Rozdział I.

6 0 0
                                    

- Larissa? Larissa, mówię do ciebie! Słuchasz mnie w ogóle?

Mindy wymachiwała widelcem z nabitym ziemniakiem. Larissa siedziała przy stole w szkolnej stołówce i opierała przekrzywioną głowę na pięści.  Bawiła się swoim obiadem.

- JP, powiedz jej coś!

- Larissa? - chłopak o mocno czarnych włosach spojrzał dziewczynie w oczy. - Wszystko okej?

- Nie, JP, nic nie jest okej! - Larissa w końcu się ożywiła. - Minął zaledwie miesiąc odkąd mój chłopak zginął, naprawdę myślicie, że wszystko w porządku?

- Hej, spokojnie, my tylko staramy się jakoś cię pocieszyć.

- No to starajcie się dalej, i tak wam się nie uda.- Larissa wstała ze swoją tacą i wyszła ze stołówki, wrzucając po drodze nieruszone jedzenie do śmietnika.

- Co ją ugryzło? - spytała niewinnie Mindy.

- Wiesz, Mindy, czasami skała ma więcej wrażliwości niż ty. - JP też wstał i wyszedł, zostawiając połowę obiadu na stole. Pobiegł za Larissą.

- Larissa!

- Co znowu? - dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego wzrokiem przepełnionym żalem. Z oczu zaczęły jej spływać łzy. Długie brązowe włosy zwisały po bokach jej twarzy.  - JP, ja nie zapomniałam. I nie zamierzam.

- Chcesz pogadać? - zaproponował.

- Możemy... ale nie o tym. - otarła grzbietem dłoni mokry policzek.

- To o czym?

- Może skąd się wziął twój pseudonim?

- A, to. W zasadzie nic skomplikowanego. Ani specjalnie ciekawego.

- Chcę wiedzieć.

- No dobra... Zaczęło się od tego, że ojciec chciał mnie nazwać Jeremy, a matka Peter. Nie mogli się zgodzić co do jednego imienia, więc on zwracał się do mnie tak jak on chciał, a ona jak ona chciała. A ja dostawałem szału i miałem niezły problem, jak się podpisywałem gdzieś. W końcu postanowiłem to skrócić i od tamtej pory używam pseudonimu JP. Moja siostra też miała tak samo.

- Jakiego pseudonimu używa?

- FJ. Od Florence i Jasmine.

- Ciekawe. Wcale nie było tak nudno jak mówiłeś. - zaśmiała się Larissa.

- Widzę, że komuś tu się poprawił humor. Wracamy do stołówki?

- Chyba nie ma już czasu, zaraz będzie dzwonek. - westchnęła dziewczyna. - Szkoda, głodna jestem.

- A gdybyśmy tak zerwali się z lekcji? - zaproponował z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy.

- Serio? Przecież nas złapią, wiesz jak oni pilnują tej stołówki, jakby normalnie ktoś tam miał bombę wnieść.

- No to pójdziemy gdzieś indziej.

- Na przykład?

- Do Maca albo KFC. Chyba lubisz hamburgery, nie?

- Jasne, ale... Nie wiem czy powinniśmy.

- Oczywiście że nie powinniśmy. Ale fajnie byłoby zjeść wreszcie coś innego niż ziemniaki, ziemniaki w mundurkach lub ziemniaki w púree, prawda?

- No, niech ci będzie. - zgodziła się w końcu Larissa. - A bierzemy Mindy?

- A po co? Nie musimy wszędzie chodzić razem. A poza tym im nas mniej, tym weselej. A im więcej, tym większa szansa że nas złapią.

- Okej...

JP poprowadził dziewczynę przez wyjście od strony sali gimnastycznej. Tamtędy zazwyczaj wychodzili uczniowie idący na lekcje wf-u.

- Czemu tędy?

- Tu mała szansa że będzie jakiś nauczyciel albo ktoś inny, kto stwierdzi że uciekamy ze szkoły.

Po wyjściu z budynku pognali przez boisko i przeszli przez płot ogradzający szkołę. Tuż za nim znajdował się McDonald's.

- W czym mogę pomóc? - zapytał ze znudzoną miną sprzedawca w fartuchu z logo lokalu.

- Jeden cheeseburger i jeden hamburger. I frytki do tego. - wyrecytował JP.

- Skąd wiedziałeś? - zapytała Larissa, maczając wyschniętą frytkę w keczupie.

- O czym? - zdziwił się JP, marszcząc lekko brwi.

- Że nie toleruję laktozy. Wziąłeś sobie cheeseburgera, a mi zwykłego. Czyli wiedziałeś.

- Zgadywałem. - na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek.

Wtem zawibrował telefon JP. Chłopak podniósł go i spojrzał na wyświetlacz. Odwrócił wzrok i schował telefon, nie odbierając go.

- Kto to?

- Nikt taki. Jakiś spam. - odpowiedział, nie patrząc jej w oczy. Larissa miała wrażenie jakby nie był do końca szczery, ale nie dopytywała.

Telefon zadzwonił kolejny raz, kiedy wyszli przed restauracją. Tym razem chłopak odebrał go. Ktoś po drugiej stronie mówił bardzo podniesionym głosem, jednak nie rozumiała słów. JP odpowiedział równie głośno.

- No i co?! Co mi zrobisz?

- Smarkaczu, chyba zapominasz do kogo mówisz! Natychmiast wracaj do domu! W tym momencie. - JP rozłączył się.

- To chyba musisz iść. - westchnęła dziewczyna.

- Chyba tak. - on również westchnął i, powłócząc nogami, odszedł w stronę części mieszkalnej miasta. Larissa pomyślała, że też już powinna iść do domu. Lekcje się raczej już skończyły.

Poznajmy się inaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz