Spędziliśmy wspólnie kilka dni. Deptał mi wręcz po piętach. Nadchodził weekend, więc w końcu mogłam pobyć sama, w swoim domu, poza szkołą.
Jutro sobota. Plan jest usytuowany na niedzielę. Tym razem nie może mi przeszkodzić.
Lekcje się dobiegały końcu. Dzień był okropny. Stało się zbyt wiele, by to opisać. Opuściłam próg szkoły cała zapłakana, dążąc do damskiej toalety.
Tym razem Eddiego nie było w pobliżu. Może i to lepiej? Szczerze mówiąc, trochę się do niego przywiązałam. Nikt nigdy nie poświęcał mi tyle uwagi co on.
Szłam w kierunku kabiny, ledwo stojąc na nogach. Zignorowałam dziewczynę stojącą przy lustrze i gdy weszłam do odpowiedniego miejsca, zatrzasnęłam drzwi za sobą. Usiadłam na toalecie, trzymając nogi na desce klozetowej. Plecak usytuowałam na kolanach. Łkając, wyjęłam potrzebną mi rzecz z tylnej kieszeni.
- Hej, wszystko w porządku? - usłyszałam zza drzwi. Zamarłam. - Może pójść po panią pedagog?
- Nie - warknęłam. - Lepiej już idź.
Po chwili usłyszałam delikatne kliknięcie drzwi. Poszła sobie. Zaczęłam przyglądać się swym nadgarstkom. Na którym lepiej wyglądałaby następna porcja cienkich pasków?
Usłyszałam swoje imię i pukanie do kabiny, w której się zamknęłam. Otworzyłam szeroko oczy. Kurwa mać, głos pani pedagog. Co ja teraz zrobię?
- Tak?
- Coś się dzieje? - zapytała zaniepokojona.
Tamta cholerna szmata nakablowała na mnie, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku. Po prostu... Chcę pobyć sama - głos załamał mi się w połowie drugiego zdania. Postanowiłam ich zignorować i zaczęłam tańczyć żyletką po dłoni. Jeden. Dwa. Cztery. Sześć.
Kobieta ponownie wymówiła moje imię.
- Proszę cię, wyjdź stamtąd - powiedziała błagalnie, ponownie waląc w drzwi.
- Eddie - zdołałam wykrztusić zza zasłony słonych łez.
- Mam przyprowadzić Munsona?
Pokiwałam głową. Chociaż tego nie widziała, chyba zorientowała się, o co mi chodzi.
Ponownie drzwi zostały otworzone i tym razem usłyszałam cięższe kroki od poprzednich. Tym razem moje imię zabrzmiało zupełnie inaczej w ustach mężczyzny.
- Może pani na chwilę wyjść? Za pięć minut wrócimy - powiedział. Kobieta niechętnie się zgodziła i ponownie zabrzmiało kliknięcie drzwi.
Otworzyłam czystą ręką zamek od kabiny i drzwiczki się uchyliły. Ujrzałam stojącego przede mną rozmazanego Eddiego.
- Boże, dziewczyno, coś ty zrobiła - szepnął przerażony i pobiegł do innej kabiny po rolkę papieru. Zaczął owijać nim moje dłonie. Gdy uznał, że wystarczająco się w tym fachu spisał, opuścił moje podwinięte długie rękawy na dół.
Złapał mnie za ramiona i spojrzał mi głęboko w oczy. Ledwo go widziałam. Nie mogłam się opanować.
- Znowu mi przeszkodziłeś - zdążyłam wydusić, śmiejąc się. Eddie także się uśmiechnął.
- Cieszę się, że widzę uśmiech na twojej twarzy, ale obecna sytuacja i twoje położenie wręcz przeciwnie - oznajmił. - Chodź, wstań i wytrzyj twarz - poprosił.
Wykonałam jego polecenie.
Podał mi kolejną porcję papieru, którą dokładnie wytarłam buzię i szyję po której spływały moje łzy. Czułam, że zrobiłam coś złego, ale to było coś, czego potrzebowałam i gdyby nie inni, umiałabym topić się w własnym smutku i kałuży krwi wypływającej z moich rąk.
W kwestii nadgarstków, bolały, ale napewno nie tak jak kiedyś. Ból był przytłumiony i nie dawał takiej satysfakcji jak kiedyś. Po zrobieniu ran nie czułam się świeżo i pogodnie, a moje problemy automatycznie nie znikały na jakiś moment. Czułam tylko ból, który nie usmieżał juz moich smutków.
- Nie chce tam iść, oni wezwą moich rodzicow - szepnęłam w stronę Eddiego, gdy byliśmy już prawie przy drzwiach do wejścia. Matka wraz z ojcem nie byli tu potrzebni, szkoła tylko uważała, że są, ja ich nie potrzebowałam.
Byli tylko kolejnym zmartwieniem.
- Jak wyjdziemy, od razu biegniesz w lewo, aż na parking samochodowy i wsiadasz do czarno-granatowego wozu, rozumiesz? - powiedział, a ja przytaknęłam głową.
Otworzył drzwi, a ja ponownie wykonałam polecenie.
CZYTASZ
❝szkodliwe cząstki są stracone❞ ✓
FanfictionTo moje życie. Sama mogę o nim decydować - o tym, czy mam jakiekolwiek prawo bytu także.