Ostatnia umiera nadzieja. 8

1.1K 37 130
                                    

Jennifer POV:

***

Dziś jest 02.10, moje nieszczęsne urodziny. Nigdy ich nie lubiłam, nie rozumiałam dlaczego ludzie w ogóle je obchodzą. Co jest takiego cudownego w tym, że ktoś się urodził? Niektórzy nie chcą być na tym świecie...

Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Wiedziałam, że mama nie pamięta o moich urodzinach, tłumaczy się tym, że urodziny Jasmine pamięta, bo ma łatwiejszą datę do zapamiętania, no cóż, może dlatego nie lubię tak tego dnia..

-Cześć Jennifer, nie zdążyłam ci zrobić śniadania, za późno wstajesz. Gdybyś zaczęła wstawać trochę wcześniej tak jak woja siostra, to też bym ci robiła śniadania.

-Okej, przecież nawet nic nie mówię.-Skrzywiłam się.

-Ja lecę do pracy dziewczyny. -Mama dała buziaka dla Jas i wyszła z domu.

Czemu mam wrażenie od paru dobrych lat, że moja matka mnie nie cierpi, tak jakbym ja była jej powodem cierpienia.

***

Była już 13, dobrze wiedziałam, że dziewczyny nie zapomniały o moich urodzinach i zrobią mi jakieś przyjęcie. Zawsze jestem im za to wdzięczna, chociaż nie lubię tego dnia ale wiem, że im sprawia to przyjemność. 

Emily do mnie zadzwoniła i powiedziała, że za godzinę po mnie będą i mam być już gotowa.

Ubrałam Czarną obcisłą sukienkę z dekoltem i długim rękawem, kabaretki  i buty na koturnie. Wzięłam swoją torebkę i wyszłam z domu.

-Witam solenizantko.-Lily się uśmiechnęła i mnie pocałowała w policzek dając mi prezent.

-Dziękuje kochana.-Uśmiechnęłam się.

-Wszystkiego najlepszego skarbie.-Emi podeszła i podała mi prezent.

-Dziękuję wam bardzo.-Pocałowałam ją.

-Przyjechaliśmy z Jake'm. Chodź jedziemy na twoja imprezkę ruro.-Lily się zaśmiała.

Wsiadłyśmy do samochodu, przywitałam się z Jakie'm i Will'em. Dziwne, że nie było z nimi Willson'a.

Imprezy zazwyczaj zawsze były organizowane w domu Lily, bo jej rodzice cały czas wyjeżdżali załatwiać jakieś sprawy służbowe. Nie spędzali z nią za dużo czasu ale pokazywali, że ją kochają. Zawsze też miała przy sobie najwięcej kasy, jej rodzice byli nieźle nadziani. 

Wysiedliśmy z auta i weszliśmy do środka. Emily na chwilę zniknęła i wróciła z tortem. Było mi naprawdę bardzo miło. W końcu jedna impreza na której byli ludzie których znałam. Stał tam też Noah.. 

-Hej młoda, wszystkiego najlepszego.-Noah sie uśmiechnął i wręczył prezent. 

-Dziękuję, to miłe.-Pocałowałam go w policzek.

-Otwórz.-Uniósł kącik ust.

 Otworzyłam i była tam piękna bransoletka z literką J. 

-Śliczna, dziękuję Noah.-Przytuliłam go.

Chwilę tak postaliśmy i pogadaliśmy. Wyszłam na ganek zapalić. Wtedy zauważyłam Hardina wysiadającego ze swojego audi. 

Miał na sobie czarne dresy i obcisła białą bluzkę z logo adidasa. Wyglądał tak czysto, zawsze tak wyglądał...

-Najlepszego Michelle.-Chłopak wręczył mi prezent wraz z kwiatami.

Czarne róże.

-Dziękuję Willson.-Uśmiechnęłam się i otworzyłam prezent. 

Steps Towards HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz