Rozdział 9

307 43 124
                                    

Louis zawsze wychodził z domu o tej samej godzinie. Właściwie niewiele w nim przebywał, ponieważ wracał ze szkoły, spędzał godzinę zamknięty w swoim pokoju, a później wychodził, biorąc Clifforda na długi, wieczorny spacer. Czekał, aż słońce zacznie zachodzić, i kierował się do parku, by usiąść na ich – to znaczy jego i Harrego – ławce, czekając na młodszego chłopaka. Po drodze palił papierosa lub dwa, czasem gwiżdżąc pod nosem, gdy miał akurat lepszy humor.

I tak mijały jego dni; wolno, spokojnie i w bezpiecznej rutynie.

Nikt się nim nie przejmował, nie pytał, gdzie spędzał długie godziny. Nie brał ze sobą telefonu, nie chcąc, by ktoś zaburzał jego spokój. Nie, żeby wierzył, że ktoś mógłby do niego zadzwonić.

Czasem nosił ze sobą książkę. Wybierał te, które były w wersji kieszonkowej, więc mieściły się wszędzie, a on mógł każdego wieczora czytać coś innego. Oczywiście tylko do zachodu, później siedział w ciszy, myśląc i pozwalając sobie na chwilę spokoju.

Cóż, do dnia, w którym pojawił się Harry.

- Powiedziałem mamie o tym, jak się czuję – powiedział cicho, dosiadając się blisko Louisa. Clifford podszedł bliżej niego, prosząc o pieszczoty, gdy trącał mokrym nosem dłoń Harrego. – O tym, że chciałbym, by widziała, że się staram...

- Jak to przyjęła? – zapytał Louis, zarzucając ramię na barki chłopaka. Przywykł do tego dotyku tak bardzo, że czuł się obco, gdy w ogóle się nie dotykali. Poza tym obejmowanie Harrego było miłe. W szczególności wtedy, gdy opierał głowę na Louisie.

- Powiedziała, że cały ten czas była ze mnie dumna – uśmiechnął się. – Obiecała też, że będzie spędzać ze mną więcej czasu, jeśli chcę.

- I chcesz, prawda?

- Bardzo – skinął, przytulając się do boku Louisa. Marzł nieco, będąc jedynie w koszuli, ale starszy chłopak był ciepły i aż go do niego ciągnęło. Najchętniej całkiem oparłby się na jego piersi, ale przecież przyjaciele tego nie robili. Nawet ci, którzy nigdy nie widzieli swoich wzajemnych twarzy.

- Cieszę się, że cię zrozumiała. Pojedziecie gdzieś razem w ten weekend? – znów zapytał. To, że jego własna mama z nim nie rozmawiała, nie sprawiało, że był zazdrosny o relacje Harrego. Po prostu było mu nieco przykro, że on nie mógł wyżalić się matce. Nigdy go nie słuchała.

- Nah, nie sądzę – machnął ręką. – Raczej będzie chciała zjeść wspólny obiad albo porozmawiać. Chodziło głównie o to, by nie wyjeżdżała co tydzień w delegacje. Wiesz, może i jestem dorosły, ale wciąż bardzo mi jej brakuje. Chciałbym, żeby częściej była obok.

- To urocze – Louis pogładził dłonią jego ramię. – Mam nadzieję, że spędzicie dobry weekend razem. Należy ci się jej pełna uwaga, prawda? – zachichotał.

- Chciałbym – skinął. – A jak z tobą? Co z twoją mamą?

- Nie rozmawia ze mną – westchnął, a głos nieco zadrżał mu na języku. – Czasem tylko pyta, czy nie zawalam szkoły. Z ojczymem też nie rozmawiam, unika mnie.

Harry spiął się na te słowa, zerkając na Louisa. Wyglądał na niewzruszonego. Jego głos był tylko cichszy i przepełniony bólem, ale chłopak nawet nie drgnął. Miał przymknięte oczy i głowę odchyloną do tyłu. Harry nawet w ciemności widział, jak ciężko przełyka, gdy jego gardło poruszało się wolno.

- Um... mogę zapytać, dlaczego? – szepnął, łapiąc dłoń Louisa. Ścisnął ją silnie, choć jego własne ręce drżały przy zimnych palcach chłopaka. Nie wiedział, czy umiał być wsparciem; czy umiał wysłuchać i przytulić, nie biorąc do siebie tego, co ktoś mu mówił.

Stories told by night || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz