Rozdział 4

11.9K 351 31
                                    

KIlka dni po przyjęciu, kiedy leżałam w salonie  i czytałam książkę drzwi od domu otworzyły się z hukiem

- Co jest grane ?- pomyślałam.i podniosłam się z kanapy. Nie zdążyłam jeszcze wstać a czyjeś wielkie ręce przywarły do mojej szyi przyciskając mnie do zagłówka łóżka.

- Gdzie twój stary - zapytał facet ubrany w czarny garnitur zza marynarki wystawała mu broń. Zadrżałam i głośno przełknęłam ślinę

- Stefan zostaw- usłyszałam czyjś opanowany głos i w tej samej chwili uścisk ustał. Facet odsunął się ode mnie a ja obejrzałam się za siebie. W domu było 2 obcych facetów i ON. Nieznajomy z balu. Stał oparty o kuchenną wyspę. W ręku miał broń. Drugi z prawej rozglądał się po salonie.

- Stefan na górę -kolejne polecenie. Wydawał je oczywiście ON. Kim On był? Byłam tak sparaliżowana, że bałam się nawet odezwać. Spostrzegłam, że zmierza do mnie powolnym, ale pewnym siebie krokiem

- Gdzie jest twój ojciec? - zapytał bez wstępów

- Niee wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.Wyjechał dzisiaj rano i jeszcze nie wrócił.

-Nie kłam- ścisnął mnie za nadgarstek i zmusił do wstania. Teraz stałam tuż przed nim z ręką przyciśniętą do jego torsu. Ściskał mnie tak mocno, że na pewno zostaną siniki. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi oczami pełnymi złości. Szczękę miał zaciśnięta  a mięśnie napięte jak tygrys szykujący się do skoku.Tym razem nie bawił się z żadne kurtuacje.  Nie próbował zmusić się do uśmiechu.

- Nie wiem, naprawdę nie wiem - odpowiedziałam przez zaciśnięte gardło- czego od niego chcecie?

- Nie interesuj się. Poczekamy na niego w takim razie.

Ze schodów zszedł właśnie jeden z jego ludzi. Z piwny wrócił drugi. Obaj pokiwali przecząco głowami na znak, że nic nie znaleźli.

Jak dobrze,że byłam sama w domu. Kate była na jednych ze swoich zajęć. Matka pojechała na zakupy. Ojciec i mój brat nie miałam pojęcia gdzie się podziewali. Ale w domu powinien być Luck. Co się z nim stało? Na samą myśl, że mogliby coś mu zrobić narastała we mnie złość i strach. Korzystając z okazji, że tygrys mnie puścił rzuciłam się pędem do wyjścia z domu licząc na to, że zobaczę co się dzieje z Luckiem.Nie zdążyłam nawet dotrzeć na korytarz, kiedy jeden z jego ludzi złapał mnie wpół i zatrzymał.

- Puść to boli- krzyknęlam

- Przestań się szarpać to przestanie boleć- odpowiedział ich szef nawet na mnie nie spoglądając.

- Gdzie jest Lucka? co mu zrobiliście? - wychrypiałam z zaciśniętym gardłem

- Nic mu nie będzie- odpowiedział- przynajmniej narazie

- Czego chcecie? Co tu robicie?Czego chcesz od mojego ojca?- pytałąm

- Stefan, zwiąż ją - wydał polecenie a jego sługus natychmiast zaczął je wypełniać. Zaczęłam wić się i krzyczeć. Tygrys podszedł do mnie zabrał Stefanowi sznurek. Siedziałam na kanapie jak szmaciana lalka ze związanymi rękami wierzgając nogami licząc na to, że może ci olbrzyi przegrają tę nierówną walkę.

- Zamknij się albo będę musiał ci zakleić buzie rozumiesz? - spojrzał na mnie a w jego oczach był taki chłóď, że nie byłam w stanie powiedzieć zupełnie nic. Oczy mi się zaszkliły i  spuściłam wzrok.
- Siedź i czekaj grzecznie aż przyjedzie ojciec. Nogi - wyciągnał rękę ze sznurkiem aby je związać.Nie mam zamiaru za tobą latać po całym domu. Uspokój się a nic ci się nie stanie. - stwierdził jak gdyby to co teraz robił  było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
- Skoro już tu siedzę związana to chyba możesz mi powiedzieć o co chodzi?Co chcesz zrobić mojemu ojcu? -zapytałam bardziej z rezygnacją niż wyrzutem.
- Podszedł do mnie  i usiadł na kanapie. Wziął moją twarz w swoje dłonie i zmusił żebym na niego spojrzała.
- Może zapytasz co on zrobił mi? - zapytał opanowanym głosem.
- A co ty zrobisz nam ?- wyrwało mi się bo właśnie zdałam sobie sprawę że mógłby mnie udusić jedną ręką
- Się okaże- odpowiedział tylko i puścił moją brodę
- Jak będziesz tak dużo gadała to na początku utnę ci język - zaproponował z lekkim uśmiechem i rozparł się wygodnie na kanapie. Zaczął grzebać coś w telefonie jakbym w ogóle nie istniała a to co przed chwilą powiedział nie miało miejsca. Z każdą minutą bałam się coraz bardziej. I tak podejrzewałam, że nie wyjdę z tego cało. Ten nieobliczalny typ po wszystkim i tak pewnie wpakuje mi  kulkę w łeb. Cholera czego on chce od mojego ojca? Sieliśmy tak dobre pół godziny. Ja związana na kanapie on rozwalony tuż obok mnie grzebiący w telefonie. Przez cały ten czas zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Jakby wiązanie kobiet było dla niego czymś zupełnie naturalnym. Bardzo martwiłam się o Lucka. Facet miał mnie chronić więc teoretycznie ci bandyci nie powinni mieć szans wejść do nas na posesję. A jednak weszli. Weszli bez większych problemów a Lucke zniknął. Wyobrażałam sobie, że leży gdzieś i się wykrwawia
- Powiedz gdzie jest Lucka, nasz ochroniarz, proszę cię. Powiedz czy nic mu nie jest, Może jeszcze można mu pomóc - przechylałam się w jego stronę próbując skraść minimum jego uwagi
- Leży w garażu- burknął nawet nie podnosząc głowy znad  telefonu
- Jezu, zabiłeś go ?- szarpnęłam się tym samym przechyliłam się za bardzo do przodu tym samym moja twarz wylądowała na jego kolanach.. a ściślej mówiąc…w jego kroczu. Ręce związane  z tyłu sprawiły, że miałam problem z przekręceniem się i  wybrnięciem z tej niezręcznej sytuacji Tygrys wziął mnie za ramię i delikatnie odwrócił tak aby moja twarz nie była skierowana ku dołowi. Teraz leżałam z głową na jego kolanach na boku a on przyglądał mi się prowokacyjnie. Jakże mi było cholernie głupio. Uniósł prowokacyjnie jedną brew
- O kusząca propozycja. Myślałem, że ci się jednak nie podobam - szydził-  a może tak chcesz załatwić sprawę i odpracować długi twojej rodziny ?- zapytał i przejechał koniuszkiem palca po moich wargach. Policzki mi płonęły ze wstydu. Już chciałam przejechać językiem po wargach, żeby je zwilżyć. Zdałam sobie jednak sprawę, że dla niego mogłoby to być zaproszenie i niema zgoda na to o czym właśnie myślał. Jego spojrzenie było złowieszcze. Błądził wzrokiem od moich oczu, po usta. Zatrzymał się na chwilę na rozciągniętej koszulce z kaczorem donaldem jakby na próżno próbował szukać tam kształtów. Musiał poczuć, że cała się spięłam i zatrzęsłam ze strachu w odpowiedzi jednak usłyszłama
-Wiem, że byłąbyś chętna, jednak nie skorzystam.Nie masz do zaoferowania nic, co by mnie interesowało.- powiedział  przejeżdżając ręką po mojej bluzce jakgdyby szukajac kształtów.
- Łapy przy sobie- wydusiłam- nie chlebiaj sobie i nie rób ze mnie dziwki.
- Szefie jak ty się nie chcesz zabawić to może ja bym mógł- młody typek z przygłupim wyrazem twarzy  stanął tuż za mną  obłapiając mnie wzrokiem
-Wypierdalaj - rzucił mój  towarzysz-  - Idź do garażu sprawdzić co z tym pożal się Boże ochroniarzem.- warknął i nie musiał dwa razy powtarzać bo tamten zniknął w ciągu sekundy
- Stefan- zwrócił się do drugiego z nich - Sprawdź teren dookoła domu Zostaliśmy sami. Teraz to już było na pewno po mnie. Koleś albo mnie wykorzysta albo zabije.

Bezduszny Psychoapata W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz