Ten zapach, to światło, te meble, to pomieszczenie.
Fala ciepła rozeszła się niespodziewanie po piersi Hermiony na ilość tak dobrze znanych bodźców.
Przymknęła na chwilę oczy rozkoszując się tą chwilą, poczuła się jakby młodsza o parę lat.
Wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem, próbowały rozbić jej mur umysłu, jednak stłumiła to w zarodku, tłamsząc chwilę słabości.
Otwierając oczy, widziała przed sobą dwie kanapy które były już nadszarpnięte przez ząb czasu, jednak wiedziała jaki Kingsley ma do nich sentyment. Między nimi stał stolik kawowy z okrągłymi wytartymi miejscami po kubkach lub szklankach, zawsze powtarzała mu, by kupił jakieś spodki, ale kategorycznie odmówił. Trzy wielkie biblioteczki okalające ściany dookoła, tak doskonałe w swej prostocie i pasujące. Wszystko zachowane w ciemnych tonacjach brązu i drewna, jak na stare Ministerstwo przystało.
Powoli obróciła się do średniego biurka oraz starego krzesła z miodowego obicia. Jeden element tak charakterystyczny dla tego miejsca. A na nim sam Minister Magii i jej wieloletni przyjaciel.
Przyglądał się jej badawczo, dając czas na przyzwyczajenie się do nowego otoczenia. Świstokliki międzykontynentalne nie dosyć, że były cholernie drogie to na dodatek nie zbyt przyjemne.
Sama zaczęła się przyglądać jego lekko zarośniętej kilkudniowym zarostem twarzy. Kilka nowych zmarszczek pojawiło się w okolicy czoła, jednak poza tym wszystko było tak jak dawniej.
Jej uwagę zwróciły jego oficjalne szafy i w duchu dziękowała sobie, że również wybrała coś godnego tak ważnego spotkania.
Jego oczy zaczęły wywiercać jej dziurę w brzuchu. Obserwował swoim sokolim wzrokiem, każdy cal jej ciała, twarzy oraz każdy ruch. Sama zarejestrowała jego pełne uzbrojenie, które akurat były zrozumiałe.
- Imiona twoich rodziców. - rzekł surowym tonem.
- Celia Lilian i David Edward Granger. - odparła natychmiastowo, taksując wyraz jego twarzy. Imiona jej rodziców, te prawdziwe, nie były informacją publiczną, jednak również nie były chronione, więc zdziwił ją poniekąd dobór środków ochrony.
- Co stało się 24 kwietnia 2004 roku? - zadał drugie pytanie, nie ruszając się nawet o milimetr.
- Pogrzeb Li. - powiedziała równie szybko. Nastąpił moment ciszy i nie zbyt wiedziała co powinna teraz zrobić. Kingsley milczał. - Pierwsza żona? - zapytała po sekundzie, równie surowym tonem. Również wolała się upewnić czy Brytyjski Minister to rzeczywiście on, ale już znała odpowiedź.
- Arielle. - oznajmił a w jego spojrzeniu coś błysnęło. Oboje już wiedzieli. O Arielle wiedziała dosłownie garstka ludzi, ponieważ, nie była to historia, którą Kingsley chciał dzielić się na lewo i na prawo. Tragicznie zmarła kobieta, dwa tygodnie po ślubie, to horror dla młodego, szczęśliwego mężczyzny.
- Nic się tutaj nie zmieniło. - powiedziała, dużo łagodniejszym tonem, delikatnie obracając głowę, spoglądając na stare portrety poprzednich Ministrów Magii.
Kingsley podniósł się zgrabnie ze starego fotela, podchodząc bliżej kobiety. Wyciągnął do niej dłoń, którą ujęła bez namysłu, po czym od razu została pociągnięta do mocnego uścisku, który prawie zburzył jej fasady opanowania.
Ten ciepły, kojący prawie ojcowski dotyk, sprawił, że poczuła jakby znowu miała dwadzieścia lat i starała przeżyć w nowym, lepszym świecie po masakrze, zwanej wojną.
Oczy niebezpiecznie ją zapiekły, ale nie umiała pierwsza przerwać tego kontaktu.
Odsunął się na długość ramion, nie puszczając jej, przyglądając się jej z bliska.
CZYTASZ
Union of Soul - Dramione
RomantikLos łączy dwie umęczone dusze, by razem mogły leczyć się nawzajem. [wolno pisane]