Rozdział 4 - "Skarb"

34 1 0
                                    

Kilkanaście lat wcześniej, królestwo Vacuo wyglądało praktycznie tak samo jak teraz. Niezwykłe warunki pogodowe, które niestety z roku na rok robią się coraz to gorsze, solidnie utrudniają rozwój kulturalny tutejszego społeczeństwa. Mimo, że opinia o tym królestwie w reszcie Remnantu nie jest zbyt dobra, gdzie dla przykładu region kojarzony jest ze złodziejami i ciągłymi  oszustwami, to ludzie są tu naprawdę związani ze sobą, a nawet dość gościnni wobec obcych. Lata życia na pustkowiu nauczyły ich, że jeśli w grę wchodzi przetrwanie całej grupy, nie warto marnować czasu na kłótnie, każda pomoc się liczy, a miło jest wesprzeć kogoś w ramach odwdzięczenia. Szkoda tylko, że reszta świata ma ten region za kompletnie odludniony, pozbawiony jakichkolwiek ludzkich wartości...

Dwie dziewczyny leżały sobie na wydmie, pod prymitywnie, ale za to solidnie zbudowanym parasolem z liści bananowca. Jedna z nich, ubrana w prosty, lekko wyblakły niebieski strój, który śmiało możnaby porównać do po prostu starego kawałku materiału, ciemniejszej karnacji i krótkich czarnych włosach, z pięknymi niebieskimi oczkami. Druga natomiast w długim, czerwonym płaszczu, pod spodem mając tanie, czarne elementy garderoby, krótką bluzeczkę i szorty. Jej brązowe, długie włosy oparte o piach podkreślały czerwone oczy. Karnację miała ciemną, lecz jaśniejszą od swojej koleżanki. Co przykuwało uwagę, to duży kapelusz na jej głowie, ciemnoczerwony z czarną wstążką wokół ronda. Dziewczyny leżały tak zamyślone, wpatrując się w horyzont pustyni.

- Myślisz... Że gdy już się stąd wydostaniemy, akceptowaliby nas? - Czerwona odezwała się pierwsza i z zaciekawieniem spojrzała na kompankę.

- A o jakie "my" pytasz? - z nutą żartu zapytała niebieska, pokazując na swoją głowę, przyglądając się szczurzym uszkom, które wystawały czerwonej spod kapelusza.

- O "nas", nas. - Odpowiedziała spokojnie, śmiejąc się lekko. - Ty i ja, jak to było zawsze...

- No jasne... Ale nie wiem czy nas zaakceptują, wiesz, nie znam tamtego świata osobiście, ale raczej opini o faunach nie mają tam dobrej... - Spojrzała na przyjaciółkę lekko zasmucona. - Mnie możeby przyjęli łatwiej, ale jeśli ciebie tam nie zechcą, to nie mam tam nic do roboty.

Czerwona uśmiechnęła się, jednak gest ten był tak pusty, że wcale nie pocieszył żadnej z przyjaciółek.
- Wiem... Po prostu, to wszystko jest takie... Ciekawe. Całe życie tkwimy tutaj na pustyni, wmawiają nam, że reszta świata jest okrutna, abyśmy nie próbowały odejść, ale... Skąd wiemy, że to prawda? Co jeśli tam, za tym całym piachem, czekają na nas rzeczy o których nawet nie mamy pojęcia? - Łza spłynęła jej po policzku. - Nie chodzi mi wcale o akceptację, po prostu czuję potrzebę, czuję, że muszę poszerzać swój własny świat... Ale nie zrobię tego sama.

Niebieska spojrzała tym razem z bardziej szczerszym uśmiechem.
- Rozumiem, sama mam ochotę "poszerzać swój świat", tylko boję się... Boję się, że to co mówią to prawda...

- Nawet jeśli, to zawsze będę przy tobie, jeśli będzie tam okrutnie, to pocierpimy razem, wrócimy razem. - Czerwona podniosła się z piachu i podała rękę niebieskiej. - Jesteś gotowa na podróż?

Niebieska wstała z pomocą z ziemii, spojrzała w dal i uśmiechnęła się.
- A ty gotowa? - powiedziała z pewnością siebie, ale patrząc w tył, zauważając osadę, posmutniała.

- Chodzi o twoją siostrę? - Czerwona powiedziała wyrozumiale. - Nie musimy jej zostawiać, wiesz o tym...

- Nie. Ona musi zostać. Nie nauczy się odpowiedzialności, jeśli nie będzie na swoim. Poza tym ktoś będzie musiał opowiedzieć o nas, jeśli będzie tam tak źle. - Niebieska uśmiechnęła się, chwyciła przyjaciółkę za rękę i kiwając głową razem wyruszyły w stronę horyzontu pustyni.

RWBY: CalthaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz