Rozdział 16

302 41 80
                                    

- Louis! – krzyknął Harry, wbiegając na wzgórze.

Wokół panowała ciemność. Szatyn siedział spokojnie na ławce, czasem odzywając się pojedynczym słowem do Clifforda, który przybiegał, merdał ogonem i dalej biegł w głąb parku. Jego noga jednak cały czas podrygiwała ze stresu, ponieważ słońce zaszło już dobre trzy kwadranse temu, a on wciąż siedział sam.

Odetchnął dopiero, gdy usłyszał wołanie Harrego; jego ciemny i szczęśliwy głos.

- Louis! – znów krzyknął, niemal rzucając się na chłopaka. Zmiażdżył go w uścisku, przyciskając ich ciała do oparcia ławki, kiedy jego twarz wciskała się w Louisowe ramię.

- Ciebie też miło widzieć, Harry – zaśmiał się, klepiąc przyjaźnie jego bark. – Czemu biegłeś?

- Powiedziałem mamie! – wykrzyczał, odsuwając się od uścisku tylko po to, by zacząć podskakiwać w miejscu jak gumowa piłeczka. – Powiedziałem jej wszystko! To, że na pewno nie jestem hetero i jak się czuję. Boże, to było takie dobre uczucie!

- Jestem taki dumny! – Louis wyszczerzył się i wstał, obejmując Harrego ciasno w pasie. Nie mógł przestać chichotać, gdy widział, jak ten ledwo stał w miejscu, a energia całkiem go roznosiła. – Chcesz mi o tym opowiedzieć?

- Tak. Tak, proszę – sapnął. Miał ochotę piszczeć ze szczęścia. I dokładnie to by robił, gdyby nie chciał opowiedzieć Louisowi wszystkiego. Opowiedzieć i podziękować za to, że pomógł mu zrozumieć, że nie jest gorszy.

- Więc słucham cię, drogi Haroldzie – zaśmiał się.

Usiedli razem na ławce, bliżej niż zwykle. Ich ramiona ciasno do siebie przylegały, choć młodszy cały czas drżał i ciężko oddychał, nie umiejąc uspokoić swoich emocji. W końcu sięgnął po Louisową dłoń, splątał ze sobą ich palce i ścisnął je mocno, układając na swoim kolanie. Był tak szczęśliwy, że prawie płakał.

Harry potrzebował dwóch minut, by zebrać myśli i uspokoić szalejący w płucach oddech. W tym czasie ściskał dłoń Louisa, który gładził kciukiem jego skórę i po prostu czekał. Nie próbował go pospieszać czy poganiać. Siedział obok, milcząc z uśmiechem na ustach. Harry był mu za to cholernie wdzięczny.

- Ostatnio mówiłem ci o tym, że nie wiem, co czuję... - zaczął, przełykając ciężko ślinę. – Wciąż tego nie wiem, ale jestem pewny, że nie jestem hetero, wiesz? Wiem, że to brzmi głupio, gdy to tak mówię, ale...

- Hej, to nie jest głupie – Louis przerwał, ściskając mocniej jego dłoń. – Niewiedza czasem jest dobra. I nie musisz się przed nikim określać, jasne? Jeśli potrzebujesz czasu, to go sobie weź.

- Nawet nie wiem, czy w ogóle będę chciał się określać – powiedział cicho. Jego głowa oparła się na ramieniu Louisa tak samo, jak robiła to zawsze. Harry czuł, jakby to była jedyna rzecz, której był pewny. – Czy to w porządku? To, że nie powiem konkretnie, czy jestem gejem, czy kimś innym?

- Oczywiście, skarbie – uśmiechnął się i oparł policzek na czubku głowy Harrego. – Ważne jest to, co czujesz, a nie to, jak się nazwiesz. Nazwy to jedynie szufladki, których niektórzy potrzebują, by się nie pogubić.

- Mamie powiedziałem, że jeszcze nie do końca wiem, co i jak – szepnął speszony, a jego policzki zapłonęły. Gdyby nie to, że Louis mocno trzymał jego dłoń, chętnie zwinąłby się w kłębek na jego kolanach, by czuć, że ma go obok.

- Jak zareagowała?

- Była trochę zdziwiona – wyznał. – Powiedziała, że nie ma żadnej wiedzy na ten temat i jest jej głupio, że nie wiedziała tego o własnym synu. Zrzuciła to na fakt, że spędzaliśmy mało czasu razem, i zaczęła mnie przepraszać.

Stories told by night || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz