Na dworze było dzisiaj dosyć gorąco. Słońce świeciło, a niebo było bezchmurne. Zadowolona z tak dobrej pogody rozejrzałam się wokół siebie. Mieszkałam na osiedlu mieszkaniowym. Ulica była długa i wszędzie stało wiele domów. Ciekawiło mnie, czy poznam jakichś ciekawych ludzi.
Zaczęłam iść chodnikiem mając nadzieję, że dojdę w jakieś interesujące miejsce. Słuchałam nowej piosenki See you again. Jest to śliczna piosenka z Szybkich i wściekłych 7. Zakochałam się w niej po prostu!
Uznałam, że powinnam poznać sąsiadów. Skoro i tak miałam już tu mieszkać to chociaż powinnam wiedzieć, co się wokół mnie dzieje. Wpadłam też na pomysł, że jeśli będę tu naprawdę niegrzeczna i będę łamała zasady to może Suzanne w końcu dojdzie do wniosku, że powinnyśmy wrócić do Nowego Jorku.
Taki miałam bynajmniej plan. Może się uda, tylko potrzebowałabym jakiejś pomocy od nowych znajomych, których jeszcze nie miałam. Ale z drugiej strony niepotrzebni mi byli, skoro i tak miałam się niedługo stąd wynieść. Najlepszą metodą na wkurzenie mamy byłoby urządzenie bez jej zgody imprezy. Wpadłaby w szał!
Rozmyślając tak, nie zauważyłam, że wyszłam już z osiedla i zbliżałam się do centrum. Fakt faktem, ładnie tu było. Ale nie przyznam tego mamie. Za bardzo by się cieszyła, że miała rację. Powoli pojawiały się przeróżne sklepy - koło domów lub przy kamienicach, które były bardzo ładnie urządzone.
Ciekawiło mnie do jakiej szkoły będę chodzić. Mama mówiła mi, że do najlepszej w mieście i najbardziej prestiżowej. Jeszcze czego! Mam nadzieję, że nie ma tam aż tak wielkiego poziomu nauki.
Idąc tak i myśląc, zauważyłam po prawej stronie sklep z rzeczami do domu. Był ładnie zbudowany i wyglądał na nowoczesny. Jednak to, co przykuło moją uwagę to piękny obraz przedstawiający Nowy Jork. Pokazany był cudowny krajobraz, dlatego nawet się nie zastanawiając, weszłam do sklepu.
Zdjęłam słuchawki i rozejrzałam się. Wnętrze było ładne, skromne i mające bardzo fajne rzeczy do domu. Za ladą nikogo nie było. Nagle usłyszałam głosy dobiegające z magazynku.
- Czy ty kiedykolwiek mnie słuchasz? - uznałam, że jest on kobiecy.
- Tak, ale mam już tego dość! - dodał drugi, tym razem męski.
- Jeśli tak to proszę, ale powinieneś być choć trochę odpowiedzialny!
- Jestem! - usłyszałam i nagle ta osoba wyłoniła się z magazynku. Był to chłopak, na oko licealista, wysoki, miał czarne włosy i modne okulary z białymi oprawkami. Na mój widok stanął zaskoczony - Yyy... W czym mogę pomóc? - zapytał zawstydzony.
- Chciałabym kupić ten obraz z wystawy. - wyjaśniłam wskazując palcem nieśmiało.
- Ok, jasne. - uśmiechnął się zmieszany i poszedł go wziąć. Przyniósł go na ladę i zaczął pakować - Dużo słyszałaś z tej rozmowy? - spytał.
- Yyy... niezbyt. - odparłam szczerze.
- Widzisz, tak to już jest. Rodzice w ogóle nie rozumieją dzieci. - stwierdził wycinając folię - Jesteś tutaj nowa?
- Tak. - odpowiedziałam - Skąd wiesz?
- Znam tu praktycznie całe miasto. A ciebie nigdy nie widziałem. - wyjaśnił pakując obraz - Jestem Carter. - wyciągnął do mnie rękę.
- A ja Mia, miło mi cię poznać. - powiedziałam uścisnąwszy ją. Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Mia. - powtórzył - Ładne imię.
- Dzięki. - odparłam biorąc od niego moją nową ozdobę na ścianę - Ile płacę?
- Jako, że jesteś nowa to o 50% taniej. - mrugnął do mnie - Czyli 40 dolarów. - wyjęłam więc portfel i wyciągnęłam banknoty. Podałam mu je. Wziął je, po czym zapytał: - Od kiedy tutaj jesteś?
- Od dzisiaj. - powiedziałam - Nie jestem tym za bardzo zadowolona.
- Czemu? Tucson to świetne miasto. - mówił coraz bardziej podekscytowany - A skąd jesteś?
- Z Nowego Jorku.
- Aaa... Rozumiem. Tam to pewnie miałaś życie. Ale coś ci powiem. Jeśli chcesz o czymś lub o kimś coś wiedzieć, to zawsze możesz się zwrócić do mnie. - dodał - Wiem o Tucson wszystko i znam tu wiele fajnych miejsc.
- Nie wątpię. Jednak tęsknię za moim miastem. Tam było tak niesamowicie. - westchnęłam.
- Tak samo będziesz o tym myślała. - odparł.
- Może.
- Jeśli mogę spytać, to dlaczego się przeprowadziłaś tutaj? - spytał.
- Długa historia. Po pierwsze przyjaciółka mojej mamy chciała nas wyemigrować. Po drugie to przez tatę, ale mnie ani to ani to nie przeszkadzało. Ale mama jest głupia i słucha tej głupiej Loli! - stwierdziłam opierając się o ladę.
- Mamy to mamy. Na przykład moja właśnie teraz zrobiła mi awanturę. Widzisz, dostaliśmy ten sklep w spadku po mojej babci. I głownie ja muszę w nim stać po szkole. To mnie zaczyna wkurzać. To znaczy krótko tu jestem, bo zmienia mnie potem tata, ale i tak mam za mało czasu na imprezy i spotkania z przyjaciółmi. Uważam, że powinniśmy kogoś zatrudnić, ale oczywiście mama twierdzi, że będąc tu, uczę się odpowiedzialności.
- Przykro mi. Beznadziejnie. - odparłam szczerze.
- No więc widzisz, nie ma lekko. - zaśmiał się.
- Tak. - działał na mnie strasznie uzależniającym śmiechem. Zaczęłam się śmiać.
- A do jakiej szkoły będziesz chodzić? - zapytał przerywając nasze rechotanie.
- Podobno do jakieś najlepszej, najbardziej prestiżowej i w ogóle, ale nie wiem gdzie dokładnie. - wyjaśniłam.
- No to do mojej. Mówię ci, ta szkoła jest genialna. Nie będziesz żałować przeprowadzki. Fantastyczni ludzie, miła atmosfera, nowoczesna i można się w niej rozwijać. - zaczął nawijać zadowolony.
- Wow. To super.
- No, to jak chcesz to cię mogę po niej jutro oprowadzić. Spotkajmy się o ósmej przed wejściem. - zaproponował.
- Ok, z wielką chęcią. - odparłam i patrząc na zegarek który wisiał na ścianie powiedziałam: - O kurde, już tak późno! Muszę już iść. To do jutra. Pa. - powiedziałam jak najmilej. Polubiłam go. Taki fajny, miły gościu.
- Tak. Do jutra. Pa. - pomachał mi.
Uśmiechnięta i optymistycznie nastawiona na mieszkanie tutaj wyszłam ze sklepu. Może jednak nie będzie tutaj aż tak źle?
CZYTASZ
Zagubiona
Teen FictionNazywam się Mia i jestem siedemnastolatką. Musiałam wyjechać do Tucson z Nowego Jorku i zacząć nowe życie. Poznałam wielu przyjaciół i znajomych. Nawet stałam się popularna. Jednak nie wiedziałam, że wszystko ma swoją cenę.