Rozdział 5

62 6 0
                                    

Pierwszy dzień w nowej szkole był cudowny. Praktycznie wszyscy już mnie znali, a ja byłam bardzo szczęśliwa. Po pocałunku z Jakiem jeszcze bardziej czułam się doceniana. Zaczęliśmy ze sobą chodzić. Oczywiście mało się na razie znaliśmy, ale co z tego? 

Ja byłam zadowolona i on, a to najważniejsze. Jake powiedział, że po raz pierwszy tak spodobała mu się dziewczyna. Aktualnie jestem najszczęśliwszą nastolatką na całym świecie. 

Dzisiaj, kiedy weszłam do szkoły, już mnóstwo nieznanych mi ludzi powiedziało mi CZEŚĆ. Zaskoczona odpowiadałam, ale pewnie moje zdziwienie było widać na odległość. Tego dnia miałam mało lekcji, prawie wszystkie z Vanessą. 

Skierowałam się do klasy biologicznej, gdzie wszystkie miejsca, oprócz jednego, były zajęte. Zajęłam więc miejsce przy oknie. 

- Cześć nowa sławo. - mrugnęła do mnie Vanessa siedząca równolegle do mnie. 

- No hej. - odparłam ze śmiechem. 

- I jak ci się układa z nowym chłopakiem? 

- Na razie jakoś, tylko piszemy ze sobą. - stwierdziłam, z czego jeszcze nie byłam zadowolona. Chociaż jeśli wywnioskować jakie były to sms-y to można stwierdzić, że nie są one dla dzieci. W szczególności kilka, które dostałam od niego. 

- Spokojna głowa, Jake się rozkręci. - powiedziała - Miał kiedyś taką dziewczynę na poważnie. Nie pasowali jednak do siebie. Ona cały czas była innego zdania niż on. Na szczęście wyjechała do Tokio, co zaoszczędziło mu zrywania z nią. 

Nagle zadzwonił dzwonek i do klasy weszła chuda, wysoka i na oko bardzo młoda kobieta. To zakończyło na razie moją konwersację z Vanessą. Jednak też zastanowiło. A jeśli ja też mu nie podpasuję? Albo mu się znudzę? Co wtedy? 

                                                                             *  *  *

Lekcja była nudna i w ogóle. Jednak przerwa o wiele bardziej ciekawa. Jake do mnie podszedł i pocałował. Byłam w siódmym niebie. Vanessa zaczęła nam pstrykać fotki mówiąc, że pięknie razem wyglądamy. Ach, ale to szybko się działo. Byłam taka szczęśliwa. 

- No, no. Już zaprosił cię Jake na kolację? - zapytała Lindy, kiedy chowałam do swojej szafki książki.

- Nie, jeszcze nie. - odparłam. 

- To uwierz mi, że niedługo to zrobi. - mrugnęła do mnie. 

- No zobaczymy. - odpowiedziałam z uśmiechem. 

Chciałam jak najszybciej spotkać się z nim sam na sam. Może na rowery albo na spacerek? Byłam taka zakochana. Na matmie praktycznie się wyłączyłam i słyszałam tylko myśli w swojej głowie. To był wielki błąd, bo po chwili usłyszałam swoje imię wypowiedziane przez nauczycielkę. 

- Tak? - zapytałam, a ona nerwowo spojrzała na mnie. Cała klasa zaczęła się śmiać. Oprócz jednej osoby. Chłopaka, który siedział w drugiej ławce pod oknem. Byłam mu za to wdzięczna. 

- Czy ty uważasz na tej lekcji? - spytała surowo. Nie wiedząc co w takiej sytuacji zrobić, zdenerwowana spojrzałam na tego chłopaka. Całe szczęście nauczycielka była do niego odwrócona tyłem i mógł podnieść książkę, aby mi pokazać co robili, kiedy ja się "wyłączyłam". 

- Tak, oczywiście. - odparłam szybko i skierowałam wzrok na fragment, który mi pokazał. Było to jakieś zadanie. Ojej, jestem przecież taka kiepska z matmy! 

- No to które zadanie kazałam ci zrobić? - dopytywała, a ja już wiedziałam, że jej nienawidzę. 

- Pięćdziesiąte czwarte. - odpowiedziałam z satysfakcją. 

- Yyy... tak dobrze. - powiedziała zaskoczona - No więc je zrób. - haha, bardzo śmieszne. Ja i zadanie z matmy, no to już po mnie. Podeszłam do tablicy, nie mając nawet odwagi spojrzeć na Vanessę. 

- Tylko się pospiesz, bo mam jeszcze zamiar zrobić następny temat. - spojrzała na mnie znacząco. 

- Tak, oczywiście. - odpowiedziałam jak grzeczny aniołek. Przeczytałam zadanie. Jednak wszystko wirowało w mojej głowie. Skup się, skup się! Gdyby to było takie łatwe. Jeszcze te wszystkie oczy zwrócone na mnie. O nie! Cała się trzęsłam. Zaczęłam wypisywać dane na tablicy. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na nauczycielkę czy dobrze, ale ona rozmawiała z jakąś dziewczyną. Wtedy spostrzegłam, że ten chłopak, co mi pomógł, podniósł kartkę do góry z równaniem, które mam wypisać. Zadowolona przepisałam wszystko i rozwiązałam zadanie. 

- Dobrze. - stwierdziła matematyczka i kazała mi usiąść. Do końca lekcji jeszcze cała się trzęsłam. 

W końcu zadzwonił dzwonek i wszyscy ruszyli do wyjścia. 

- Idziesz? - zapytała mnie Vanessa. 

- Zaraz do ciebie dołączę. - powiedziałam i ruszyłam do chłopaka, który mnie dzisiaj uratował. Był wysoki, miał czarne włosy, widać było, że umięśniony. Ciekawił mnie jego charakter - Hej. - zaczęłam. Spojrzał na mnie spod swoich ciemnych jak węgiel oczu - Chciałabym ci podziękować za yyy... pomoc. - popatrzył mi w oczy, po czym odparł: 

- Spoko, przecież to normalne, żeby komuś pomóc. - spakował książki do plecaka i wyszedł. 

Zaskoczona aż otworzyłam buzię. Stałam jak wryta na środku klasy. 

- W porządku? - usłyszałam za sobą głos nauczycielki. 

- Tak, jest dobrze. - odpowiedziałam i wyszłam z klasy. 

                                                                                 *  *  *

Kiedy wróciłam do domu byłam bardzo podekscytowana. Jake zaprosił mnie do kina w piątek. Wszystko układało się pięknie. Nawet za pięknie i przede wszystkim za szybko. Coś tu mi nie grało, ale nie wiedziałam co. 

Po matmie spytałam się Vanessy co to za chłopak, który mi pomógł. Dowiedziałam się, że to Aleksander Morgenstern. Podobno jest dosyć popularny, ale nie w ich grupie, ponieważ jest dosyć dziwny i małomówny. No cóż, to by nawet pasowało do dzisiejszego zdarzenia. 

Usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać MTV. Różne myśli krążyły mi po głowie. Nie wiedziałam, co naprawdę czuję do Jake'a. A ten chłopak z dzisiejszej lekcji matmy naprawdę mnie zainteresował. Po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a na stoliku w kuchni. Podeszłam i szybko przeczytałam wiadomość od Jake'a.  Hej, sorki, ale w piątek muszę jechać do cioci i się nie wyrobię. Przepraszam. Odpisałam mu, że nic się nie stało, chociaż w głębi duszy się z lekka wkurzyłam. Położyłam się więc i leżąc myślałam dalej o swoim życiu. 

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz