniejszych rzeczy, po prostu cieszyć się życiem. Być wdzięcznym, za każdy mały szczegół. Teraz czuła się jak przekleństwo. Zmora tego świata.
Chciała, wręcz pragnęła poprzedniego życia. Starała się, z całych swoich życiowych sił. Z czasem, długim czasem udawało jej się uśmiechnąć, zaśmiać nawet, lecz wymagało to dużo wysiłku, przepracowania, sama ze sobą i innymi ludźmi.
Żałowała. Czasem tak mocno żałowała, że to ona żyła. Te nieznośne myśli, siedzące bardzo głęboko, ciągle szepczące, podjudzające.
Żałowała całego tego pomysłu z wyjazdem do Australii.
Żałowała ciągłych kłótni z Ronem. Mogła wymyśleć tyle rozwiązań ich problemów, jednak wolała w pewnym momencie po prostu odpuścić.
Gdyby nie te wszystkie sytuację, nie było by jej tu teraz. Prawdopodobnie nadal była by pewnie przez większość czasu zła na swojego, w tym momencie, byłego, ale na pewno szczęśliwsza niż w aktualnym momencie życia.
Zdała też sobie sprawę, że tak nic nie zdziała, musiała się odciąć. Inaczej okropne myśli, będą stale ją nawiedzać. Więc tak się stała. Nie pozwalała by wspomnienia panowały i kierowały jej życiem, zazwyczaj.
I tak właśnie życie płynęło Hermionie, do momentu, kiedy dostała list od samego Ministra Magii, z prośbą o spotkanie. W Londynie.
*****
on
światło
W końcu je odnalazł. Można tak powiedzieć.
Aż dziwne, że on, dawny Śmierciożerca, potrafił odnaleźć choć cząstkę.
Nie udałoby mu się to gdyby nie inni, inni dla których miał po co żyć.
Dzięki nim, potrafił rano wstać i nawet czasem wytrzymywał dzień bez szklaneczki whisky. Lecz czasami było to silniejsze.
Odbudowywał, cegła po cegle swoje życie, próbując.
Jego rodzina, jego bliscy, gdyby nie oni, gdyby go zostawili, już dawno by go nie było.
To oni wnieśli światło do jego życia.
*
Tak właśnie wyglądało życie Draco.
Wpadł w rutynę pracy. Odnalazł się w nowych fachu bardzo dobrze. Mógł wyrzucić z siebie frustrację.
Jakoś żył, jakoś szedł dalej. Bywało nijako, nawet dość często, ale miał przy sobie bardzo wartościowe osoby.
Posiadał mieszkanie, jak dla niego bardzo przyzwoite, podobało mu się, w ciemnych tonach, przestronne, jak na niego samego. Od dłuższego czasu miał lepsze stanowisko pracy, w końcu takie w którym mógł się wykazać. Chciał odpokutować wyrządzone światu grzechy, dlatego właśnie był głównym dowodzącym w tajnym oddziale do łapania Śmierciożerców. Mógł łapać tych sukinsynów, którzy panoszyli się jak robaki po Londynie, a które bardzo chciał złapać.
Cieszył z podjętych przez niego decyzji. Próbował cieszyć się z tych najmniejszych rzeczy i gdy miał dobry dzień, naprawdę mu to wychodziło. Aż czasami nie poznawał samego siebie.
Był wdzięczny losowi, że pozwolił mu zatrzymać przy sobie bliskie mu osoby, że to one przy nim zostały. Często ich odtrącał, ale oni zawsze zostawali.
Był jak sinusoida, nie rozumiał sam siebie. Oni mu pomagali, czasami samym byciem, ale często dawało to bardzo dużo.
Tak toczyło się jego życie, powoli do przodu.
CZYTASZ
Union of Soul - Dramione
RomanceLos łączy dwie umęczone dusze, by razem mogły leczyć się nawzajem. [wolno pisane]