Rozdział 1. Ukradłeś mój długopis, dupku

3.2K 142 269
                                    


Wypożyczony samochód zaparkował z głośnym piskiem na kamiennym podjeździe pod jednym z wielu podobnych do siebie, uroczych domów. Wyciągnęłam z ucha słuchawkę i spojrzałam w stronę obserwującego mnie z uśmiechem brata. Siedział z ręką niedbale opartą na kierownicy i wyglądał na dumnego z siebie.

Nie mogłam mu się dziwić. Jakimś cudem nas nie pozabijał, a nie należał do najlepszych kierowców.

– Jesteśmy.

Również podzieliłam się z nim uśmiechem, odpinając pasy bezpieczeństwa. Wszyscy byliśmy zmęczeni długim lotem z przesiadką. W Sydney zdecydowaliśmy się wynająć samochód, ponieważ musieliśmy zabrać całą resztę bagaży i paczek, zawierających rzeczy, których nie chcieliśmy nadawać przesyłką międzykontynentalną. Mama planowała odebrać nasz nowy samochód dopiero nazajutrz z samego rana. Z przytupem zaplanowała zupełnie nowe życie, decydując się nawet na sprzedaż starego auta w Ameryce, aby wyposażyć się w pojazd już w Australii.

Słowo „nowe" miało prześladować mnie przez najbliższy czas, przypominając, że to ja byłam powodem podjęcia tak drastycznych kroków.

– Widzę – odpowiedziałam, ponieważ okolica była znana mi z wszelkich zdjęć i filmików, którymi przez ostatnie miesiące zasypywała nas podekscytowana mama. – Wchodzimy?

Nie wiem, czy bardziej obawialiśmy się nowego miejsca, czy tak jak nasza rodzicielka, odczuwaliśmy ogrom ekscytacji. Wciąż czułam stado przysłowiowych motyli w brzuchu, ale równocześnie było mi niedobrze. Jet lag oraz upał nie pomagały w odnalezieniu się w całej sytuacji.

Wysiadając, ponownie przyjrzałam się naszemu nowemu miejscu zamieszkania. Podobały mi się typowa dla tego klimatu roślinność wokół posesji, a także jasny dach. Na widocznym z podjazdu tarasie brakowało co prawda lampek i innych ozdób, które najpewniej niebawem założy mama, abyśmy chociaż w niewielkim stopniu poczuli się jak w naszym starym, zagraconym mieszkaniu, które teraz zostawiliśmy opustoszałe w centrum Nowego Jorku.

Będzie dobrze. Kiedyś musi być.

– Gold Coast ma swój urok – stwierdził z optymizmem Jake, stając tuż obok. – Pojeździmy wieczorem po okolicy. Co ty na to, Effie?

Kiwnęłam lekko głową, jednak wystarczająco, aby mój brat zauważył ten gest. Mama i tak miała dojechać do nas dopiero w nocy, kiedy załatwi wszystkie sprawy w głównej siedzibie biura podróży, dla którego miała pracować, a które znajdowało się w Sydney. Mniejszy oddział, który miała prowadzić, otwierał się tutaj – w Gold Coast. Cieszyłam się, że mogła rozwijać się w swoim ulubionym zawodzie, dlatego też oficjalnym powodem przeprowadzki miała być jej okazja do awansu.

Jakby w Ameryce nigdy tego mamie nie proponowano...

Dwie godziny później zdążyliśmy odpocząć i odświeżyć się po podróży. Leżąc w wygodnych ubraniach wpatrywałam się w biały sufit i nieświadomie głaskałam swój dziennik, zastanawiając się, co mam w nim zapisać. Mój nowy pokój był większy i jaśniejszy, ale także wciąż wydawał się pusty, dlatego przez następne dni zamierzałam zapełnić półki książkami, a ścianę plakatami.

– Przeszkadzam? – Wejście mojego brata poprzedzone było cichym uderzeniem w zamknięte drzwi. Usiadłam po turecku na całkiem wygodnym materacu i odłożyłam dziennik tuż obok siebie. – Zbieramy się?

Przypomniałam sobie o jego propozycji. Zwiedzanie miasta nie było najgorszym pomysłem.

Miałam jednak nadzieję, że niebawem pewne rzeczy się zmienią. Chciałam, aby Jake nie wpatrywał się we mnie z zaniepokojeniem i troską, aby nie traktował swojej młodszej siostry jak porcelanowej figurki z wieloma pęknięciami. Chciałam, aby w nowym miejscu pomyślał w końcu o poznaniu jakiś kumpli na studiach, a także wyleczeniu serca po niezbyt udanym związku.

DREADFUL (JUŻ W KSIĘGARNIACH)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz