Rozdział 11

342 42 158
                                    

- Oh... - sapnął Harry, obracając w dłoniach gruby zeszyt w czarnej, grubej oprawie. Jego okładka ledwo się domykała, a pojedyncze kartki wystawały za jej brzegi. Był ciężki i pełny. Harry był pod wrażeniem. – Zapisujesz tam cytaty z każdej książki, jaką przeczytasz? – zapytał, gładząc opuszkami palców grzbiet dziennika.

- Jeśli coś mi się spodoba – skinął, wyłamując z nerwów kostki w palcach. – Um... nigdy go nikomu nie pokazywałem, ale myślę, że możesz wziąć go ze sobą i... poczytać?

- Nie, nie. Chcę zobaczyć je już teraz – pokręcił głową. – Mogę?

- Wolałbym nie wiedzieć, co o mnie pomyślisz, gdy przeczytasz je wszystkie – Louis westchnął, ukrywając twarz w dłoniach.

Prowadzenie dziennika z cytatami było jego sposobem na radzenie sobie z samotnością. Czytał mnóstwo książek, więc zawsze miał go w pobliżu, zapisując zdania najbardziej krągłymi literkami, na jakie było go stać. Czuł się tak, jakby dzielił się z kimś wrażeniami z przeczytanej historii, choć w rzeczywistości nikt nawet nie wiedział o istnieniu tego dziennika, który chował za ramą łóżka, gdy decydował się zostawić go w domu.

Nigdy nie ustalał, co tam zapisze. Podzielił jedynie strony na swoich ulubionych autorów, dając najwięcej miejsca dla Williama Szekspira, Oscara Wilde'a czy Antoine'a de Saint-Exupéry'ego – to ich słowa i ich dzieła go ukształtowały, ucząc o świecie, miłości i szczęściu.

Czasem, gdy chciał wrócić myślami do dobrych chwil, kartkował swój dziennik, czytając swoje ulubione cytaty, które dodatkowo zaznaczał samoprzylepnymi karteczkami lub gwiazdeczkami narysowanymi czerwonym cienkopisem. To dobrze kontrastowało z czarnym tuszem długopisu i bladą, błękitną kratką.

Louis czuł się jak artysta za każdym razem, gdy otwierał pękający w szwach zeszyt.

Jednak nikomu nie pozwalał do niego zaglądać. Chronił go i chował, jakby świat miał dostać zbyt wiele szczegółów o nim samym, gdyby dziennik wpadł w niepowołane ręce. Louis nie był mordercą, który zapisywał nazwiska ofiar na białych, szorstkich kartkach, ale cytaty z książek były dla niego równie prywatne.

- Przecież wiesz, że będę się jedynie zachwycać – Harry westchnął, kładąc dłoń na przedramieniu chłopaka. – Pozwól mi przeczytać kilka z nich. Albo nie! Ty je przeczytaj.

- Harry...

- Zamknę oczy, w porządku? – zaproponował, uśmiechając się naprawdę szeroko.

- Jest za ciemno, żebym coś widział. Ledwo widzę własne kolana.

- Poświeć latarką w telefonie – ponaglił go, wciskając dziennik w dłonie Louisa. – Proszę, Lou.

- Nie mam go nawet przy sobie – chłopak znów westchnął.

Jego dłonie drżały, gdy ściskał dziennik w palcach. Był pewien, że pobielały mu knykcie. Marzył, by w tamtej chwili rozpłynąć się w powietrzu i zniknąć. Nie był już pewien, czy chciał, żeby Harry czytał dziennik, który był jak cząstka jego serca; czymś, co było mu bliższe od czegokolwiek, co zaznał w życiu.

Jego słabość przelana na papier i zamknięta między równymi marginesami.

- Co innego będzie w tym, że przeczytam go w samotności? – zapytał w końcu. Jego kciuk zataczał kółka przy nadgarstku Louisa.

- Nie będę wiedział, co w danej chwili czujesz – odparł cicho, spuszczając głowę. Zacisnął usta w wąską linię, nie wiedząc, jak logicznie wyjaśnić Harremu to, co działo się w jego głowie. Już i tak wiele kosztowało go, by przynieść dziennik do parku.

Stories told by night || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz