♕𝓒𝓱𝔀𝓲𝓵𝓪 𝓷𝓲𝓮𝔃𝓻𝓮𝓬𝔃𝓷𝓸𝓼𝓬𝓲♕

401 19 1
                                    

Minął miesiąc od pierwszego dnia nagrywarek i ogłaszam całemu światu, że mam już śmiertelnie dość... I psychicznie i fizycznie.

Paparazzi nie daje mi spokoju ciągle próbując rozgryźć kim jestem, z Timothée omijamy się jak ognia, a do tego dochodzi próba połączenia studiów z pracą.

Ostatnimi dniami jestem wrakiem człowieka, nic nie robię tylko albo się uczę albo nagrywam... Śpię, może max pięć godzin dziennie co strasznie odbija się na moim wyglądzie i stanie psychicznym.
Vicky ciągle patrzy na mnie podejrzliwie i na wszystkie sposoby próbuję mi pomóc. Doceniam to, lecz z czasem stało się to dość irytujące.

Aktualnie siedziałam w swoim pokoju.
Na łóżku przed sobą miałam ustawiony laptop, gdzie były wszystkie notatki z wykładów oraz ich nagrania i trzymając kurczowo długopis starałam się zrozumieć reakcje spalania z chemi organicznej.

Popatrzyłam na zegar, była druga w nocy... Więc nici z dobrego snu.
Zrezygnowana westchnęłam i powróciłam to wcześniej wykonywanej czynności.

Ostatnio nie miałam czasu na nic, a zwłaszcza na porozmawianie z rodziną i Werą. Teraz dzwoniliśmy raz na dwa tygodnie.
Strasznie mi było smutno z tego powodu, lecz wiedziałam na co się pisze przyjeżdżając tutaj... Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Przez całą noc nie zmrużyłam oka, kiedy skończyłam robić notatki z zaległych zajęć była już szósta trzydzieści.
Zrezygnowana wstałam z wygodnego łóżka i poszłam do łazienki, trochę się odświeżyć.
Założyłam.czarne dresy i za dużą białą bluzkę z głębokim kapturem, który zarzuciłam na głowę, aby wychodząc z hotelu nie przestraszyć przechodniów swoim wyglądem.
Spakowałam do czarnego plecaka laptop, zeszyt, piórnik, scenariusz i oczywiście telefon.
Zarzuciłam pakunek na plecy i na szybko łapiąc jakąś kanapkę ze bufetu opuściłam hotel.

Gdy tylko znalazłam się w wytwórni, odrazu skierowałam się do Kim, która już z gotowym stanowiskiem na mnie czekała.

- Hej młoda- zagaiła.

- Hej- mruknęłam pod nosem i zdjęłam kaptur, odsłaniając tym samym duże, fioletowe sińce pod oczami.

- Nie wysypiasz się chyba ostatnio, co?- zapytała, na co ja tylko wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam z plecaka notatki i czarny długopis.

- Powinnaś poprosić reżysera o dzień wolnego- stwierdziła, nakładając mi gąbeczką grubą warstwę podkładu, aby jakoś zatuszować moje cienie.

- Ale ja nie mogę za bardzo- skrzywiłam się, przestając kreślić reakcje na kartce.

- Dobrze by ci to zrobiło, jesteś strasznie przemęczona. Nawet Timothée Chalamet nie pracuję tyle co ty. Powinni ci dać dzień przerwy- powiedziała, a na mojej twarzy wstąpił grymas przy tym cicho prychając.

- Ech... Ja tylko ci dobrze radzę- oznajmiła. Były to jej ostatnie słowa jakie padły przy tej wymianie zdań, i szczerze dziękowałam za to Bogu. Kim pomimo, że zwykle była sympatyczna osobą, dziś działała mi na nerwy.

- Akcja!- krzyknął reżyser wybudzając mnie z letargu. Szybko się opanowałam i zaczęłam 'odbębniać' swoją pracę.

W tej scenie Lily (czyt. Róża) leżała wraz z Michael'em (czyt. Timothée) na trawie w nocy i wpatrywali się w piękno nieba, które było oblane tysiącami gwiazd.
Była to pierwsza z scen romantycznych co nie do końca przypadało mi do gustu, zważając na to co ostatnio się działo na nasz temat w internecie.

Po wypowiedzeniu kilku kwestii, w których każdy wczuł się w swoją rolę miałam wtulić się w chłopaka, co dość nie chętnie uczyniłam, gdy tylko poczułam jak jego dłonie oplatają się wokół moich pleców i poczułam jego oddech na swoim karku, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Chalamet najwyraźniej to wyczuł, gdyż szybko poluzował uścisk i starał się jak najmniej dotykać moich pleców jak tylko się da.
Gdy tylko usłyszałam jak reżyser krzyknął "Cięcie!", wręcz odskoczyłam od chłopaka i udałam się do bufetu, gdyż od kilku godzin żyłam na jednej marnej kanapce.

Wzięłam coś do przegryzienia i ruszyłam w stronę stolików. Wyciągnęłam swoje notatki i dalej zaczęłam rozwiązywać zadania, przegryzając posiłek co jakiś czas.
Nagle kątem oka zobaczyłam jak ktoś się do mnie dosiadł.

- Hej- usłyszałam głos Timothée. Lekko zdziwiona, uniosłam wzrok z nad zeszyta i odpowiedziałam chłopakowi nadal skołowana.

- Umm... Hej?

- Jeśli ci to nie przeszkadza, mogę tu siedzieć?- zapytał nagle.

- Jasne- powiedziałam bez większego entuzjazmu, wzruszając ramionami, nadal skupiona na wykonywaniu zadań.
Chłopak ciągle się na mnie patrzył, przez co czułam się strasznie niekomfortowo i dużą irytację tym faktem.

- Czy łaskawie możesz przestać się na mnie gapić?- wręcz wysyczałam.

- Bo?- ciągnął chłopak.

- Po prostu sobie nie życzę i to strasznie rozkojarza- westchnęłam czując coraz większą irytację.
Chłopak nic sobie z tego nie zrobił i kontynuował swoją wcześniejszą czynność.

- Na litość boską, czy zawsze jesteś taki uparty?!

- Tak- odpowiedział z reklamowym uśmieszkiem, który najchętniej zerwała bym mu z tej pięknej buźki.

- Ej Rose, reżyser cię szuka- powiedziała przechodząca obok mnie Kim.

- Jasne, już idę- westchnęłam i wstałam od stołu. Timothée ciągle się na mnie nieugięcie patrzył co sprawiało, że chciałam zapaść się pod ziemię.

- Przepraszam, Pan chciał się że mną widzieć- powiedziałam podchodząc do reżysera.
- Ach tak tak... Chciałem ci powiedzieć, że zmieniamy nie co harmonogram nagrywek. Masz trzy dni wolnego, od jutra- powiedział i wrócił do pracy.
Po drugiej stronie hali stała uśmiechnięta Kim, która z bananem na twarzy na mnie patrzyła.
Lekko skinęłam głową na znak podziękowania i powróciłam do stolika, przy którym nie było już Chalamet'a.

Gdy wróciłam do hotelu była już noc.

- Kochana, czy ja zostałam dobrze doinformowana? Masz trzy dni wolnego?- powiedziała Camila cała w skowronkach, która dosłownie wleciała mi do pokoju.

- Musimy dobrze wykorzystać tę dni- oznajmiła podekscytowana- Pójdźmy do jakiegoś klubu jutro- zaproponowała.

- Nie ma mowy, te trzy dni mam zamiar spędzić na odsypianiu życia i nauce- odpowiedziałam.

- Oj no weź nie przynudzaj, jak sama nie chcesz to ja cię siła wyciągnę- na jej twarz wpłynął chytry uśmieszek.
Zrezygnowana pokręciłam głową.

- Trzeba się trochę rozerwać, a zwłaszcza ty. Ostatnio dużo pracujesz na planie, a wyjście do klubu uznajmy za nagrodę za wytrzymałość- powiedziała po chwili zastanowienia.

W jednej rzeczy Camila miała rację. Ostatnio nie mam czasu na nic, tylko ciągle pracuje albo się uczę.
Westchnęłam ciężko i odpowiedziałam.

- Dobrze... Pójdziemy do klubu, ale dopiero za dwa dni, jutro mam zamiar odsypiać cały dzień.

- Znakomicie- klasnęła w dłonie uradowana Camila i wyszła z pokoju.

- Z kim mi przyszło żyć- szepnęłam sama do siebie, lekko wzdychając.
Chwilę potem udałam się odbyć moją mocną rutynę i udałam się spać...

FALLING | Timothée chalamet |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz